Dywersja kolejowa i butelki z benzyną. Ruch antywojenny w Rosji się radykalizuje


Antyputinowska opozycja istniała w Rosji przez dwie dekady, zanim została całkowicie unicestwiona na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Jej struktury zostały zniszczone, a dawni liderzy musieli wyjechać z kraju lub trafili do więzienia. Ale wojna, którą rozpętał Władimir Putin i zbrodnie wojenne takie, jak te w Buczy czy Borodziance zmuszają nieobojętnych Rosjan do dalszej walki z Kremlem. Gdy w kraju brakuje nie tylko jakichkolwiek legalnych procesów politycznych, ale także samej możliwości swobodnego wypowiadania się, ludzie coraz decydują się na „akcje bezpośrednie”, a awangardą oporu stają się najbardziej zradykalizowane grupy prawicowe i lewicowe. Roman Popkow, specjalny korespondent naszego rosyjskojęzycznego serwisu Vot Tak, porozmawiał z przedstawicielami rosyjskich ruchów „partyzanckich” i obrońcami praw człowieka o radykalnych metodach protestu.

Podpalony samochód

W nocy 10 czerwca 2022 roku na podwórku w Niżnym Nowogrodzie wybuchł ogromny pożar. Płonął samochód marki Toyota należący do Natalii Abijewej, założycielki Fundacji „Pozdrowienia z Domu”. Fundacja Abijewej gromadziła „pomoc humanitarną” dla jednostek armii rosyjskiej walczących na Ukrainie.

– Ma to związek z tym, że jestem zaangażowana w pomoc żołnierzom. To jedyny powód, dla którego chcą mnie zastraszyć. Chcą nas wszystkich zastraszyć i dać nam do zrozumienia, że nie śpią, że będą nas tu prześladować – powiedziała Abijewa w komentarzu dla lokalnych mediów.

Do odpowiedzialności za akcję przyznała się Grupa Rewolucyjna Powołża – zrzeszenie aktywistów określających się jako „partyzanci i buntownicy”.

– Abijewa kieruje fundacją wspierającą armię Putina, jest gorącą zwolenniczką obecnego reżimu i przekonuje innych do popierania wojny. Ludzi takich jak ona nie obchodzi śmierć dziesiątek tysięcy Ukraińców, miliony zrujnowanych żyć. Abijewą interesuje tylko wyimaginowana, iluzoryczna „wielka Rosja”. Ale czy można zasłużyć na wielkość plamiąc sobie ręce krwią? Uważamy, że ta wojna przynosi zniszczenie nie tylko Ukrainie, ale i Rosji. Musimy zrobić wszystko, co możliwe, aby ją powstrzymać – stwierdzili przedstawiciele Grupy Rewolucyjnej Podwołża. Tekst komunikatu opublikował kanał telegramowy Gromko, który często relacjonuje bezpośrednie akcji partyzanckie.

Aktywiści stwierdzili, że w Rosji nie można już używać „środków pokojowego protestu” i wyrazili nadzieję, że „ten jasny przekaz (podpalenie samochodu – belsat.eu) zostanie usłyszany”.

– Obecnie wciąż dodajemy do naszej bazy danych zwolenników reżimu i osoby, które promują wojnę w naszym regionie. Walka będzie kontynuowana – zagrozili partyzanci z Niżnego Nowogrodu.

Dziewczyna z koktajlem Mołotowa

Przed rozpoczęciem pełnowymiarowej agresji Rosji na Ukrainę akcje bezpośrednie i siłowy opór stanowiły margines dyskursu politycznego, od którego pozasystemowa opozycja starała się dystansować. Ale po 24 lutego resztki tej opozycji, w większości rozgromionej przez Kreml jeszcze w 2021 roku, zostały całkowicie unicestwione. Praktyczne narzucenie cenzury wojskowej i całkowite zniesienie wolności zgromadzeń zachęciło Rosjan, którzy nie zgadzają się z polityką reżimu, do podjęcia bezpośrednich działań.

