Sukces wczorajszego soboru jest wielkim zwycięstwem Petra Poroszenki. Pokazuje, że jego kampania wyborcza będzie miała wojenno-patriotyczny charakter.
Tłum kilku tysięcy wiernych stał na placu Sofijskim przed Soborem Mądrości Bożej w Kijowie już od rana. Ludzie stali i czekali na decyzje obradującego w środku świątyni soboru bardzo cierpliwie. Momentami, dzięki zagrzewającym z telebimu i sceny przemówieniom, atmosfera trochę przypominała tę z rewolucyjnego Majdanu sprzed pięciu lat. I o to chodziło. Na telebimie co pewien czas pojawiał się prezydent i klipy, które tylko teoretycznie nie były przedwyborczymi. W rzeczywistości całe zgromadzenie soborowe było mocnym startem kampanii wyborczej walczącego o polityczne przetrwanie Petra Poroszenki.
To dlatego administracje obwodowe postarały się i wysłały do Kijowa z całego kraju setki autokarów z ludźmi, którzy potem stali przed soborem i czekali na prezydenta i nowego zwierzchnika ukraińskiej Cerkwi prawosławnej. Wielu z nich miało wstążeczki w niebiesko-żółtych barwach z napisem: “Idziemy wspólną drogą”. To hasło wyborcze Poroszenki.
Kiedy wczoraj wieczorem na scenę na placu Sofijskim wreszcie wyszedł Petro Poroszenko i nowy metropolita kijowski, Epifaniusz, tłum ożywił się. Po wielogodzinnym oczekiwaniu na chłodzie, zapał trochę ostygł. Przemówienie prezydenta było jednak mocne i rozgrzało emocje.
– Dziś narodziła się nowa, ukraińska Cerkiew, to Cerkiew bez Putina i Cyryla – ogłosił Poroszenko i po chwili dodał, cytując wiersz Michaiła Lermontowa – “Żegnaj niemyta Rosjo!”
Poroszenko ogłaszając powstanie zjednoczonej, Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej bardzo mocno akcentował, że historyczny moment ma znaczenie polityczne, a nawet geopolityczne. Mówił wiele o wojnie z Rosją. To było dobre, przedwyborcze przemówienie. Pokazujące jaki będzie charakter tej kampanii. Poroszenko będzie pokazywał, że jest obrońcą wiary i państwa.
Kiedy głos zabrał nowy zwierzchnik ukraińskiej Cerkwi, Epifaniusz, zaczął od podziękowań i chwalenia prezydenta. W ten sposób Poroszenko zręcznie wykorzystał sobór i narastającą po incydencie w Cieśninie Kerczeńskiej atmosferę zagrożenia ze strony Rosji do mocnego rozpoczęcia walki o władzę w wyborach w marcu 2019 r.
– Oczywiście, że chodzi o to, by się odciąć od Rosji, a nie tylko o wiarę – przyznawał bez ogródek ojciec Igor, jeden z wielu stojących na placu duchownych. – To może wyjść na dobre także rosyjskiej Cerkwi. Będą mieli tam szansę skupić się na sprawach religijnych, a nie na budowaniu imperium, choć nie wierzę, że z tej szansy skorzystają.
Zresztą już wczoraj wiadomo było, że Moskwa nie odpuści. Z rosyjskich mediów popłynęły słowa o “tragifarsie”, jaką jest kijowski Sobór. Nerwowo skrytykował sobór moskiewski patriarcha Cyryl. A większość biskupów Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej patriarchatu moskiewskiego jednak posłuchała Cyryla, a nie Bartłomieja, patriarchy Konstantynopola i na sobór nie przyszła. Było tylko dwóch przedstawicieli UPC MP. Co, razem z zapewnieniami o walce o cerkwie, zwiastuje teraz długi i ciężki proces walki o świątynie, majątek cerkiewny, wiernych i wpływy na Ukrainie.
Poroszenko wie, że ma przed sobą walkę na polityczną śmierć lub przeżycie. W sondażach przegrywa nie tylko z Julią Tymoszenko, ale nawet z Wołodymyrem Zielieńskim, aktorem i komikiem, który nawet jeszcze nie określił się czy w wyborach będzie startował.
– Ukraińcy są zmęczeni wojną i kryzysem, ale z drugiej strony większość z nich obawia się, że może być gorzej, kiedy Rosja zwiększy nacisk i posunie się dalej w agresji – mówi Wołodymyr Fesenko, kijowski politolog. – Tymoszenko odwołuje się do tych, którzy są rozczarowani i o niedolę obwiniają prezydenta, na Zielieńskiego będą głosować ci, którzy mają dość wszystkich polityków, a na Poroszenkę ci, którzy naprawdę boją się Rosji.
Dlatego zadaniem Poroszenki jest przekonać Ukraińców, że tylko on jest gwarantem bezpieczeństwa. Stąd szybkie wprowadzenie stanu wojennego po ataku na ukraińskie okręty w Cieśninie Kerczeńskiej. Dlatego prezydentowi tak zależało na soborze, tym, żeby się udał i szybko uniezależnił ukraińską Cerkiew od Moskwy. Prezydent kiedy może przekonuje Ukraińców, że odbudował armię. Po to parady i programy informacyjne w telewizji pokazujące, jak szybko poprawia się stan armii, która nie jest już zbieraniną ochotników, jak jeszcze trzy-cztery lata temu. Nawet w czasie wczorajszego przemówienia Poroszenko nie omieszkał się wspomnieć, że odbudowuje ukraińską armię.
Tylko, czy z takim przekazem dotrze do masy Ukraińców, którzy są zwyczajnie zmęczeni brakiem widocznej poprawy jakości ich życia? I nie chodzi tylko o prowincję, czy mieszkańców wschodu Ukrainy.
Sobota wieczór, dzielnica Obołoń we wschodniej, położonej za Dnieprem części Kijowa. Zaledwie kilka kilometrów od pełnego wiernych placu Sofijskiego życie toczy się innym rytmem. Po pogrążonym w ciemnościach blokowisku przemykają ludzie, którzy nawet nie wiedzą, że właśnie dzieje się historia.
– A coś słyszałam, że na Sofijskim coś się ma dziać, ale to chyba dopiero za tydzień, choinkę mają stawiać – mówi Oksana, trzydziestoletnia mieszkanka Obołonia.
O soborze nic nie słyszała. W jaki sposób Poroszenko dotrze do takich wyborców, jak Oksana, nie wiadomo. Ma cztery miesiące, by to zrobić. I świadomość, że hasło: “wiara, armia, państwo”, może przegrać z podnoszonym przez konkurentów prostszym hasłem: wszyscy kradną.
Michał Kacewicz/belsat.eu