“Przetrwa to i stanie się jeszcze silniejsza”. Rozmowa z mężem sądzonej współpracowniczki TVP Iryny Słaunikawej


Dziś w Sądzie Rejonowym w Homlu rozpoczyna się proces naszej koleżanki, dziennikarki, więźniarki politycznej, współpracowniczki TVP Iryny Słaunikawej. Została zatrzymana wraz z mężem Alaksandrem Łojką na lotnisku w Mińsku 30 października ubiegłego roku po powrocie z wakacji i już od ponad pół roku przebywa w areszcie.

Dziennikarka Iryna Słaunikawa, zdj.: archiwum prywatne/ Facebook

Początkowo musiała mierzyć się z nieludzkimi warunkami w niesławnym areszcie przy ul. Akreścina w Mińsku. Więźniarki z celi, gdzie przetrzymywano Irynę, podjęły nawet strajk głodowy: kobietom nie przekazywano paczek od bliskich, zabierano im szczoteczki do zębów i lekarstwa. Powodem tej kary ze strony administracji było rzekomo to, że “kobiety prosiły o papier toaletowy niewłaściwym tonem”.

Po miesiącu pobytu na Akreścina Iryna spędziła sześć miesięcy w areszcie śledczym przy ulicy Waładarskiego. Obecnie przebywa w areszcie śledczym w Homlu. Będzie sądzić ją Mikałaj Dola, sędzia, który skazał na 18 lat kolonii karnej blogera Siarhieja Cichanouskiego, a także innych jego współpracowników. Proces będzie się toczył za zamkniętymi drzwiami.

Wiadomości
Irynę Słaunikawą będzie sądzić wierny reżimowi sędzia
2022.06.18 10:58

Iryna Słaunikawa jest oskarżona o “kierowanie formacją ekstremistyczną” oraz “organizowanie i przygotowywanie działań rażąco naruszających porządek publiczny lub aktywny udział w takich działaniach”. Grozi jej do siedmiu lat więzienia.

Iryna jest nie tylko prawdziwą profesjonalistką, cieszącą się dużym szacunkiem wśród swoich kolegów. Jest osobą o silnym charakterze, dla której ważna jest uczciwość. Podróżniczka, której nigdy nie męczy odkrywanie świata. Jest także kochającą matką i żoną. O Irynie porozmawialiśmy z jej mężem Alaksandrem Łojką.

“Lata spędzone z Irą to najlepszy okres mojego życia”

– Jak Pan poznał Irynę i jak zaczął się wasz związek?

– Po raz pierwszy spotkałem Irynę w 1997 albo 1998 roku. Pracowaliśmy w gazecie Biełaruskaja Maładziożnaja, która została stworzona po zamknięciu stacji radiowej o tej samej nazwie. Po studiach podjąłem tam staż. Byłem specjalistą technicznym. Wkrótce musiałem odbyć służbę w wojsku i pewnego dnia spotkałem Irę na mieście. Jechała gdzieś za miasto pociągiem zrobić coś dla gazety, był z nią Paweł Siewiaryniec. Pojechałem z nimi i od tego czasu zaczęliśmy się przyjaźnić. Kiedy byłem w wojsku, dzwoniliśmy do siebie. Cieplejsze relacje zaczęły się w 2000 roku, kiedy wyszedłem z wojska i wróciłem do gazety. Jesteśmy razem już od 22 lat. To wspaniały okres w moim życiu. Nawet najlepszy.

– Co urzekło Pana w Irynie?

– Ira zawsze była wesoła, radosna, z charakterem. Kiedy między ludźmi pojawia się jakaś relacja, czujesz “chemię”, zaczynasz zauważać pewne drobiazgi, które bardzo ci się podobają. U nas wszystko potoczyło się bardzo naturalnie i szybko. Każdy kolejny krok w tej relacji powoduje, że dowiadujesz się coraz więcej o tej osobie, odkrywasz ją dla siebie. W Irze podobało mi się prawie wszystko, więc bardzo szybko się do siebie zbliżyliśmy.

– Macie te same hobby i zainteresowania?