Opinie
Rosyjska opozycja przechodzi do konspiracji, a władza do ofensywy
2021.06.11 14:22

Symbolicznym punktem w nowej historii bezpośredniej konfrontacji była akcja 22-letniej moskwiczanki Anastasii Lewaszowej. Dziewczyna rzuciła koktajlem Mołotowa w kierunku policjantów na nieusankcjonowanej przez władze Moskwy akcji antywojennej 24 lutego, w dniu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Lewaszowa została wysłana do kolonii karnej na dwa lata za rzekomą „przemoc wobec przedstawiciela władzy” (art. 318 Kodeksu Karnego Rosji).

– Czyn Lewaszowej oczywiście nas zainspirował. Ale nawet bez tego podjęlibyśmy działania – powiedział członek jednej z grup, które podpalały budynki komisji poborowych w różnych regionach Rosji. – Nie można już po prostu pójść do domu po proteście, albo, jak to wcześniej bywało, wsiąść do radiowozu i dostać mandat za wykroczenie. Ma miejsce najważniejsze i najstraszniejsze wydarzenie w naszym życiu i nie możemy zachowywać się tak, jak podczas protestów przeciwko Miedwiediewowi. Nie protestujemy z powodu jakiejś korupcji, nie z powodu domu dla kaczki na jeziorku. Swoją drogą Lewaszowa za swój emocjonalny gest nie dostała jeszcze przesadnie surowej kary – my możemy skończyć odsiadując wręcz stalinowskie wyroki.

Wiadomości
Z obawy przed mobilizacją? W Rosji płoną wojskowe komendy
2022.05.16 15:31

Jednak większość podpaleń w budynkach komisji poborowych dokonywana jest przez pojedyncze osoby, a nie przez zorganizowane grupy. Pierwsze podpalenie miało miejsce kilka dni po rozpoczęciu wojny – 28 lutego w Łuchiwucach pod Moskwą. W ostatnich miesiącach podpalono ponad dwadzieścia takich budynków. Większość z tych akcji ma raczej charakter symboliczny: pomieszczenia komisji poborowych nie płoną doszczętnie, uszkodzone zostają jedynie drzwi i okna. Nie chodzi o to, że protestujący starają się minimalizować szkody – sprawcom brakuje po prostu doświadczenia i czasu, gdyż muszą opuścić miejsce zdarzenia przed przybyciem funkcjonariuszy.

Nie zawsze udaje się uciec. Od czasu do czasu służby bezpieczeństwa informują o aresztowaniach podpalaczy. Czasem łapani są na gorącym uczynku, innym razem odnajdywani później. Sprawców podpaleń schwytano między innymi pod Moskwą i w obwodach tulskim, iwanowskim, swierdłowskim. Przeciętny portret samotnego antywojennego podpalacza to młody chłopak ze stolicy regionu na prowincji. Choć zdarzają się wyjątki, jak Ilja Farber, 48-letni moskiewski artysta, który został zatrzymany za podpalenie komisji poborowej w Udmurcji.

Bardziej doświadczeni i dobrze zorganizowani „miejscy partyzanci” na ogół pozytywnie oceniają pracę samodzielnych podpalaczy, a do ich porażek podchodzą ze zrozumieniem.

– Komisje wojskowe są obiektami reżimu. To bardzo utrudnia skuteczne przeprowadzenie operacji i sprawia, że stają się one celem o wysokiej randze.

Nawet jeśli entuzjastycznemu początkującemu podpalaczowi uda się jedynie spalić drzwi lub wybić okna w budynku bez zatrzymania, to jest to sukces, ponieważ zdobył bezcenne doświadczenie w planowaniu i przeprowadzaniu akcji. Można liczyć na to, że taka osoba przeanalizuje swoje działania, przepracuje błędy i następnym razem zrobi to lepiej – tak o podpaleniu budynków komisji poborowych mówią członkowie Grupy Rewolucyjnej Podwołża.Zdaniem aktywistów utrudnieniem dla ich działalności jest „tworzony przez rosyjskie władze cyfrowy obóz koncentracyjny”.

– W naszym kraju rośnie liczba kamer wideo na jednego mieszkańca, zwiększa się ilość pieniędzy przeznaczanych przez rząd na inwigilację obywateli, zaostrza się ustawodawstwo cyfrowe – mówią aktywiści, którzy muszą poświęcać coraz więcej czasu na rozpoznanie i przygotowanie do operacji.

– Najtrudniejszym elementem przygotowania do akcji w warunkach miejskich jest skonstruowanie optymalnej trasy do celu i dróg ewakuacyjnych. Ważne jest, aby wziąć pod uwagę nie tylko długość trasy, ale także obecność pobliskich posterunków policji, charakterystykę otoczenia i obecność kamer po drodze – mówią „miejscy partyzanci”. – Aby zbudować jak najbezpieczniejszą trasę, przeprowadza się osobne rozeznanie, podczas którego bada się obszary, na których działają kamery. Bardzo często trzeba zaplanować dłuższą, krętą drogę ucieczki, aby ominąć po drodze jak najwięcej kamer.

Wywiad
„Toczy się wojna na wyniszczenie”. Wywiad z przedstawicielem białoruskiego podziemnego ruchu „Opór”
2021.10.04 16:02

– Aby ograniczyć ślad cyfrowy do minimum, stosujemy kilka dość prostych zasad. Wszystkie informacje potrzebne do przygotowania operacji – adres „celu”, mapy satelitarne okolicy, materiały sabotażowe – wyszukiwane są tylko poprzez przeglądarkę TOR (przeglądarka używana do przeglądania dark net – belsat.eu). Podczas prowadzenia rozpoznania lub spotkań nie można mieć ze sobą telefonu – mówią przedstawiciele Grupy Rewolucyjnej.

Wojna kolejowa

Oprócz komisji poborowych i pojazdów należących do zwolenników reżimu, „partyzanci” obrali sobie za cel infrastrukturę kolejową. To właśnie koleją w kierunku Ukrainy transportowane są oddziały i sprzęt wojskowy, a także przewożone są ładunki wojskowe. Aktywiści twierdzą, że ich działania nie szkodzą pociągom pasażerskim i mają na celu jedynie zaszkodzenie „zdolnościom militarnym reżimu”.

Jak szacuje portal śledczy The Insider, od marca do czerwca 2022 roku w Rosji wykoleiły się 63 pociągi towarowe, czyli prawie półtora raza więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Tymczasem, jak czytamy na portalu, geografia wykolejeń wagonów przesunęła się na zachód, a niektóre pociągi uczestniczyły w wypadkach w pobliżu jednostek wojskowych. Część wzrostu liczby wypadków kolejowych można przypisać ogólnemu zwiększeniu ruchu towarowego i wojskowego w związku z wybuchem wojny na dużą skalę. Ale działania aktywistów również mają wpływ na wypadki kolejowe.

Rosyjscy „partyzanci” nie ukrywają, że inspirują się działaniami białoruskich aktywistów, którzy od kilku miesięcy prowadzą wojnę kolejową z wojskami rosyjskimi na terytorium Białorusi. Członkowie białoruskiego projektu opozycyjnego BYPOL oświadczyli w marcu, że pociągi z rosyjskimi ładunkami wojskowymi nie poruszają się już nocą przez terytorium kraju z powodu sabotażu na kolei. Mówiąc o dużej aktywności partyzanckiej Białorusinów, Swiatłana Cichanouskaja powiedziała, że to w dużej mierze dzięki Białorusinom udało się zmusić wojska rosyjskie do wycofania się spod Kijowa. Choć słowa liderki białoruskiej opozycji wywołały falę oburzenia w ukraińskiej przestrzeni medialnej, nie należy lekceważyć roli ataków białoruskiego podziemia na rosyjską logistykę wojskową w czasie bitwy o Kijów.

Wideo
Białoruscy kolejowi partyzanci zaatakowali w Rosji
2022.04.15 10:17

Większość grup partyzanckich prowadzących w Rosji operacje przeciwko infrastrukturze wojskowej i transportowej działa anonimowo i unika rozmów z mediami, powołując się na względy bezpieczeństwa. Ale „partyzanckie marki” też istnieją. Przedstawiciele projektu „Zatrzymaj wagony” (mają swoją stronę internetową i kanał w Telegramie z 15 tys. subskrybentów) promują bezpośrednie działania dotyczące rosyjskiego transportu kolejowego. Przypisują sobie odpowiedzialność za wykolejenie wagonów w obwodzie amurskim, co spowodowało wstrzymanie ruchu na głównej arterii kolejowej kraju, Kolei Transsyberyjskiej, pod koniec czerwca. Mówią też o wykolejeniach pociągów towarowych w obwodach twerskim, krasnojarskim i dagestańskim. Przedstawiciele tego projektu nie chcą rozmawiać z dziennikarzami.

Inną grupą partyzancką, która promuje swoją markę, jednocześnie zgadzając się na rozmowy z mediami, jest „Bojowa Organizacja Anarchokomunistów” (BOAK).

BOAK, jak sama nazwa wskazuje, zrzesza osoby o lewicowych poglądach. Członkowie BOAK za swoje najbardziej udane akcje uznają demontaż torów kolejowych prowadzących do jednostki wojskowej w pobliżu Kirżacza w obwodzie włodzimierskim (znajduje się tam 51. Arsenał Głównego Zarządu Rakiet i Artylerii Ministerstwa Obrony Rosji) oraz demontaż łubkowego łączenia szynowego i rozdzielenie szyn na torze wojskowym w pobliżu Siergiejewego Posadu.

Innym celem ataków BOAK są wieże telefonii komórkowej na terenach graniczących z Ukrainą. Według BOAK takie działania zakłócają komunikację między rosyjskimi siłami zbrojnymi, które aktywnie wykorzystują łączność komórkową ze względu na niedoskonałość zwykłych radiotelefonów wojskowych.

– Dla nas wybuch wojny 24 lutego był sygnałem do zintensyfikowania działań. Po pierwsze w ten sposób pokazujemy naszą solidarność z narodem Ukrainy – uważamy za swój obowiązek powstrzymanie masowego mordowania ludzi w sąsiednim kraju przez reżim Kremla. Po drugie wybuch wojny i wywołany nią kryzys otworzyły możliwości stworzenia sytuacji rewolucyjnej w samej Rosji, co należy wykorzystać – powiedzieli przedstawiciele BOAK.

„Nawet jeśli twoje nazwisko poznają miesiące lub lata później”

Jednym z kanałów w Telegramie poświęconych akcjom partyzanckim jest Rospartizan. Jego redakcja komunikuje się z kilkoma grupami aktywistów zaangażowanych w akcje bezpośredniego oporu.

Według autorów kanału nowa taktyka partyzancka nie jest łatwa dla opozycji, ponieważ „w ciągu dekady, zamiast odbijać protestujących z rąk policjantów lub bronić swojego suwerennego prawa do wyrażania narodowego niezadowolenia, opozycja angażowała się w pokojowe marsze i przemówienia”.

– Rok po roku ruch polityczny przyjmował postawę obronną, a działania sprowadzały się do obserwowania spraw sądowych przeciwko innym aktywistom. Już w momencie rozpoczęcia pełnowymiarowej agresji w lutym opozycja znalazła się tak naprawdę w podziemiu, a jakakolwiek samoorganizacja polityczna była skazana na rozgromienie przez władze lub infiltrację. Dlatego też próby zatrzymania wojny za pomocą plakatów i pikiet zamarły po kilku tygodniach, czego należało się spodziewać. Reszta zależała od samych partyzantów – mówi jeden z redaktorów kanału Rospartizan.

Wyodrębnia on kilka etapów „działalności partyzanckiej”: spontaniczną, symboliczną i ukierunkowaną. Na początku wojny wszelkie działania odbywały się raczej z desperacji. Dotyczy to np. wielu drobnych „chuligańskich” prób przeciwdziałania propagandystom, jak np. zniszczenie drzwi popularnej wśród niektórych zwolenników wojny księgarni.

– Ale już w kwietniu pierwsze pociągi zaczęły się wykolejać. Wtedy też zaczęły się działania o charakterze symbolicznym. Naszym zdaniem za takie należy uznać ataki na komisje poborowe. Oczywiście takie działania nie mogą powstrzymać wojny, ale stanowią silny przekaz dla społeczeństwa. Obecnie uważamy, że działalność partyzantów przenosi się na ataki ukierunkowane. Rozpoczęły się podpalenia nieruchomości polityków i osób publicznych, które popierały wojnę, zwolenników reżimu.

