Członkostwo Ukrainy w UE. Nadzieja i wielkie wyzwanie

Choć w czasie wojny Ukrainie bardziej potrzebna jest broń, niż obietnice, to jej europejskie marzenie wreszcie zaczyna się spełniać. Przed nią jeszcze daleka droga. Jeśli szczyt w Brukseli przyzna jej status kandydata, to da Ukraińcom nadzieję, a przed Europą stanie wielkie wyzwanie.

Decyzja o statusie kandydata jest polityczna. I niewątpliwie w przypadku Ukrainy ma związek z trwającą wojną. W dodatku sama opinia Komisji Europejskiej to jeszcze mało. Ważne jest poparcie dla integracji wschodnich sąsiadów ze strony kluczowych państw UE. Decyzja formalnie musi być jednak jeszcze zatwierdzona przez Radę Europejską oraz uzyskać zgodę wszystkich członków UE. Powinno to nastąpić na rozpoczynającym się jutro szczycie UE w Brukseli.

Sam status kandydata to dopiero niewielki krok. Takie przesunięcie w kolejce spod drzwi poczekalni, do środka korytarza dla oczekujących. To jednak wciąż poczekalnia i droga do rozpoczęcia akcesji będzie długa. Ukraina, Mołdawia i również Gruzja potrzebują tej perspektywy. Potrzebuje jej i Europa. Zwłaszcza teraz, kiedy podział na strefę wartości fundamentalnych dla Europy jest tak wyraźny. Kiedy podział ten materializuje się na ulicach Siewierodoniecka, w zrujnowanym Mariupolu, czy okupowanym Chersoniu.

Strefa bezpieczeństwa

Integracja europejska od samego początku związana była nie tylko z gospodarką, czy rozwojem i współpracą społeczeństw. A przede wszystkim z bezpieczeństwem. Jej praźródłem była trauma Europy po II wojnie światowej. Zalążki przyszłej UE, Europejska Wspólnota Węgla i Stali i późniejsza Europejska Wspólnota Gospodarcza miały zasypać wielowiekową konfrontację Niemiec i Francji.

Dziś bardzo często podnoszony w Europie jest argument, że Ukraina, Mołdawia, czy Gruzja nie nadają się jeszcze do UE. Bo w jednym państwie trwa wojna i ma okupowaną część terytorium. W dwóch pozostałych również ich części są pod okupacją i mają nierozwiązane problemy z Rosją. A we wszystkich trzech panuje korupcja, rządzi oligarchia, jest niestabilna scena polityczna i problemy z mniejszościami etnicznymi. To wszystko prawda. Jeśli przyjrzeć się historii członków UE, to prawie żaden nie gwarantował braku problemów w momencie, kiedy wchodził do wspólnoty.

Wiadomości
Andrzej Duda: Trójmorze otwiera swoje ramiona dla Ukrainy
2022.06.20 16:10

Stabilność polityczna i problemy społeczne pierwszych integrujących się w latach 50. państw europejskich (głównie RFN i Francji), były oczywiste. Kiedy w 1973 r. do Wspólnoty dołączały Wielka Brytania i Irlandia, trwał brutalny konflikt w Irlandii Północnej. Grecja w 1981 r. była państwem zaledwie siedem lat po rządach wojskowej junty i pozostawała w konflikcie z sąsiednią Turcją. Hiszpania i Portugalia, które dołączyły w 1986 r. wciąż leczyły się po obalonych w poprzedniej dekadzie dyktaturach. Niemcy, wchłaniając dawną NRD, w zasadzie wprowadziły w 1990 r. do Wspólnoty pierwsze postkomunistyczne państwo z całym bagażem jego problemów. Wielkie rozszerzenie UE w 2004 r. wprowadziło cały szereg byłych państw komunistycznych, z Polską na czele oraz byłe republiki radzieckie: Litwę, Łotwę i Estonię. Ówczesne obawy zachodnich Europejczyków, że wraz z nimi wchodzą społeczeństwa nieporównywalnie biedniejsze czy z problemami z mniejszością rosyjską (państwa nadbałtyckie), były jednak kontrowane entuzjazmem.

Pilne!
KE dała Ukrainie i Mołdawii zielone światło. Gruzja musi się zreformować
2022.06.17 13:02

I optymistycznym założeniem, że nowi członkowie UE pokazali, że na Europie im zależy i, że członkostwo ustabilizuje Europę Środkową. Późniejsze wejście Bułgarii, Rumunii ze znanym problemami korupcji, czy Chorwacji z tlącymi się obawami o przysypany konflikt z serbskim sąsiadem również były uzasadniane optymistycznym założeniem, że Europa uleczy problemy. Całkowicie nie uleczyła.

Tym niemniej UE dawała nie tylko perspektywę wspólnego rynku, przestrzegania zasad demokracji i swobód, ale przede wszystkim stała się strefą bezpieczeństwa. UE nie jest przecież organizacją obronną, jak np. NATO. A jednak tworzy wymiar bezpieczeństwa dla członków. Wymiar, który często bywa mylony ze strefą komfortu. Dziś Ukraina, Gruzja i Mołdawia aspirują właśnie do tej strefy bezpieczeństwa. Kiedy ich kraje są okupowane i zagrożone przez Rosję, Gruzini, Mołdawianie i Ukraińcy chcą po prostu poczuć, że są razem z większą wspólnotą, która wyznaje inne wartości, niż te, które na sztandary wziął „russkij mir”.

