Ogromne rosyjskie straty nie zatrzymają Putina

Ogromne straty bojowe, problemy z produkcją zbrojeniową i uderzenia kolejnymi sankcjami nie zniechęcają Rosji do wojny. A jednak poważnie ograniczają możliwości eskalacji i spowalniają tempo przestawiania gospodarki na tryby wojenne. 

cmentarz pogrzeb rosyjskich żołnierzy
Pogrzeb 38 żołnierzy tzw. Ługańskiej Republiku Ludowej z asystą rosyjskiej młodzieżówki.
Zdj. t.me/glava_lnr_info

Zgodnie z nowym, podpisanym przez Władimira Putina, dekretem obywatele Białorusi, Kazachstanu i Mołdawii otrzymali prawo do uproszczonej procedury, jeśli chcą dostać rosyjskie obywatelstwo. Dekret wszedł w życie 18 grudnia. Nie muszą teraz wykazywać znajomości języka rosyjskiego, ani podstaw znajomości historii i prawa Rosji. Bie muszą też mieszkać pięć lat na terenie Rosji, by otrzymać paszport z dwugłowym orłem. A co za tym idzie, mogą służyć w rosyjskiej armii. W maju wszedł w życie przepis zezwalający na uproszczoną procedurę przy staraniu się o obywatelstwo obcokrajowcom, którzy podpiszą co najmniej roczny kontrakt na służbę w rosyjskiej armii. To kolejne starania o zagranicznych rekrutów. Chodzi również o pracowników dla zbrojeniówki.

Nowi obywatele z sąsiednich państw nie uratują rosyjskiej armii i przemysłu, ale w Rosji trwają poszukiwania rekrutów i pracowników wszędzie, tylko nie w Moskwie i dużych miastach centrum kraju. Putinowi zaczyna brakować ludzi, by zapewniać funkcjonowanie machiny wojennej. Zarówno samej armii, jak i przemysłu, który musi uzupełniać stracony sprzęt. Póki co Rosja nie jest w sytuacji, kiedy niedobór ludzi i sprzętu zmusi ją do ograniczenia działań przeciw Ukrainie. Przeciwnie, obecne zasoby zapewniają rotację na froncie i uzupełnianie strat. Kreml musi jednak planować długofalową, a nawet wieloletnią strategię utrzymywania i zwiększania potencjału armii. Tymczasem bardzo wysoki poziom strat na ukraińskim froncie może poważnie ograniczyć takie plany, a już na pewno hamuje operacje ofensywne na dużą skalę.

Znika Smoleńsk

Temat strat wojennych jest w Rosji tabu. Od samego początku agresji ma Ukrainę rosyjskie władze bardzo przykładały się, by opinia publiczna niewiele wiedziała o skali strat wśród żołnierzy. Stosowane były przeróżne zabiegi. Takie, jak utajnianie nekrologów, zwłaszcza w lokalnej prasie. Ukrywanie i rozpraszanie grobów poległych wojskowych, by nie były widoczne, szczególnie na małych cmentarzach. No i fałszowanie statystyk pokazujących ogromne straty Ukraińców, a znikome Rosjan.

Tak było przez pierwsze miesiące wojny. Z czasem jednak przybywających do Rosji trumien było tak dużo, że ukrywanie faktu, że „nasi” nie są nieśmiertelni stało się niemożliwe. Jeszcze w ubiegłym roku, podczas ciężkich jesiennych, a potem zimowych walk, rosyjskie władze nadal zaniżały statystyki strat. Jednak w Rosji zaczął się kult poległych żołnierzy. Otrzymywali pośmiertne medale, zaczęły się uroczyste pogrzeby, a w szkołach, czy lokalnych urzędach pojawiły się tablice ze zdjęciami miejscowych „bohaterów”. Także tych z jednostek „wagnerowców”. Ogólna skala strat jest nadal utajniona. Całkiem niedawno informacja pokątnie wyciekła z tzw. fundacji „Obrońcy ojczyzny”.

Wiadomości
Putin wydał dekret przewidujący zwiększenie liczebności armii o 170 tys. żołnierzy
2023.12.02 09:06

To powołana w kwietniu tego roku przez Putina fundacja mająca wspierać weteranów wojny przeciw Ukrainie. Zajmuje się dystrybucją pomocy finansowej, wydaje m.in. karty lojalnościowe i zniżki w sklepach. Zaczęło się od publikacji w różnych mediach regionalnych informacji o liczbie składanych do funduszu wniosków o wsparcie. Z tych danych wynika, że od kwietnia wpłynęło 422 tys. wniosków, a zatwierdzono 334 tys. Cyfry te oznaczają przypadki poległych i rannych na froncie. Dane te są zbliżone do strat Rosjan podawanych przez Ukraińców (349 tys.). Instytut Studiów nad Wojną (ISW) podał ostatnio, powołując się na amerykański wywiad, że Rosjanie stracili 315 tys. żołnierzy. Tymczasem w 2022 r. Rosja wysłała na Ukrainę ok. 360 tys. żołnierzy. Nawet, jeśli założyć, że podawane przypadki dotyczą zarówno zabitych, jak i rannych w sposób uniemożliwiający powrót do służby, to i tak rysuje się obraz gigantycznej, niespotykanej we współczesnych konfliktach straty.

