W pobliżu restauracji, której otwarcie zaplanowano na dziś, jeszcze wczoraj wieczorem milicja zatrzymała Wolhę Nikałajczyk.
Nikałajczyk oraz druga aktywistka – Nina Bahinskaja – postanowiły dyżurować w pobliżu lokalu, który ma zostać otwarty tuż obok memoriału w uroczysku Kuropaty, miejscu masowych egzekucji dokonywanych przez NKWD.
Uczestniczki protestu przyszły tam ok. 20.00 z plakatem i drewnianym krzyżem. Od razu podeszli do nich dwaj funkcjonariusze po cywilnemu, którzy zaczęli filmować kobiety. Po chwili pojawił się też umundurowany milicjant. Przy okazji wylegitymowano też obecnych na miejscu dziennikarzy Biełsatu.
Milicji przybywało. Wkrótce było ich już ok. 10, w tym wysocy rangą dowódcy. Nadjechał też radiowóz, ale wkrótce odjechał w stronę miasta.
Nikałajczyk zatrzymano z ok. 21.45. Nieoczekiwanie tu przy niej zatrzymał się biały bus i ludzie po cywilnemu zaciągnęli kobietę do środka. O tym, że byli to milicjanci, można było wywnioskować tylko z późniejszych informacji – aktywistka „odnalazła się” na komisariacie dzielnicy Sawiecki Rajon.
Nikałajczyk zamierzała pozostać w Kuropatach całą noc przekonując, że jako organizatorka akcji protestu nie może opuścić tego miejsca – na wypadek, gdyby do „nocnej warty” zamierzał przyłączyć się ktoś jeszcze.
Jednak po jej zatrzymaniu warta się zakończyła – osamotniona Bahinskaja postanowiła nie ryzykować interwencji milicji pod nieobecność świadków i sama wróciła do miasta. Na miejscu pozostał przyniesiony przez nie krzyż i plakat „Zabito mnie w Kuropatach, a na kościach urządzono knajpę”.
Dziś o 11:00 (10:00 czasu polskiego) ma zacząć się akcja protestu zapowiedziana przez innych mobilizujących się obrońców Kuropat. Działacze opozycyjnego Młodego Frontu zamierzają założyć tam miasteczko namiotowe.
Czytajcie więcej:
Kaciaryna Andrejewa, cez/belsat.eu