Krwawa integracja

Dziś jednak w Europie przebrzmiewa dużo silniejsza obawa wobec Ukrainy, czy w mniejszym stopniu, Mołdawii. Zmaterializowała się na razie w postaci negatywnej opinii Komisji dla Gruzji. W czasie ostatniej wizyty w Kijowie kanclerza Niemiec, premiera Włoch i prezydenta Francji padły zapewnienia o poparciu kandydatury Ukrainy do UE. Wołodymyr Zełenski w niedzielę powiedział, że zaczyna się historyczny tydzień. Czyli czas, kiedy Kijów może dostać status kandydata. Dla Ukraińców będzie to bardzo ważny gest. Na razie niestety tylko gest. Trudno myśleć o reformowaniu państwa teraz, kiedy rosyjskie wojska okupują i atakują część kraju. Kandydatem do UE jest od 1999 r. Turcja, czy od ponad dekady Serbia. Te przykłady pokazują, że kandydatem można pozostawać wiele lat, podczas których z powodu problemów politycznych i braku postępów w reformach państwo nie zbliża się nawet do momentu, kiedy może rozpocząć się prawdziwa integracja.

Wiadomości
Gruzini i władze w Tbilisi zawiedzione brakiem statusu kandydata do Unii Europejskiej
2022.06.21 12:04

W przypadku Ukrainy realne ryzyko polega na tym, że jej kandydatura zostanie potraktowana przynajmniej przez część europejskich elit, jako uspokojenie własnego sumienia. Podczas gdy pomoc wojskowa części państw europejskich dla Ukrainy wygląda co najmniej niewystarczająco. I kiedy wciąż silna jest presja opinii publicznej, np. Włoch czy Francji, na jak najszybsze zakończenie wojny, nawet kosztem tzw. kompromisu, czyli ustępstw wobec Rosji. Co gorsze, w tej sytuacji perspektywa unijna dla Ukrainy może być traktowana, jako karta przetargowa i element presji ze strony np. Berlina i Paryża, by Kijów zaczął rozmawiać z Rosją o pokoju. Perspektywa unijna może wpłynąć na utwardzenie stanowiska Moskwy. Choć i dziś trudno je uznać, za otwarte na rozmowy, kiedy Putin cały czas twardo odmawia rozmów bez uznania przez Kijów absurdalnych warunków.

Wiadomości
Prezydent Mołdawii o pozytywnej opinii KE: “Zobowiązujemy się do ciężkiej pracy”
2022.06.17 14:08

Jeśli tak się stanie, że Ukraińcy staną przed wyborem: integracja z Europą, albo suwerenność na całym terytorium państwa, będzie to katastrofą dla nich i dla wspólnoty europejskiej. Mało który naród „zainwestował” w europejskie marzenie tak wiele i tyle ucierpiał za to marzenie, jak Ukraińcy. To oni w imię demokratyzacji i reform w 2004 roku poszli na „pomarańczową rewolucję”. Kolejna rewolucja w 2013 i 2014r. od początku była pod unijnymi flagami, a wybuchła, bo Wiktor Janukowycz nie chciał podpisać umowy stowarzyszeniowej z UE. To z powodu strachu Rosji, że Ukraina jej odjedzie do Europy, zaczęła się pierwsza rosyjska agresja w 2014r., a także ta obecna.

Europa nie powinna zawieść ukraińskich nadziei. Zwłaszcza teraz. Na korytarzach brukselskich urzędów często słychać, że problemy, jakie wiążą się z Ukrainą, są przytłaczające. To nie tylko agresja Rosji, ale cały kraj do odbudowania, straumatyzowane społeczeństwo do uleczenia (także w wymiarze politycznym, bo przecież wojna na pewno przyniesie skutki w postaci radykalizacji ukraińskiej sceny politycznej w dowolną stronę). Słychać również, że samo nadanie statusu kandydata nic nie znaczy i to tylko symbol, bo trzeba jeszcze wykonać tytaniczną pracę, by rzeczywiście dostosować ukraińskie prawo, regulacje i instytucje do integracji.

Tak, kandydatura dziś będzie tylko symbolem. Bardzo ważnym symbolem. Dającym Ukraińcom wizję, że droga którą kroczą od wielu lat nie będzie ślepą uliczką. Natomiast Europa nie powinna się lękać Ukrainy. Przy tej determinacji, którą do tej pory pokazali Ukraińcy opierając się rosyjskim wpływom wewnątrz kraju i tej, którą teraz prezentują walcząc z rosyjskim najeźdźcą, wprowadzanie unijnych regulacji jest błahostką. Oczywiście często tak bywa, że trudniej zmieniać stare nawyki i reformować państwo, niż walczyć. Jednak ukraińska determinacja i energia może być wykorzystana właśnie do zmieniania państwa. Już dziś w Kijowie słychać głośno i wyraźnie, że po wojnie wszystko będzie inaczej i trzeba będzie odbudować nie tylko drogi i zniszczone domy, ale i państwo. I właśnie po to jest unijna perspektywa.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Inne teksty autora w dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności