Dziennikarze Biełsatu towarzyszyli europejskim funkcjonariuszom w patrolach Frontexu na granicy litewsko-białoruskiej 18 i 19 lipca. Szybka operacja wsparcia dla Litwy z UE ma na celu zatrzymanie inspirowanego z Białorusi napływu nielegalnych migrantów.
Od drogowego przejścia granicznego Druskienniki-Prywałki ciągną się niedawno zbudowane przez Litwinów zasieki z tzw. concentriny – ostrego drutu kolczastego. Mają zapobiegać próbom nielegalnego przekroczenia granicy przez podmokłe łąki. To doraźne rozwiązanie zabezpieczające newralgiczne odcinki granicy.
Funkcjonariusze Frontexu dopiero przybywają i „uczą się” granicy od litewskich strażników. Potem będą ją patrolować samodzielnie. W większości to bardzo doświadczeni strażnicy i policjanci, którzy mają za sobą misje w rejonie śródziemnomorskim, czy misje międzynarodowe w Afryce i Azji.
Patrole poruszają się po leśnych duktach wzdłuż gładko wyrównanego pasa pokrytego świeżym piaskiem. Ślady na piasku oznaczają, że ktoś próbował przekroczyć granicę.
Na niektórych, głównie leśnych odcinkach granicy można spotkać płot. Litwini chcą, by tego typu konstrukcja, wyposażona w wieżyczki z kamerami, powstała na całej długości granicy z Białorusią.
Strażnicy badają pozostawione śmieci. Sprawdzają nawet datę ważności. Śmieci mogą być również ważnym dowodem później – pomagać w udowodnieniu, że migranci rzeczywiście przybyli z Białorusi.
W operacji na Litwie będą brać udział funkcjonariusze z prawie całej Europy. Frontex ma już za sobą doświadczenia dużych kryzysów migracyjnych na południu Europy i działa jak duża, międzynarodowa korporacja.
Przy litewskiej strażnicy granicznej nad Niemnem w rejonie Druskiennik, jak przy innych, wyrosło namiotowe miasteczko – tymczasowy obóz dla zatrzymywanych, nielegalnych migrantów. Zdarzały się również próby forsowania wpław biegnącego wzdłuż części granicy Niemna.
Wśród migrantów przeważają Irakijczycy. Głównie mężczyźni, choć sporo jest rodzin z małymi dziećmi. Niektórzy mówią bardzo dobrze po niemiecku i nie kryją, że celem ich podróży są Niemcy. Inni zapewniają, że chcą zostać na Litwie.
Jeden z nich – Setżat – twierdzi, że przyjechał z Iraku, ale wcześniej mieszkał i studiował w rosyjskim Permie. Stąd mówi po rosyjsku. Z Bagdadu przyleciał samolotem do Mińska i spędził na Białorusi pięć dni.
Mężczyzna pokazuje tatuaż, wykonany na pamiątkę po zmarłym przyjacielu. Irakijczyk wyjechał ze swojej ojczyzny, bo ma dosyć terroru i niebezpieczeństwa.
W tymczasowym obozie w Kopciowie Setżat zaczął się uczyć litewskiego. Słowa, które poznaje wypytując litewskich strażników, notuje fonetycznie po arabsku.
Nie wszyscy migranci chcieli, by robić zdjęcia ich twarzy. Litewscy strażnicy podejrzewają, że niektórzy są w swoich ojczyznach na bakier z prawem i obawiają się identyfikacji.
Migranci narzekają na warunki w litewskich obozach tymczasowych, ale najbardziej obawiają się procedury deportacji. Dlatego zdecydowana większość z nich pozbyła się dokumentów na Białorusi i na Litwę przybyli jedynie z gotówką i czasem, z telefonami.
Tymczasowe, namiotowe miasteczka są dobre na upalne lato. Do czasu nadejścia jesieni Litwini i Frontex będą musieli zapewnić migrantom inne miejsce pobytu, oraz rozpocząć procedurę ekstradycji, lub przyznawania azylu w uzasadnionych przypadkach.
Funkcjonariusze Frontexu zabezpieczają również drogowe przejścia graniczne, na których obecnie z uwagi na pandemię panuje mniejszy ruch. Chodzi jednak o pełną ochronę granicy z Białorusią, bo jak mówią strażnicy – po ludziach Łukaszenki nigdy nie wiadomo czego się spodziewać.
Tak zwany trójstyk, czyli jedyne miejsce, w którym łączy się granica Białorusi, Litwy i Polski ma nie tylko symboliczne znaczenie. Wywołane przez Białoruś zagrożenie nielegalną migracją dotyka obecnie Litwę, ale może stać się realne również dla Polski.
Iryna Arachouskaja, Michał Kacewicz/ belsat.eu