– Naszym wspólnym hobby i pasją są podróże. Przez pewien czas, z okazji każdych urodzin, specjalnie wyjeżdżaliśmy do innego kraju, nowego miasta, aby uczcić to święto. Byliśmy w Paryżu, Pradze. Około pięciu lat temu zacząłem nurkować i wciągnąłem w to Irę. Od kilku lat jeździmy do Egiptu nad Morze Czerwone – to jedno z najlepszych miejsc do nurkowania na świecie. Lubimy podróżować samochodem – byliśmy samochodem w Grecji, we Włoszech, a nawet dawno temu w Abchazji. Podróże bardzo zbliżają – razem z ukochaną osobą odkrywasz świat.

Iryna Słaunikawa z mężem, zdj.: archiwum prywatne/ Facebook

“Profesjonalizm w kontaktach z ludźmi i uczciwość w pracy są dla niej najważniejsze”

– Co jest dla Iryny najważniejsze w jej pracy i w ludziach?

– Dla Iryny w ludziach ważne są dwie rzeczy: pierwsza to przyzwoitość, a druga to profesjonalizm. Oczywiście ludzie mogą mieć różne opinie na temat pewnych spraw, to jest normalne. Ale jeśli człowiek jest przyzwoity i profesjonalny, inne rzeczy stają się drugorzędne.

Ira jest prawdziwą profesjonalistką. Z wykształcenia jest księgową, ukończyła Białoruski Państwowy Uniwersytet Ekonomiczny. Tak się jednak złożyło, że zajęła się dziennikarstwem, które bardzo jej się spodobało. Jestem z nią od początku jej rozwoju zawodowego. Bywa, że miejsce pracy i sfery działalności trzeba zmieniać wielokrotnie i osoba, która odnalazła to, co kocha, właściwie ma szczęście. Ira jest jedną z tych osób.

Ira od wielu lat zajmuje się dziennikarstwem. W jej pracy najważniejsza jest prawda i uczciwość. Jest szanowana wśród swoich kolegów, była jedną z wiceprzewodniczących Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, a to potwierdzenie uznania środowiska zawodowego.

Wiadomości
Agnieszka Romaszewska-Guzy na Forum Kalinowskiego: historia ostatnich lat białoruskich mediów to historia sukcesu
2022.06.21 19:48

Ira jest bardzo silną osobą. Dużo silniejszą ode mnie. Mi kompromisy przychodzą łatwiej, Ira ma z tym trudności.

To, co się z nią teraz dzieje, nie złamie jej, jestem o tym przekonany. Pozostanie sobą i stanie się jeszcze silniejsza.

– Kiedy w rodzinie jest dziennikarz, bywa niełatwo, zwłaszcza jeśli chodzi o niezależne dziennikarstwo na Białorusi. Martwił się Pan o nią?

– Jestem zdania, że człowiek powinien robić w życiu to, co lubi, co sprawia mu przyjemność. Iryna zajmowała się tym, co robiła dobrze, w czym najlepiej się odnajdywała, wciąż rozwijała się zawodowo. Cieszyło mnie to. Ale oczywiście zawsze się o nią martwiłem, nawet wtedy, gdy dziennikarstwo było tylko pracą, a nie – jak teraz – niebezpiecznym zajęciem.

– Ojciec Iryny, pan Alaksandr, jest starszym oficerem rezerwy, zasłużonym weteranem lotnictwa wojskowego. Czy to, że Iryna jest silną osobą, zawdzięcza swojej rodzinie?

– Kiedy Ira była mała, jeszcze w czasach Związku Radzieckiego, jej ojciec dużo podróżował w różne miejsca, służył w Azji, Rosji, a nawet w Niemczech. Ojciec Iry jest naprawdę bardzo silny, ma swoje zasady i myślę, że to głównie on wpłynął na jej wychowanie i charakter.

– Macie dorosłego syna, jaką matką jest Iryna?

– Zawsze można się domyślić, jakimi ludźmi są rodzice, patrząc na efekty ich rodzicielstwa. Nasz syn ma 26 lat, wyrósł na niezależnego, inteligentnego, dobrego człowieka, który pomaga rodzinie na miarę swoich możliwości. Ukończył studia w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie i zna kilka języków. Ira nigdy go nie rozpieszczała, była dość surową matką i wychowała porządnego syna. Planował mieszkać na Białorusi, ale musiał wyjechać. Obecnie mieszka za granicą i pracuje zdalnie. Jest mu bardzo ciężko, ponieważ jego matka jest w więzieniu.

Iryna Słaunikawa z mężem, zdj.: archiwum prywatne/ Facebook

“Ira miała jasną pozycję: dlaczego mielibyśmy opuszczać nasz kraj, skoro nie zrobiliśmy nic złego?”

– Dlaczego nie wyjechaliście z Białorusi po roku 2020 i fali represji, która się po nim rozpoczęła i trwa nadal?

– Ira miała jasną pozycję – dlaczego mamy opuszczać naszą ojczyznę, nasz kraj, skoro nie zrobiliśmy nic złego, nikogo nie zabiliśmy, niczego nie ukradliśmy? Dlaczego mielibyśmy wyjechać? W tej kwestii byłem bardziej realistą, kilkakrotnie rozmawialiśmy o wyjeździe, zwłaszcza latem 2021 roku. Widzieliśmy, co się dzieje, ile osób zostało zatrzymanych, przychodzili do dziennikarzy, którzy już nawet nie pracują i nie są w nic zaangażowani. Ira była jednak w tej kwestii nieugięta. Naprawdę nie zrobiła nic nielegalnego, więc nie sądziła, że może się to tak skończyć. Przez ostatni rok nie mieszkaliśmy w domu, baliśmy się, że mogą do nas przyjść. Okazało się jednak, że i tak nas znaleźli.

– Proszę opowiedzieć o zatrzymaniu na lotnisku w Mińsku: jak to było? Przeczuwaliście, że coś się wydarzy?

– Rzeczywiście, dzień wcześniej Ira miał przeczucie. Lecieliśmy do egipskiej Hurghady na nurkowanie. Ira ciągle powtarzała, że ludzie siedzą w więzieniu, a my w tym czasie tak po prostu jedziemy nurkować. Byłem przekonany, że powinniśmy na jakiś czas wyłączyć głowę, odpocząć od wszystkiego. Przed powrotem Ira powiedziała, że miała przeczucie, że będziemy zatrzymani na lotnisku – śniło jej się to. Próbowałem ją uspokoić – po co mieliby nas zatrzymywać na lotnisku, skoro mogliby to zrobić w mieście.

Wiadomości
Były redaktor opozycyjnej gazety zatrzymany w Grodnie
2022.06.21 18:32

Przylecieliśmy na lotnisko w Mińsku, staliśmy w różnych kolejkach do kontroli paszportowej. Zostałem zatrzymany 30 sierpnia 2020 roku i wtedy też wpisano mnie na specjalną listę, więc przy każdym przekroczeniu granicy kierowano mnie na pełną kontrolę, z której sporządzano protokół. Gdy przeszliśmy przez kontrolę paszportową, Ira poszła pierwsza. Wezwano funkcjonariusza, który zabrał jej paszport z kabiny i powiedział:”Proszę ze mną”. Prawie natychmiast przyszła kolej i na mnie – wszystko było tak samo jak z Irą. W hali przylotów znajduje się specjalne pomieszczenie z przyciemnianymi oknami i dwoma wejściami. Ira została zaprowadzona do prawej części pomieszczenia, a ja do lewej. Tam czekali na nas funkcjonariusze HUBAZiK (Główny Wydział do Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją – belsat.eu). Mieli maski, natychmiast wzięli mnie za ręce i zażądali, żebym oddał im telefon. Ira była w sąsiednim pomieszczeniu, więc nie wiedziałem, co się z nią dzieje. Funkcjonariusze poczekali, aż w hali przylotów będzie mniej osób, założyli mi kaptur na głowę i biorąc mnie pod ręce, zaczęli wyprowadzać. Wyprowadzili mnie w taki sposób, aby nie było to widoczne na kamerach monitoringu – rozmawiali o tym między sobą. Wsadzili mnie do jednego samochodu, a Irę do drugiego. Przez cały czas o nic mnie nie pytali. Obok mnie siedział mężczyzna, który położył mi rękę na głowie i opuścił ją tak, że mogłem patrzeć tylko na podłogę i nie widziałem, dokąd mnie zabierają. W końcu przewieziono nas na posterunek milicji w dzielnicy Perszamajski Rajon.