Uważamy, że wszelkie działania partyzanckie będą w przyszłości coraz bardziej monitorowane i karane przez władze, a FSB już prowadzi bezpośrednie dochodzenia w ich sprawie. Co jednak, jeśli nie będą to tylko pojedyncze przypadki, ale dziesiątki każdego dnia? – mówi redakcja kanału.

Przedstawiciele kanału twierdzą, że „polityka mierzy się w działaniu, więc ci, którzy obrali drogę walki partyzanckiej, staną się skuteczną opozycją wobec reżimu, jedyną opozycją”.

– Nawet jeśli twoje nazwisko ludzie poznają miesiące lub lata później – twoje czyny to twoja prawdziwa twarz – podsumowują autorzy kanału.

Jednocześnie aktywiści zwracają uwagę, że ataki  partyzanckie nie są obecnie jedyną formą protestu:

– Należy pamiętać, że najpowszechniejszą działalnością antywojenną jest sabotaż. Może to być m.in. odmowa służby wojskowej czy płacenia podatków, emigracja, a także masowe zwolnienia z instytucji państwowych, prokremlowskich redakcji i proputinowskich firm. Jest to często pomijane w rozmowach o oporze. A przecież milczącej większości o wiele łatwiej jest wyrazić swój sprzeciw: przez uparte milczenie i sabotaż. Nie mamy przecież jeszcze tradycji aktywnego demonstrowania narodowego niezadowolenia.

Więźniowie polityczni czy jeńcy wojenni

Ponieważ strategia działań bezpośrednich spotka się z reakcją ze strony służb bezpieczeństwa, aresztowania wśród aktywistów są nieuniknione. Pojawia się pytanie, czy aresztowani „miejscy partyzanci” mogą zostać uznani za więźniów politycznych i liczyć na wsparcie organizacji broniących praw człowieka.

Rosyjski obrońca praw człowieka Siergiej Dawidis w komentarzu dla Vot Tak stwierdził, że podpalanie komisji poborowych i wojna kolejowa to „bez wątpienia działania motywowane politycznie”.

– Co więcej, zrozumiały jest punkt widzenia, z którego te działania są moralnie uzasadnione, a nawet moralnie godne pochwały – zauważył obrońca praw człowieka. – Ale to samo w sobie nie daje podstaw do uznania osób uwięzionych za udział w tych akcjach za więźniów politycznych. Z jednej strony, formalnie, istnieje pojęcie więźnia politycznego oparte na rezolucji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Te osoby, które rzeczywiście dopuściły się czynów zasadnie uznanych za przestępcze (czyli takich, które nie są pokojowym korzystaniem z praw i wolności i w demokratycznym państwie również mogą być uznane za przestępcze), na ogół nie mogą zaliczać się do więźniów politycznych. Motyw tych czynów sam w sobie nie odgrywa roli. Ważny tutaj nie jest motyw działania prześladowanych, ale motyw polityczny państwa prześladującego. Z drugiej strony w tym podejściu jest pewien ważny punkt.

„Więzień polityczny” to niekoniecznie bohater, dobry człowiek czy ogólnie zwolennik dobrej sprawy.

Historie
Media: jak walczą z okupantem ukraińscy partyzanci
2022.07.16 16:40

Jest to osoba, której prześladowanie spełnia określone kryteria. Zasadniczo ważne jest, aby uznanie kogoś za więźnia politycznego opierało się na najbardziej obiektywnej ocenie zgodności konkretnego przypadku prześladowania z tymi kryteriami, a nie na osobistych i politycznych sympatiach – podkreślił Dawidis.

Zdaniem obrońcy praw człowieka dążenie do uznania wszystkich aresztowanych podpalaczy i uczestników wojny kolejowej za więźniów politycznych jest próbą zastąpienia podejścia do praw człowieka podejściem politycznym i „wyjścia z założenia, że wszelkie środki walki z reżimem są równie uprawnione, także te słusznie zakazane przez prawo, a nawet brutalne”.