Wiadomości
W Rosji trwają łapanki poborowych. Do wojska wysłano nawet epileptyka
2023.12.05 19:45

Rosja w  trwających w sumie dwie dekady wojnach w Afganistanie i Czeczenii poniosła kilkunastokrotnie mniejsze straty. Śmierć i kalectwo ponad 300 tys. ludzi to tak, jakby w cmentarz i szpital zamieniło się miasto wielkości Smoleńska, czy Kaługi. Co ciekawe w trakcie niedawnej, wielkiej konferencji Putina, tzw. bezpośredniej linii, Dmitrij Kulko, jeden z dziennikarzy i tzw. reporterów wojennych, zapytał wprost o przewlekłe procedury wsparcia dla weteranów i rodzin poległych. Zaskoczony Putin starał się uciec od tematu i bagatelizować problem. Dla Putina pochylanie się nad stratami wojennymi wciąż jest niewygodne. W rozpoczętej właśnie kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi w marcu będzie starał się uciekać od tego tematu. Zamiast tego, jako główny wątek narracji Putin wybrał pomnikową opowieść o wojnie przeciw Ukrainie, która na podobieństwo II wojny światowej, jest wielkim wysiłkiem całego narodu, aktem bohaterstwa i wielką wojną z siłami zła (w tym przypadku – Zachodu).

Nie ruszać Moskwy

Oczywiście straty są cały czas uzupełniane. W czasie „bezpośredniej linii” Putin przyznał, że zmobilizowano 300 tys. Rosjan. Jednak to nie zmobilizowani zapewniają rosyjskiej armii zdolność uzupełniania strat i rotacji żołnierzy, a tzw. kontraktowi. Według oficjalnych rosyjskich danych do końcówki tego roku kontrakty podpisało 486 tys. osób, czyli o 86 tys. więcej niż zakładał plan. Faktyczne rozmiary akcji kontraktowej są trudne do oszacowania. Część kontraktów to podpisywane obecnie przez ministerstwo obrony umowy z więźniami. Armia przejęła sposób na werbowanie kryminalistów od grupy Wagnera i go usprawniła. W przypadku danych o stratach nie wiadomo, jakie są proporcje poległych wobec ciężko rannych, ale jasne jest, że dla armii są to straty bezpowrotne, tj. wymagające uzupełnienia. Celem ukraińskich sił zbrojnych jest właśnie zadawanie możliwie jak największych strat Rosjanom. Ta strategia, wbrew różnym nad wyraz optymistycznym ocenom zachodnich mediów, nie ma na celu doprowadzenia do załamania rosyjskiej agresji. Nie przyniesie również nagłego buntu Rosjan przeciw mobilizacji. Bo ta odbywa się w taki sposób, by nie uderzała w interesy potencjalnie najbardziej aktywnej części społeczeństwa.

Wiadomości
Rosja. Żony i bliscy zmobilizowanych opublikowali ostry manifest
2023.11.27 16:40

Ubiegłoroczne obrazki uciekających do Gruzji, Kazachstanu czy Europy młodych Rosjan były jedynie efektem paniki. Wielu z tych uciekinierów dawno już zresztą wróciło do Rosji, kiedy skończyły im się pieniądze i pomysły na to, co robić ze sobą w obcym kraju. W rzeczywistości młodzi ludzie z dużych miast wcale nie są głównym celem dla komisji wojskowych i werbunkowych. Owszem, i oni trafiają na front, jednak wyraźna jest przytłaczająca nadreprezentacja mieszkańców prowincji, tzw. „głubinki”, w tym republik etnicznych z azjatyckiej części Rosji.

To świadoma taktyka kremlowskich władz oparta o znajomość własnego społeczeństwa. Chodzi o to, by nie trafiały na krwawy front nadmiarowo mieszkańcy dużych miast, a zwłaszcza stolicy. Bo to tam mieszka rosyjska elita. I nie chodzi tylko o najbliższe otoczenie władzy, czy dużego biznesu, ale patrząc szeroko: kadry urzędnicze, właścicieli drobnych firm, pracowników korporacji. Jednym słowem tych, którzy mają większą świadomość sytuacji, ale z wygody i oportunizmu akceptują rzeczywistość kremlowskich rządów i samą wojnę, póki nie narusza ich osobistego bezpieczeństwa. Czymś takim byłoby wprowadzenie masowej mobilizacji w dużych miastach i Moskwie. Zresztą z podobnymi problemami mierzy się Kijów. Jednak w Rosji mobilizacja i straty na froncie mają i inny wymiar. Im są większe, tym bardziej uderzają w potencjał produkcji przemysłowej państwa i w ten sposób ograniczają, lub rozciągają w czasie rosyjski potencjał ofensywny.