Umieścili nas w różnych celach. Słyszałem, że próbowano nagrać z Iryną wideo, gdzie miałaby przyznać się do winy. Ona jednak kategorycznie odmówiła, powiedziała, że nie będzie niczego nagrywać. Kilkakrotnie próbowano nagrać też mnie: miałem powiedzieć przed kamerą, że zostałem aresztowany za rozpowszechnianie materiałów ekstremistycznych. Ale wtedy nie miałem pojęcia, co oni przez to rozumieją. Za drugim razem, gdy próbowano nagrać wideo, powiedziałem, że nie wiem, za co jestem zatrzymany. Zaczęli się złościć, mówili: “Przecież ci powiedzieliśmy”. Długo na mnie patrzyli i myślałem, że będą mnie bić, ale nie zrobili tego. Następnie sporządzili akt oskarżenia za rozpowszechnianie materiałów ekstremistycznych. Jak się później okazało, za udostępnienie materiału Biełsatu, który napisałem półtora roku czy dwa lata temu. Nie był to jednak materiał polityczny, lecz jakiś temat społeczny.

“W celi wszędzie spali ludzie, rozkładaliśmy się na podłodze jak tetris”

– Proszę opowiedzieć nam o swoim pobycie w areszcie: jakie były warunki, jak był Pan traktowany, z kim przebywał Pan w więzieniu?

– Trzy razy trafiałem do aresztu na 15 dni. Słyszałem wcześniej, jakie warunki panują na Akreścina, ale gdy poczuje się je na własnej skórze to oczywiście zupełnie inna sprawa. Funkcjonariusze traktowali mnie i innych więźniów politycznych gorzej niż recydywistów. Na Akreścina znajdują się oddzielne cele dla więźniów politycznych. W areszcie śledczym są dwie cele męskie dla więźniów politycznych – pierwsza i szósta. Byłem w obu. Warunki… Nie widziałem żadnych karaluchów, ale były wszy. I nie da się od tego uciec.

W areszcie w celi czteroosobowej zawsze było 15-17 osób i to już było tam uważane za normalne. Bywało nawet 19 osób, a przez pewien czas tylko 10, co wydawało się prawdziwym luksusem.

Nie otrzymywaliśmy żadnych paczek ani listów. Tylko leki. Przez 45 dni mojego pobytu w więzieniu nie pozwalano nam wychodzić na spacery i ani razu nie pozwolili się umyć. Dwa razy dziennie odbywał się “kipisz”. Wyprowadzano nas na korytarz, musieliśmy stać z rozstawionymi nogami i rękami wysoko na ścianie, dłońmi na wierzchu i głową spuszczoną w dół. Przeszukiwali wszystkich, zdejmowali nawet buty, zaglądali pod podeszwy, żeby się upewnić, że nic tam nie ukryliśmy. Ale co można ukryć, jeśli nic ci nie dają i nigdzie nie wychodzisz? W przypadku zwykłych skazanych takie kontrole odbywały się tylko raz, rano i nie były tak surowe.

Wiadomości
Nawet 23 tysiące informatyków mogło opuścić Białoruś od 2020 roku
2022.06.20 18:54

Nie dostaliśmy materacy ani pościeli. Prycze były zbudowane z metalowych płyt o szerokości pięciu centymetrów, nie dało się na nich leżeć. Odzież wierzchnia mogłaby poprawić sytuację, ale została nam odebrana. Zwykli więźniowie mieli kurtki.

W celi wszędzie spali ludzie, rozkładaliśmy się na podłodze jak tetris. Proszę sobie wyobrazić, że na 15 metrach kwadratowych musi się położyć 15, 17 lub 19 osób. O północy i czwartej nad ranem budzili nas, sprawdzali obecność, żebyśmy nie zasnęli. Wstawaliśmy i ponownie ustawialiśmy naszego tetrisa. W ciągu dnia nie można było się położyć, nie można też było nigdzie usiąść. Niektórzy strażnicy odwracali jednak wzrok, gdy się na chwilę położyłeś. Wszystko zależało od zmiany. Czasami, gdy prosiło się o mydło, trzeba było czekać dwa dni. A czasami, gdy na zmianie byli dobrzy strażnicy, przynosili je w ciągu pół godziny.