– Przyjmując takie podejście, tracimy możliwość mówienia o naruszeniach ze strony reżimu. Jeśli jego przeciwnicy mogą robić wszystko, to żądanie, by reżim przestrzegał zasad, jest absurdalne. Każdy reżim, demokratyczny czy dyktatorski, odpowie represjami na podpalenia i sabotaż. Odrzucenie podejścia opartego na prawach człowieka pozbawia nasz dyskurs o represjach politycznych podstaw merytorycznych. Zajmowalibyśmy wtedy po prostu pozycję jednej ze stron w walce bez zasad. To również pozbawiłoby pojęcie i status więźnia politycznego większości ich znaczenia, czyniąc je synonimem „naszego człowieka” – mówi ekspert.

Jednocześnie obrońca praw człowieka zwraca uwagę, że ściganie osób, które uciekają się do wyraźnie nielegalnych, a nawet często brutalnych form oporu, ma oczywiście motywy polityczne i osoby te powinny otrzymać wszelkie możliwe wsparcie ze strony środowiska obrońców praw człowieka.

Przedstawiciele Grupy Rewolucyjnej Podwołża uważają, że pojęcie „więzień polityczny” jest bardzo szerokie. Ich zdaniem ważniejsze jest podkreślenie, że osoby zaangażowane w akcje bezpośrednie to nie tylko „aktywiści”, ale „rewolucjoniści, partyzanci i powstańcy”. 

– Być może bardziej odpowiednie jest zastosowanie wobec takich osób słowa „jeniec”, a nawet „jeniec wojenny” – twierdzą przedstawiciele Grupy Rewolucyjnej Podwołża.

Debata między rewolucjonistami i obrońcami praw człowieka o statusie więźniów politycznych toczy się od dawna nie tylko w Rosji, ale i na Białorusi. Tam dyskutowano m.in. nad kwestią uznania grupy białoruskich anarchistów – Ihara Aliniewicza, Siarheja Ramanawa, Zmitra Dubouskiego i Zmitra Razanowicza – za więźniów politycznych. Próbowali oni jesienią 2020 roku rozpocząć zbrojną partyzantkę przeciwko reżimowi Alaksandra Łukaszenki, podpalili kilka samochodów w pobliżu budynku prokuratury i jednego z oddziałów Państwowego Komitetu Ekspertyz Sądowych, po czym zostali aresztowani. Anarchistom groziła kara śmierci pod zarzutem „terroryzmu”, ale usłyszeli wyroki od 18 do 20 lat więzienia. Po ogłoszeniu wyroku Centrum Praw Człowieka „Wiasna”, Białoruski PEN Club, Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy, Białoruski Komitet Helsiński i inne organizacje praw człowieka uznały partyzantów za więźniów politycznych.

Jeden z naszych rozmówców biorących udział w rosyjskim anarchistycznym antywojennym ruchu oporu uważa, że w przypadku walki z jawną tyranią, „która niszczy swoich przeciwników bezprawnymi metodami, każdy aresztowany przeciwnik tyranii staje się więźniem politycznym”.

– Poza tym nie powinniśmy zapominać, że sabotaż wobec jakichś przedmiotów martwych to nie to samo, co przemoc wobec żywych ludzi. Chociaż w przypadku skrajnych form autorytaryzmu, którego przedstawiciele dokonują przemocy wobec ludzi, pojawia się odpowiednia reakcja przeciwko przedstawicielom tej tyranii. Nikt nie potępia osób, które walczą z „Państwem Islamskim”, nawet jeśli jest to walka zbrojna. A my mamy do czynienia z praktycznie takimi samymi potworami – Putinem i Łukaszenką, tyle że oni wzięli pod kontrolę potężne systemy państwowe. Tym samym nie uważam, że powinniśmy być przywiązani do samego pojęcia „więzień polityczny”. Aresztowanych możemy nazwać jeńcami albo nawet jeńcami wojennymi. Najważniejsze, że ci ludzie walczą z niesprawiedliwością i należy im się wszelkie możliwe wsparcie, niezależnie od tego, jak są prawnie nazywani – wyjaśnia nasz rozmówca.

Wiadomości
“Żółta wstążka” – ukraiński ruch oporu na Krymie i okupowanych terenach
2022.07.11 15:39

Roman Popkow/vot-tak.tv, ksz/belsat.eu

Aktualności