Państwo odbiera rodzicom dzieci. Rodzice odbierają sobie życie


Zaledwie w ciągu kilku dni na Białorusi popełniły samobójstwo dwie kobiety, którym organy opieki zabrały dzieci. 5 lutego – 32-letnia matka trójki dzieci z obwodu homelskiego, a dwa dni później 30-latka z Grodzieńszczyzny. Zostawiła czworo dzieci.

To kolejna ofiara systemu opieki społecznej. Tacciana Bouszys popełniła samobójstwo, kiedy służby opiekuńcze zabrały do przytułku całą czwórkę jej dzieci. Do tragedii doszło we wsi Wajkuncy (Wojkuńce) pod Woronowem. Dzieci zabrano za to, że w domu panowały warunki nie spełniające zdaniem inspektorów norm sanitarnych. Wieczorem Taccianę znaleziono powieszoną.

– Otworzyłem drzwi. Tam wisiała żona. Podniosłem ją, żeby wydobyć z pętli, krzyknąłem do ojca, żeby przyniósł nóż. Ojciec przyniósł nóż, przecięliśmy pętlę, zdjęliśmy sznur z szyi. Spróbowałem robić sztuczne oddychanie i jednocześnie wezwałem pogotowie – mówi nam Andrej Bouszys, mąż Tacciany.

Kobiety nie udało się uratować.

Rodzinę Bouszysów wpisano do specjalnej kartoteki rodzin znajdujących się „w sytuacji niebezpiecznej socjalnie” jeszcze w 2014 roku. Od tego czasu w domu regularnie zjawiali się kontrolerzy.

– Jeszcze jak mama żyła, to mówiła: „Boże, jak już mam dość tych kontroli. To strażacy, to komisja, to opieka społeczna”. Tylko jeździli i jeździli.- mówi Walancina Nakładowicz, siostra Andreja. Wspomina też reakcje szwagierki: – A ona mi w końcu powiedziała: ”Wala, ja nie wytrzymam. Nie mogę już, nie wiem sama, co sobie zrobię”.

W szkole mówiono nam (ale nie przed kamerą), że dzieci były grzeczne i dobrze się uczą. Ale od razu po śmierci Tacciany dyrektorka szkoły opisała rodzinę w „Woranauskiej Haziecie” jako patologiczną. Artykuł oburzył miejscowych mieszkańców. Mówią, że to właśnie dyrektorka zainicjowała odebranie dzieci matce. A przecież życie na wsi rządzi się swoimi prawami:

– I do pracy trzeba i do dzieci w domu trzeba. I trzeba jeszcze, żeby porządek był. A to wcale nie tak jak w mieście, że przyszedł, umył się i usiadł. W domu jeszcze cale gospodarstwo: krowy, świnie, koń, kaczki, kury, gęsi – mówią sąsiedzi.

– Trzy krowy przy domu. W gospodarstwie ludzie robią dzień i noc… Kiedy mają naczynia pozmywać? Jeśli nie tak podłoga umyta jak trzeba, to niech przyjadą i umyją, a nie dzieci zabierają! – dodają inni.

Przyznają, że w domu był problem z alkoholem. Jednak ich zdaniem, to matkę trzeba było „zabrać, posadzić i zaszyć”, a nie zabierać z domu dzieci.

– A oni zabrali. Chcieli postraszyć, ale kogo postraszyli? Kogo? Co teraz będzie z dziećmi? A co ma zrobić ojciec, za matką iść?

Mieszkańcy wsi nie ukrywają, że winą za tragedię obarczają urzędników, którzy wywierali na rodzinę presję nie do zniesienia. Chociaż o samej rodzinie trudno było powiedzieć coś naprawdę złego. Zwłaszcza o dzieciach:

– Nie chodziły i nie biedowały, nie żebrały. A to co piszą w gazetach, że chodziły brudne i obdarte i ubrania były nieodpowiednie do sezonu – to nieprawda! – zapewniają.

W szkole nalegano, żeby rodzina przeprowadziła się do mieszkania w Woronowie. Wydano im je jako rodzinie wielodzietnej. Ale na całą przeprowadzkę Bouszysom nie starczało pieniędzy.

– Zaczęliśmy po trochu się ogarniać: przewieźliśmy regał, znaleźliśmy meble z ogłoszenia. Sprzedaliśmy krowę i cielaka. I za te pieniądze chcieliśmy przewieźć tam meble i załatwić przeprowadzkę dzieci. Ale tak wyszło, że żony zabrakło… – opowiada Andrej Bouszys.

Dwójka dzieci jest teraz w przytułku, pozostałych dwoje – w szpitalu. Ojciec odwiedza je codziennie. Organy opiekuńcze obiecują, że oddadzą dzieci, kiedy ojciec znajdzie pracę w Woronowie i doprowadzi do porządku mieszkanie.

– Brakuje tych pieniędzy, ale trochę jeszcze zostało. Chociaż dużo poszło na pogrzeb – mówi nam Andrej.

Bouszys pracuje w gospodarstwie rolnym. Zarabia 350-400 rubli (600-700 zł). Teraz z jego pensji będzie ściągane 800 rubli miesięcznie – za „utrzymanie dzieci przez państwo”.

– Teraz będę starać się sam jeden, żeby jak najszybciej przewieźć tam meble. Zabrać dzieci i żyć dla dzieci – zapewnia nas samotny ojciec.

Wolha Czajczyc, Andruś Kozieł, cez/belsat.eu

Aktualności