W ciągu 45 dni na Akreścina schudłem około 11 kilogramów. Przy czym prawie w ogóle nie byłem aktywny fizycznie.

Siedziałem w celi z cudownymi, wspaniałymi ludźmi. Najlepszymi, jakich spotkałem w ciągu ostatnich 10 lat. Na przykład z aktywistą Pawłem Bieławusem, dziennikarzem Andrejem Kuzneczykiem. Takie skupisko najlepszych ludzi z kraju w jednym miejscu. Byłem w szoku.

Reportaż
“Nigdy bardziej nie bałam się o syna”. Matka białoruskiego żołnierza o jego walce w obronie Ukrainy
2022.06.18 12:08

Ale oczywiście za kratami nadal znęcają się nad więźniami, łamią ludzkie losy. Siedziałem z młodymi chłopakami, którymi zajmowało się KGB, bo półtora roku temu siedzieli w czatach w Telegramie. Znajdują ich i przesłuchują, a potem dają im prawdziwe wyroki. Niektórzy po przesłuchaniach mieli poparzone paralizatorem nogi, inni połamane żebra, nosy.

“Widziałem na własne oczy wszystko, co Rosjanie zrobili na Ukrainie”

– Co się stało po uwolnieniu?

– Z tego, co wiem, mieli mnie wypuścić po trzeciej odsiadce. Przed zwolnieniem obowiązują pewne procedury, ale ja ich nie przeszedłem. Poprosiłem nawet, by nie zajmowano mojego miejsca na podłodze w celi i powiedziałem, że wkrótce wrócę. Kiedy kończy się czas aresztu, przyjeżdżają na Akreścina, wyciągają cię z celi i zawożą na komisariat milicji. I tak to się kręci w kółko. Ale w systemie wystąpił jakiś błąd i zostałem zwolniony. Odebrały mnie moja mama i teść. Nie wróciłem do domu. Jeszcze tego samego wieczoru przyszli do miejsca, gdzie byłem zameldowany, żeby mnie szukać. Chcieli mnie znowu zabrać.

Zaczęli grozić mojemu synowi, a ja zdałem sobie sprawę, że jeśli mnie znajdą, ucierpi na tym moja rodzina. Postanowiłem więc wyjechać z kraju. Nie obawiałem się, że sam pójdę do więzienia, ale wiedziałem, że będzie to duże obciążenie dla moich bliskich: prawnicy, przesyłki. Wymaga to dużego nakładu energii i środków. Moja mama i rodzice Iryny są starszymi ludźmi, to wszystko jest bardzo trudne psychicznie, fizycznie, finansowo – ze wszystkich stron. Z zagranicy mogę przynajmniej jakoś pomóc i coś zrobić.

Alaksandr Łojka, zdj.: archiwum prywatne/ Facebook

Od końca grudnia do połowy maja mieszkałem w Kijowie. Jestem bardzo wdzięczny kolegom Iry za pomoc. Wojna zaczęła się, gdy byłem w Kijowie. Obudziłem się około 4:50 rano, a okna trzęsły się od wybuchów. Zostałem tam w czasie walk. Pomagałem, jak tylko mogłem. Byłem w Irpieniu, Makarowie, Buczy, Boridziance. Wszystko, co zrobili Rosjanie, widziałem na własne oczy. W Irpieniu ratowaliśmy koty, to było ciekawe doświadczenie. Widziałem szabrowników, widziałem, jak w Borodziance wynosili trupy w workach. Widziałem wiele rzeczy. Ciekawe jest to, że na różnych punktach kontrolnych okazywałem paszport białoruski i nigdy nie powiedziano mi, że pochodzę z kraju współagresora. Niektórzy patrzyli na mnie podejrzliwie, ale nic nie mówili. Myślałem, że nastawienie będzie negatywne.

Ira wie, że toczy się wojna. W celi na Waładarce był telewizor, który pokazywał wiadomości z państwowych kanałów. Inteligentna osoba potrafi między wierszami zrozumieć, co się dzieje. Wcześniej wiadomość tę przynieśli także nowi więźniowie. Tak więc generalnie rozumie, co się dzieje i jakie to może mieć konsekwencje dla Białorusi i dla nas wszystkich.

“Najtrudniejsze jest to, że teraz nie jesteśmy blisko siebie. Ale przetrwamy to”

– Areszt na Akreścina dla Iryny, podobnie jak dla Pana, był piekłem. W jakich warunkach przebywała w areszcie przy ul. Waładarskiego?

W porównaniu z aresztem na Akreścina, warunki i postawa administracji w areszcie śledczym na Waładarskiego były znacznie lepsze. Przekazywano jej paczki od bliskich, jedzenie i lekarstwa. Była tam biblioteka, można było dużo czytać i otrzymywać listy. W areszcie śledczym można również kupić jedzenie w lokalnym sklepie. Można spacerować i brać prysznic. Ale więzienie to więzienie, niezależnie od warunków.

– Iryna została oskarżona z dwóch artykułów: organizacja i przygotowanie działań, które rażąco naruszają porządek publiczny oraz utworzenie lub udział w formacji ekstremistycznej. Jak Pan na to zareagował?

– Gdyby nie te wymyślone zarzuty, wszystko mogłoby być inaczej. Proces Iryny będzie się toczył za zamkniętymi drzwiami, ponieważ nie mają żadnych dowodów, żadnych faktów. Będą rozmawiać sami ze sobą, wydadzą wyrok, który mają zapowiedziany z góry, i na tym się skończy.

Dziesiątki dziennikarzy i całe media są uznawane za ekstremistyczne na podstawie wyssanych z palca argumentów. Czy wkrótce zaczną uznawać pogadanki w przedszkolu za ekstremistyczne? Na Białorusi wszystko jest teraz możliwe. Prawo nie działa, a oni, na razie, niestety nadal mogą uprawiać to bezprawie.

– Co pisze Pan do Iryny w swoich listach? I co pisze Iryna, jak się czuje?

– Ira nazywa się teraz tak, jak ja ją kiedyś żartobliwie nazywałem: chomik bojowy. Jest mała i delikatna, ale bardzo uparta i wojownicza. Ludzie mi mówią, zresztą ona sama to pisze w swoich listach, że ma normalny, bojowy nastrój i nie doskwierają jej żadne problemy ze zdrowiem. Zazwyczaj w naszych listach przekazujemy wiadomości o spokojnym życiu. Z powodu cenzury nie można pisać wszystkiego. A żeby nie myśleć o polityce, o trudnościach, trzeba opowiadać o spokojnym życiu, wspominać dobre chwile, które przeżyliśmy wcześniej.

Iryna Słaunikawa z mężem, zdj.: Alaksandr Łojka/ Facebook

– Powiedział Pan, że syn bardzo ciężko znosi tę sytuację. A jak przeżywają to rodzice Iryny i Pan? Czy czuje Pan wsparcie i solidarność ze strony innych?

– Jest to bardzo trudne dla całej rodziny. Oczywiście czujemy teraz wsparcie ze strony innych ludzi. W tej sytuacji ci, którzy nie powinni być w twoim życiu, odeszli. Na przykład tchórze. Niektórzy ludzie, z którymi utrzymywałem kontakt, z którymi współpracowałem, którym pomagałem, teraz boją się nawet ze mną korespondować, żeby się nie narażać. Ale większość przyjaciół pomaga, wspiera, pyta, jak sobie radzimy i co mogą zrobić, aby pomóc. Ira ma bardzo silne więzi z rodzicami i krewnymi. Wszyscy się wspierają i trzymają razem. Obecni i byli współpracownicy Iryny również bardzo ją wspierają. Jestem wszystkim bardzo wdzięczny.

Dla mnie najtrudniejsze jest to, że nie jesteśmy teraz blisko siebie. Ale przetrwamy to. Nie ma innej możliwości.

ksz, pp /belsat.eu

Aktualności