Wczoraj urwał się kontakt z naszą korespondentką w Homlu Łarysą Szczyrakową. Dziennikarkę odnaleziono w areszcie, gdzie prawdopodobnie czeka na proces za “udział w nielegalnym zgromadzeniu”, które relacjonowała.
Gdy w czwartek Łarysa Szczyrakowa przestałą odbierać telefon, rodzina i redakcja zaczęła jej szukać. Okazało się, że milicja zatrzymała dziennikarkę i przekazała ją do aresztu tymczasowego. Oficer dyżurny nie chciał jednak poinformować, na jakiej podstawie nasza korespondentka jest przetrzymywana.
Łarysa została w tym tygodniu zabrana na milicję, gdzie spisano zawiadomienie do sądu o popełnienie przez nią wykroczenia. Funkcjonariusze zarzucili jej, że w niedzielę uczestniczyła w nielegalnym opozycyjnym Marszu Pokoju w Homlu. Dziennikarka rzeczywiście tam była, ale jako korespondentka Biełsatu, więc zgodnie z białoruską ustawa o mediach nie zaliczała się do uczestników nielegalnego zgromadzenia.
W sobotę z kolei relacjonowała Marsz Kobiet, który pod presją milicji przerodził się w cichy korowód po centralnym placu miasta. Funkcjonariusze próbowali wtedy zatrzymać dziennikarkę, ale obroniły ją uczestniczki protestu.
Wychowuje ona samotnie 13-letniego syna. Podczas przesłuchania milicja zagroziła jej odebraniem nastolatka i umieszczeniem w domu dziecka. To nie pierwszy raz, gdy homelskie służby szantażują w ten sposób naszą koleżankę. Grożono jej tak już w 2017 roku podczas protestów “darmozjadów” – bezrobotnych, na których Alaksandr Łukaszenka nałożył podatek od bezrobocia”. Tym razem samotna matka nie wytrzymała presji i zasłabła. Karetka zabrała ją do szpitala, a stamtąd już nie wróciła na komisariat.
Wczoraj miała stanąć przed sądem, ale rozprawa została przeniesiona z powodu błędów formalnych w milicyjnym protokole. Mimo to Łarysa została wtrącona do aresztu.
To kolejny przykład łamania praw mediów i nietykalności dziennikarzy na Białorusi. Przeciwko systemowym represjom protestowali wczoraj przed MSW przedstawiciele białoruskich redakcji.
pj/belsat.eu