Grodzieński dziennikarz i członek Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi został przeniesiony ze stołecznego aresztu przy ul. Waładarskiego do więzienia śledczego w Żodzinie pod Mińskiem. Niewykluczone, że to reakcja na odrzucenie “propozycji” złożonej przez władze.
O zmianie miejsca pobytu aresztowanego dziennikarza i działacza polskiej mniejszości poinformowało Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy (BAŻ).
– Nie wiadomo, czy przeniesienie do innego więzienia zastosowano wobec reszty oskarżonych w „sprawie Polaków”: prezes ZPB Andżeliki Borys, prezes Oddziału ZPB w Lidzie Ireny Biernackiej, prezes Oddziału ZPB w Wołkowysku Marii Tiszkowskiej oraz prezes Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych w Brześciu Anny Paniszewej – dodaje znadniemna.pl, portal informacyjny ZPB.
Z informacji pochodzących od ich rodzin wynika, że w ostatnich tygodniach więzione działaczki przestały otrzymywać korespondencję od bliskich.
Również żona Andrzeja Poczobuta, Aksana, napisała na Facebooku, że „przestały przychodzić listy”.
– Wcześniej przychodziły codziennie, dość szybko, ok. 5-7 dni i nagle, skończyło się. Ostatni list, który dotarł, jest jeszcze z kwietnia – napisała żona Poczobuta. – „To, przez co teraz przechodzę, jest także dla was. Wierz w to, co robię i jak się zachowuję. Inaczej się nie da. Rozumiem, że nie jest łatwo. Ale jeśli jest trudno, to jeszcze nie powód, by jęczeć, kombinować, targować się” – napisał w nim.
Aksana Poczobut jest zaniepokojona warunkami, w których przebywa jej mąż.
– Z listów zrozumiałam, że te warunki już wcześniej były dalekie od idealnych. Nie przekazano mu kodeksów, potrzebnych do przygotowania się do procesu. Nie przepuszczają jego listów po polsku dla syna. Na moje prośby o widzenie śledczy systematycznie odmawia – pisze żona aresztowanego, dochodząc do wniosku, że „zaczęła się presja i warunki będą się pogarszać”.
– Wygląda na to, że podobną propozycję składano też Andrzejowi Poczobutowi i że odpowiedź była taka sama. Podobno (ale tu mogę tylko napisać “podobno”) Irena Biernacka nie powiedziała ani tak ani nie, a Maria Tiszkowska była gotowa się zgodzić.
– Niestety dowiedzieć się czegokolwiek pewnego trudno, bo od adwokatów władze odbierają surowe przyrzeczenia milczenia (pod groźbą wydalenia z zawodu), rodziny nie dostają widzeń, a korespondencja często nie przechodzi. Takiego traktowania więźniów nie było nawet w Polsce w stanie wojennym! – podkreśla Romaszewska-Guzy.
cez/belsat.eu wg baj.by, znadniemna.pl, PAP