Na Białorusi – zgodnie z tradycją kultywowaną niemal od początku istnienia ZSRR – przeprowadzono ogólnokrajowy „subotnik”. Jak zwykle przykład obywatelom dawał Alaksandr Łukaszenka, który wraz ze swoją świtą sadził drzewka.
Łukaszenka sadził wczoraj drzewka w miejscu pamięci narodowej Chatyń. Pomagał mu najmłodszy syn Mikałaj, towarzysząca mu młoda dziewczyna oraz liczne grono ochroniarzy, urzędników, działaczy oraz dziennikarzy państwowych mediów, które szeroko informowały o tym wydarzeniu. Jaki jednak sens – oprócz propagandowego – ma ta praktyka odgórnego organizowania prac społecznych wprowadzona po to, aby czcić nimi urodziny Lenina?
– Wszystkie subotniki organizowane przez władze Białorusi to pokazówka. I nie ma w tym nic autentycznego, nie jest to żadna prawdziwa praca. A zwykli ludzie, oczywiście, doskonale to rozumieją – nie ma wątpliwości przedstawiciel Białoruskiego Wolnego Związku Zawodowego Dzianis Sadouski.
W różnych miejscach Mińska trudziło się wczoraj ponad 4 tysiące osób. Minister pracy i opieki społecznej Iryna Kaściewicz porządkowała wraz z młodzieżą kwatery radzieckich żołnierzy znajdujące na najstarszym w mieście katolickim Cmentarzu Kalwaryjskim. Tam, gdzie spoczywają setki ludzi, wystrojona na biało szefowa resortu pracowała przy skocznej muzyce.
– To jest cmentarz szczególny, ponieważ jest tam wiele grobów, w których pochowani są żołnierze, których nie pamiętamy, ale oni oddali życie… Tak, to jest cmentarz, ale obok gra muzyka, bo życie toczy się dalej – mówiła przed kamerami.
Zdaniem politologa Pawła Usawa subotniki na współczesnej Białorusi to także forma przymuszania do politycznej uległości. Pracownicy przedsiębiorstw państwowych i budżetówki po prostu nie mogą odmówić udziału w rzekomo dobrowolnym wydarzeniu:
– To kolejny element dodatkowej kontroli, monitoringu sytuacji: te wszystkie rytuały, takie jak subotniki, wiece, demonstracje. Poprzez takie działania i posłuszeństwo ludzi władza legitymizuje nowy porządek, który utrwalił się na Białorusi.
W białoruskich subotnikach jest jeszcze jeden ważny element – ekonomiczny. I władze tego nie ukrywają. Zarobione w tym roku środki mają zostać przeznaczone na restaurację miejsca pamięci narodowej – kompleksu memorialnego ku czci więźniów nazistowskiego obozu zagłady w Azaryczach i na centrum edukacyjne dla młodzieży zlokalizowane w fortyfikacji kobryńskiej Twierdzy Brzeskiej. To ponad 12 mln rubli, czyli równowartość prawie 20 mln zł.
– To nie są wydane pieniądze, ale zaoszczędzone dzięki darmowej pracy. A kiedy władze mówią, ile zarobiono w tę sobotę, to trzeba rozumieć to tak, że po prostu nie wydały tych pieniędzy, które mogły. I dzięki temu zaoszczędzone pieniądze mogą przeznaczyć na cele, które uważają za ważne – wyjaśnia Sadouski.
Działacz niezależnych związków podkreśla przy tym nielegalność takiej przymusowej pracy. I zapewnia, że gdyby na Białorusi istniały niezależne sądy, to z pewnością udałoby się ukrócić ten proceder.
Rusłan Ihnatowicz, cez/belsat.eu