Domagają się tego rodzice białoruskich uczniów, którzy wczoraj rozpoczęli rok szkolny.
Na Białorusi to przeważnie dyrektorzy szkół są przewodniczącymi komisji wyborczych ulokowanych w ich placówkach. Także to oni odpowiadają za pracę komisji i liczenie wyników.
1 września podczas uroczystości rozpoczynających rok szkolny w wielu szkołach na Białorusi rodzice wręczyli dyrektorom nie tradycyjne kwiaty, a petycje z żądaniem podania się do dymisji. Rodzice mają im za złe, że “kradnąc ich głosy, ukradli przyszłość ich dzieci”.
Do takiej trudnej rozmowy władz szkoły z rodzicami doszło m.in. w Szkole Średniej nr 44 w Witebsku – informuje portal TUT.by. Wcześniej do internetu wyciekło nagranie będące dowodem, że w szkole sfałszowano wyniki głosowania.
Po wakacjach za biurka nie wróciło też wielu nauczycieli. Część z nich stanowią pedagodzy, którzy przeciwstawili się fałszowaniu wyborów i poinformowali o tym media lub niezależnych informatorów. Z wieloma z nich władze oświatowe nie przedłużyły potem umowy, lub zostali oni zwolnieni dyscyplinarnie.
Drugą grupą są nauczyciele, którzy porzucili zawód w proteście przeciwko ideologizacji szkoły i zmuszaniu grona pedagogicznego do fałszowania wyborów na korzyść urzędującego od 26 lat prezydenta. Alaksandr Łukaszenka i tak zapowiedział już wcześniej, że dla osób nieuznających państwowej ideologii nie ma miejsca w Białoruskiej szkole.
Jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego Swiatłana Cichanouskaja wezwała nauczycieli do moralnej odbudowy białoruskiego szkolnictwa. W komisjach kontrolowanych przez niezależnych obserwatorów kandydatka opozycji wygrała wybory prezydenckie.
Zarówno Cichanouskaja jak i Łukaszenka są z wykształcenia nauczycielami – anglistką i historykiem – i mają krótką praktykę pedagogiczną.
pj/belsat.eu