Aleksy Dzikawicki: gwary i regionalizmy to bogactwo kraju


Zbiór “Ońde”.
Zdj.: Alisa Hanczar/ Biełsat

W Polsce ukazał się zbiór opowiadań i wierszy w gwarze poleskiej zatytułowany “Ońde”. Jego autorem jest wicedyrektor Biełsatu Aleksy Dzikawicki. W okolicach Pińska słowo “Ońde” oznacza “właśnie” i “tutaj”.

Polesie to region zaczynający się na wschodzie Polski, a rozciągający wzdłuż całego pogranicza Białorusi i Ukrainy. To kraina rozlewisk rzecznych i bagien, a jej mieszkańcy, dzięki wiekom izolacji wytworzyli własną kulturę.

Wiadomości
Pierwsza książka w gwarze Polesia. Autorem wicedyrektor Biełsatu
2021.10.14 18:14

 

O tym, skąd wziął się pomysł na książkę i jakie jest współczesne Polesie z Aleksym Dzikawickim rozmawia Piotr Pogorzelski.

– Jak narodziła się ta książka?

– Urodziłem się w Pińsku, ale do 7. roku życia wychowywałem u dziadków na wsi pod Pińskiem. Rozmawiałem tylko w tej gwarze bo nie miałem z kim rozmawiać inaczej. Gdy poszedłem do szkoły, to byłem jedynym dzieckiem, które nie mówiło po rosyjsku, a szkoła była rosyjskojęzyczna. Moi rodzice byli wzywani do szkoły i pytani, dlaczego tak jest. Ale później nauczyłem się mówić i po rosyjsku i po białorusku i w innych językach.

Minęło sporo lat, ponad 3 lata temu zmarła moja mama i zostałem u ojca na wsi na kilka tygodni żeby go wesprzeć, pobyć z nim.

Przychodzili sąsiedzi, znajomi i ten język we mnie się odrodził. Chciałem zapisywać, notować, co oni mówią bo Polesie to jest taki osobny kosmos, inny układ życia.

Z racji pracy jestem przyzwyczajony do szybkiego tempa, miasta, a tam to wygląda zupełnie inaczej. Początkowo myślałem, żeby notować po białorusku to, co o oni mówią, ale to nie miało sensu.

Nagle zacząłem przypominać sobie słówka, gwarę, zacząłem zapisywać ich wypowiedzi, choć jest też sporo fikcji.

Zacząłem też pisać wiersze w tej gwarze bo myślę, że najlepiej mogę wyrazić swoje myśli i uczucia właśnie w ten sposób.

Foto
Polesie pustynnieje ZDJĘCIA
2020.05.06 19:24

– Jaka jest ta gwara? Pamiętam swój pobyt na Polesiu po stronie ukraińskiej. Muszę przyznać, że miałem kłopoty ze zrozumieniem części wypowiedzi mimo dobrej znajomości ukraińskiego, rosyjskiego i białoruskiego.

– To jest pogranicze, obecnie białorusko-ukraińskie. Jak na każdym pograniczu, język jest mieszany więc gwara poleska jest bliższa fonetycznie do języka ukraińskiego, ale sporo jest w niej słów polskich, niemieckich, czy z jidysz.

Dlatego to jest bardzo zmieszany język, gdzie jest sporo słów, które nie są używane w literackim ukraińskim, czy białoruskim.

– Czy ktoś się zajmuje naukowo tą gwarą?

– To byłoby niezwykle trudne. Jest kilka takich prac naukowych, ale jest to znacznie utrudnione. Te wsie były oddzielone naturalnymi barierami, bagnami, czy lasami. Stąd może być tak, że w jednej wsi na konia mówi się kuń, a 20 kilometrów dalej kiń. Nie sposób zrobić słownika wspólnego dla wszystkich. Trzeba by zajmować się gwarami z każdego miejsca.

To jest możliwe jedynie przy wsparciu miejscowym, a wiemy, że na Białorusi nawet język białoruski, który jest oficjalnie językiem państwowym, nie jest specjalnie szanowany i wspierany przez państwo, a co dopiero gwary.

Fotoreportaż
“Pochód rusałki” na Polesiu. Ten obrzęd pamięta czasy pogańskich Słowian FOTOREPORTAŻ
2021.06.28 18:15

– Kto teraz używa tej gwary?

– To są głównie starsi ludzie. Ja specjalnie pisałem w tej gwarze ponieważ jest mi ona bliska, ale też to jest mój hołd dla ludzi jej używających. To byli zawsze ludzie nawet nie II, a III gatunku.

Nigdy gwara nie była uznawana chociażby na poziomie regionalnym, jako ciekawostka. Ludzie zawsze chcieli się jej pozbyć, przenosili się do miasta, chcieli się pozbyć tego akcentu, uczyli się rosyjskiego bądź białoruskiego, który też nie był specjalnie hołubiony.

Gwara poleska była uważana za coś dzikiego i przejaw niskiego wykształcenia. Ale ona nadal jest powszechna, gdy jedzie się pociągiem podmiejskim, albo autobusem. Czasem nawet w Pińsku można ją usłyszeć.

Ciekawostka: gdy przyjeżdżałem na Białoruś jeszcze przed zeszłorocznymi wydarzeniami, to zdarzało się tak, że w Mińsku, gdy mówiłem po białorusku miałem negatywny odzew w stylu: niech pan mówi normalnie, w domyśle po rosyjsku. Natomiast jak wchodziłem na przykład do sklepu w Pińsku i prosiłem o jakiś towar po polesku, to nikogo to nie dziwiło, mimo że byłem w garniturze i nie do końca jestem z kołchozu spod Pińskiem.

Moi sąsiedzi ze wsi nie wierzyli, że ktoś napisze książkę w ich gwarze. Mówili sobie, że pewnie Warszawa przewróciła mi w głowie. Ale się udało.

Ale rozmawiają nie tylko starsi, też ludzie w średnim, moim wieku, także dzieciaki. Nie jest ich na wsiach dużo, ale postawiłbym taką tezę, że gwara może być bardziej trwała niż białoruski. Przynajmniej na Polesiu.

Filmy
Bartnicy. Jak dziadowie miód zbierali
2019.11.14 15:23

– Jak teraz jest odbierane Polesie? Na Ukrainie jest uznawane za prowincję prowincji, oddzieloną de facto od reszty kraju. Czy tak samo jest na Białorusi?

– Może trochę tak. Często mieszkańcy Białorusi nie zdają sobie sprawy, że gwara poleska istnieje. Ona fonetycznie jest odmienna od białoruskiego, nie ma tej miękkości, nie ma tego dzi, ci. To jest twardsze. I na pewno, gdy ktoś przyjedzie, to odbiera to jako ciekawostkę.

Myślę, że takie gwary, regionalizmy, to jest bogactwo kraju. To powinno być wspierane przez państwo bo język literacki czerpie z dialektów, ale wiemy, że w obecnej sytuacji nie ma o czym mówić.

– Bardziej chodziło mi o samą opinię o Polesiu, jako regionie. Czy można powiedzieć, że jest ono odbierane trochę, jak przez część warszawiaków Podlasie?

– Może i tak. Ale trzeba powiedzieć, że Polesie nigdy nie było, z tego co pamiętam, biedne. Ludzie tam są bardzo pracowici, czy to w rolnictwie, czy to w handlu. Pamiętam początek lat ‘90, gdy do Turcji z Mińska jeździł 1 autokar tygodniowo, a z Pińska 4 bo pińczucy przywozili towar masowo, a potem wozili do Rosji i na Kaukaz. To jest bardzo pracowity i przedsiębiorczy naród.

To nie jest tak, że tam są chaty słomą kryte, to są zamożni ludzie, ale być może odbierani jako prowincja przez mieszkańców Mińska, czy centrum kraju.

Filmy
Dniuka (Dzień jak co dzień), dokument
2014.07.28 15:59

– Tak to było odbierane w 20-leciu międzywojennym. W Polsce to były wówczas kresy kresów.

– Tak, oczywiście. Babcie w łapciach, które u nas nazywają się postoły, bazar, łódki, kapelusze ze słomy. To było bardzo egzotyczne. Ale teraz mi się wydaje, że jeśli chcielibyśmy porównać poziom życia, tak jak ludzie żyją na zachodniej Białorusi, czyli na Polesiu i we wschodniej części, to jednak znacznie bogaciej jest na Polesiu.

Jeszcze taka ciekawostka. Kiedyś, jako dziennikarz, byłem w Dawidgródku, robiliśmy taki projekt na którąś rocznicę wyboru Alaksandra Łukaszenki na prezydenta i szukaliśmy członków sztabów. Okazało się, że tam nie było nikogo.

Jak powiedział mi jeden kolega stamtąd “durniów tu nie ma”. To jest zupełnie mentalnie bardzo prozachodni lud.

Prezentacja książki “Ońde” w Warszawie.
Zdj.: Alisa Hanczar/Biełsat

Aleksy Dzikawicki to zastępca dyrektora Telewizji Biełsat. Dziennikarstwem zajmuje się od połowy lat 90., gdy pisał dla głównych niezależnych tytułów na Białorusi. Od 1997 roku był brzeskim korespondentem Radia Swaboda /Radio Wolna Europa. W 2007 roku podjął się stworzenia redakcji informacyjnej Telewizji Biełsat. Od lutego 2018 roku jest zastępcą dyrektora stacji.

Rozmowa ukazała się także w podcaście Po prostu Wschód Piotra Pogorzelskiego.

Aktualności