Dzianis: "Nie byliśmy dla nich ludźmi". Historia nr 15 z cyklu „Miałem szczęście”


To tylko jedna z zebranych przez dziennikarzy Biełsatu relacji, które dokumentują fakty brutalnej przemocy stosowanej przez funkcjonariuszy reżimu wobec uczestników pokojowych protestów i przypadkowych osób. Swoje historie opowiedziały nam same ofiary.

Dzianis.
Zdj. belsat.eu

Nagranie z zatrzymania Dzianisa obiegło popularne portale społecznościowe zanim został on wypuszczony na wolność. Mężczyzna, wraz z innymi motocyklistami, miał zamiar wypić kawę w mińskiej dzielnicy Uruczcza, ale lokal, do którego chcieli się udać, był zamknięty. Wtedy grupa przyjaciół postanowiła wybrać się do innej kawiarni.

Zdążyli przejechać dosłownie kilka metrów, kiedy przed nimi pojawił się radiowóz drogówki. Z pojazdu wyskoczyli mężczyźni w mundurach milicji. Zażądali, by wszyscy zsiedli z motocykli i oddali im kluczyki. Jeden z funkcjonariuszy wyciągnął broń. Dzianis do ostatniej chwili wierzył, że po prostu sprawdzą im dokumenty i puszczą wolno. Nikogo jednak nie interesowały dokumenty.

Motocykliści usiedli na krawężniku, a milicjanci zaczęli ich bić. Następnie zakuto ich w kajdanki i przewieziono na komisariat dzielnicy Pierszamajski Rajon. Trafili do sali treningowej, gdzie zmuszono ich do klęczenia z twarzą przy podłodze. Funkcjonariusze krzyczeli:

– Ile wam płacą? – krzyczeli funkcjonariusze.

Gdy Dzianis próbował wyjaśnić, że nie brał udziału w żadnym proteście, usłyszał w odpowiedzi: „Znalazłeś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie”. Spędził na komisariacie prawie dobę.

Podczas przydziału do cel w areszcie przy ul. Akreścina, Denis został uderzony kilka razy – w ten sposób personel poganiał zatrzymanych. Znalazł się na dziedzińcu z ponad setką innych mężczyzn. Za ścianą słychać było odgłosy bicia i krzyki: „Kocham OMON!”. Przez dobę 150 mężczyzn dostało do jedzenia dwa bochenki chleba. Dzianis spędził cały ten czas stojąc.

W trakcie procesu Dzianis usłyszał oskarżenie o udział w proteście – w zupełnie innym miejscu niż to, gdzie go zatrzymano. Rzekomo wykrzykiwał hasła „Żywie Biełaruś” i „Wąsaty karaluch”. Dzianis tłumaczył, że został zatrzymany w innym miejscu, a w internecie jest nawet film, który tego dowodzi. Odpowiadano mu w standardowy sposób: „Nie ma powodu, aby nie ufać milicjantom”. Dostał wyrok sześciu dni aresztu.

Rysunek Dzianisa.
Zdj. belsat.eu
Później Dzianisa i innych zatrzymanych zabrano na dziedziniec, ponieważ zaplanowano przeniesienie więźniów. Mężczyzna nigdy nie czekał na przybycie milicyjnej więźniarki tak niecierpliwie, jak tego dnia. Marzył o tym, by jak najszybciej położyć się na pryczy i odpocząć.
Zatrzymani nie doczekali się jednak przeniesienia i w nocy Dzianis wraz z pozostałymi zostali wypuszczeni z aresztu. Bał się wyjścia na wolność. Nie wiedział, co go tam czeka.
– Może jeszcze wsadzą nas do jakichś więźniarek i jeszcze gdzieś wywiozą – zastawiał się.

Wszystkie historie cyklu „Miałem szczęście” znajdują się tu – można je przeczytać oraz ich wysłuchać.

Aktualności