Gra o czas

Według ISW Rosjanie stracili 2200 czołgów z 3500, jakie mieli w służbie rozpoczynając atak na Ukrainę. Nie mają już 4400 bojowych wozów piechoty z 13600, które mieli. Dzisiejsze dane o użytkowanych przez rosyjską armię czołgach (i właściwie każdym sprzęcie) w zestawieniu z informacjami o ich stanie w armii na początku agresji na Ukrainę mogą być jednak mylące. Owszem, obrazują skalę strat. Jednocześnie pokazują, że Rosjanie potrafią być kreatywni w wyciąganiu z magazynów starego sprzętu, pamiętającego czasy wielkich manewrów Układu Warszawskiego i szczytowe okresy zimnej wojny.

Na front powędrowały nie tylko starsze typy i wczesne wersje T-72 i T-80 z lat 80, ale też T-62, czy nawet T-55, czyli czołgi z lat 60. i 50. Frontowe pododdziały otrzymują duże ilości produkowanych BWP-2 (choć jest to model starszy od BWP-3 wprowadzonego w latach 90., to znacznie tańszy i prostszy w produkcji). Dostają też wyciągane z magazynów BWP-1, wóz bojowy całkiem już archaiczny i zapewniający minimalną ochronę na polu walki. Stare typy uzbrojenia przechodzą oczywiście różnego rodzaju modernizacje, otrzymują nowsze systemy kierowania ogniem, współczesną elektronikę i optykę. Technologicznie pozostają jednak sprzętem sprzed kilku dekad.

Aktualizacja
Doroczna konferencja Putina. Znane hasła w starym opakowaniu
2023.12.14 10:27

Według opublikowanych przez New York Times’a informacji Rosja produkuje obecnie ok. 200 czołgów rocznie. To dane oparte na informacji o wyprodukowanych dwóch setkach nowych czołgów T-90M Proryw.  Przed wojną produkowała dwukrotnie mniej. Produkcja w zakładach w Niżnym Tagile (T-72 i T-90) czy Omsku (modernizacja i odbudowa T-80, a w przyszłości produkcja) nie zawsze wprawdzie jest od zera. Zakłady wykorzystują duże ilości gotowych komponentów, a czasem przeprowadzają głębokie odświeżenie, czy też odbudowę. Podawane przez rosyjskich ekspertów dane o wyprodukowanych w 2023r. ok. 2100 czołgach brzmią fantastycznie, ale dotyczą nie tylko nowego sprzętu, lecz i wyciągniętych z magazynów zakonserwowanych lata temu czołgów. Niewątpliwie rosyjski przemysł obronny wszedł na wyższe obroty. Po kłopotach z pierwszych miesięcy wojny, udało się uruchomić dwu i trzy-zmianową pracę i odkurzyć dawne linie produkcyjne. Według źródeł zachodnich np. produkcja rakiet, czy pocisków manewrujących typu Ch-55 i pokrewnych, jest sporo większa, niż przed 2022r.

Wiadomości
Elektronika niemieckiego producenta służyła do produkcji rosyjskiej broni
2023.12.15 19:23

Rosja jest, zdaniem zachodnich ekspertów, na dobrej drodze, by produkować ok. 2 mln. pocisków artyleryjskich rocznie. Tempo produkcji poważnie ograniczają braki podzespołów elektronicznych czy obrabiarek i innych urządzeń precyzyjnych. Rosjanie kupowali je wcześniej na Zachodzie (głównie w Niemczech), bo ich własny przemysł od początku lat 90. przestał dostarczać takie urządzenia. Dziś z uwagi na sankcje skazani są na import z Chin czy Indii urządzeń gorszej jakości lub przemyt przez Turcję urządzeń i podzespołów zachodnich. Siłą rzeczy przemysł „upraszcza” produkcję, rezygnując z wielu bardziej zaawansowanych rozwiązań. Żołnierze na froncie skarżą się, że wiele pocisków jest wybrakowanych, z różniącą się zawartością materiałów wybuchowych.

Innym wciąż palącym problemem jest deficyt pracowników i kłopoty organizacyjne czy w zarządzaniu. Jednak można zakładać, że z czasem nastąpi jakaś kumulacja doświadczenia i rosyjski przemysł będzie w stanie na coraz większą skalę produkować uproszczone, często wybrakowane wersje rozwojowe poradzieckiego sprzętu. Jednym słowem spełni się w kieszonkowej i nieco karykaturalnej wersji wizja Putina o odtwarzaniu mitu II wojny światowej, kiedy czołgi szły prosto z taśm montażowych na front.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Inne teksty autora w dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności