"Chciałam uczyć się malować, a uczę się strzelać". Jak Polacy pomagają armii na Żytomierszczyźnie


Wiktoria Szewczenko, Tomasz Czopor i Anna Kermazina, zdj.: Piotr Pogorzelski
Wiktoria Szewczenko, Tomasz Czopor i Anna Karmazina, zdj.: Piotr Pogorzelski/belsat.eu

Nie wyobrażają sobie, że mogliby wyjechać do Polski. Polka z Nowogrodu Wołyńskiego, jej uczennica oraz katolicki ksiądz pochodzący z Polski – wszyscy zostali na Ukrainie, aby tam pomagać ukraińskiej armii w walce z rosyjskim najeźdźcą.

Wiktoria Szewczenko jest prezesem Stowarzyszenia Polskiego imienia Juliana Lublińskiego w Nowogrodzie Wołyńskim i nauczycielką w polskiej szkole sobotniej. Ksiądz Tomasz Czopor na Ukrainie jest od 2004 roku, obecnie jest proboszczem w niedalekim Korcu. Anna Karmazina, ochotniczka obrony terytorialnej, jest uczennicą Wiktorii Szewczenko. Wszyscy zaangażowali się w pomoc obronie terytorialnej i ukraińskiej armii: przekazują produkty spożywcze i wojskowe wyposażenie. Spotkał się z nimi reporter Biełsatu, Piotr Pogorzelski.

– Po 24 lutego z Ukrainy wyjechały miliony jej obywateli. Wy postanowiliście jednak zostać, dlaczego?

Wiktoria Szewczenko: – Jak można wyjechać, kiedy jest wojna? Oczywiście nie potępiam tych, którzy wyjechali. Nawet dziękuję tym, którzy wyjechali z tych miejsc, gdzie są najbardziej zaciekłe walki. Szczególnie z takich, jak Bucza.

Polacy to taki naród, który zawsze walczył o swoją niepodległość. Walczył, jak lwy. Ukraina, Nowogród Wołyński, to jest miejsce, gdzie się urodziłam.

Niestety moja mama i córka zostały, choć chciałam żeby wyjechały.

– Dużo ludzi ze stowarzyszenia zostało?

– Na przykład dzisiaj rozdawaliśmy pomoc i przekazaliśmy ją 55 rodzinom, które tu zostały. Nie tak wiele, ale zostały rodziny wielodzietne, gdzie mężowie walczą albo w armii albo w obronie terytorialnej.

Tomasz Czopor: – Nie zastanawiałem się nad tym, czy wyjeżdżać. Tu jest moja parafia, tu są moi bliscy.

Nie po to przyjeżdżałem na Ukrainę, żeby z niej uciekać. Również przygotowaliśmy na jutro paczki dla moich parafian. Ja wiem, że jeśli w czasie pokoju one są potrzebne, to w czasie wojny jest to tym bardziej potrzebne. Nie rozumiem, jak można zostawić swoich parafian, swoich bliskich, i wyjeżdżać.

Reportaż
Polacy z Wołynia: spory historyczne zeszły na dalszy plan
2022.04.05 09:59

Anna Karmazina: – Też zostałam choć jak tylko dowiedziałam się, że jest wojna, to były momenty niezrozumienia, jak to jest możliwe i jak do tego doszło. Były propozycje żeby wyjechać, ale od razu poczułam, że nie mogę tego zrobić. Już drugiego dnia zapisałam się do obrony terytorialnej. Mnie nie wysyłają na zadania bojowe, ale jeśli nie ja, to kto będzie pracować w sztabie, z ludźmi? Mama i siostry wyjechały, ale ja z tatą zostałam, żeby chronić nasz dom.

Polska pomoc przekazywana w Nowogrodzie Wołyńskim, zdj.: Piotr Pogorzelski
Polska pomoc przekazywana w Nowogrodzie Wołyńskim, zdj.: Piotr Pogorzelski/belsat.eu

– Jak ważna jest dla Was pomoc, która nadchodzi z Polski?

Wiktoria Szewczenko: – Dzisiaj Polska i Ukraina piszą wspólną historię. Były oczywiście trudne momenty w historii obydwu narodów, ale dziś jesteśmy szczególnie wdzięczni wszystkim Polakom, naszym rodakom, którzy nam pomagają.

Tomasz Czopor: – W pierwszych dniach wojny była taka obawa, że Ukraina została naprawdę sama, że tej pomocy nie będzie.

Dzisiaj wiemy, że Polska naprawdę pomaga, rozumie, jaka jest tutaj sytuacja i chyba zdaje sobie do końca sprawę, że my byśmy sobie nie dali rady bez tej pomocy i gdyby Ukraina się nie obroniła, dzisiaj ta wojna nie byłaby już na terenie Ukrainy, a gdzieś dalej.

Wiktoria Szewczenko: – Dzisiaj rozdawaliśmy pomoc od Kancelarii Prezydenta RP, MSZ. Przekazywaliśmy ją batalionom, w którym są członkowie naszego stowarzyszenia, rodzinom, parafii, miejscowym Polakom. Tę pomoc pakowała sama pani prezydentowa. My to przekazujemy batalionowi, a to trafia w różne “gorące miejsca”, czyli na Wschód.

– Jaka pomoc byłaby dla Was najważniejsza?

Anna Karmazina: – Bardzo dużo przywożą jedzenia, co jest fajne i potrzebne. W ten sposób wspieramy ochotników z obrony terytorialnej, którzy nie otrzymują wsparcia finansowego, a stoją i bronią naszego miasta.

Ale brakuje nam specjalnego wojskowego ubrania, środków ochrony, butów – to jest pomoc, którą trudną ściągnąć. Potrzebne są też apteczki, opaski zaciskowe. My to też przekazujemy innym batalionom na wschód, do Czernihowa. Naszym żołnierzom potrzeba apteczek i środków ochrony.

Ciastka, coś słodkiego to też bardzo cieszy, gdy tracisz siły to też jest bardzo ważne, bo dostajesz nowych sił i jesteś gotowy kontynuować swoje działania, aż do zwycięstwa.

Reportaż
Łuck. Życie w cieniu Białorusi
2022.03.31 09:49

Wiktoria Szewczenko: – Brakuje kamizelek kuloodpornych, kasków, opasek uciskowych.

Gdy czekamy na jakąś pomoc, to od razu otwieramy pudełka i zaczynamy szukać – może jest ta opaska.

Ta pomoc trafia do obrony terytorialnej, trochę do Korostenia, bo tam są też gorące miejsca, choć teraz mniej. Dużo pomocy jest też dla przesiedleńców. Mamy wolontariusza, który za to odpowiada i przekazuje to dalej rodzinom.

Tomasz Czopor: – Te rzeczy nie zostają u mnie na parafii, a idą dalej, tam gdzie są potrzebne. To jest fantastyczne, że te rzeczy nie przepadają, nie giną po drodze, tylko że “prosty żołnierz” otrzyma to, co jest mu niezbędne do tego żeby bronić ojczyzny.

Wiktoria Szewcznko i Anna Karmazina, zdj.: Piotr Pogorzelski
Wiktoria Szewcznko i Anna Karmazina, zdj.: Piotr Pogorzelski/belsat.eu

– Co z waszym codziennym życiem? Czy po początku wielkiej wojny ono jeszcze istnieje?

Wiktoria Szewczenko: – Jego nie ma. Jest zawieszone. My z Anią jako kobiety nie istniejemy. To jest moja absolwentka. Ona pracuje 24/7, jest zmęczona, ale potrafi się uśmiechać.

Ja jako nauczycielka nie istnieję, bo moje dzieci powyjeżdżały do Polski. Jestem bezrobotna. Jako wolontariuszka nie zarabiam. Teraz się trzymamy i nie myślimy, co będzie za 2-3 miesiące, kiedy pomyślisz, jak żyć dalej i co jeść.

Teraz mamy przed sobą postawione zadanie, że musimy wypędzić tych wariatów, tych orków z Ukrainy i nie pozwolić, żeby nie daj Boże poszli w stronę Polski.

Jestem pewna, że Ukraina się obroni, a Polska nigdy w życiu nie będzie w takiej sytuacji, jak teraz Ukraina.

Reportaż
Łuck pomaga. Cywilom i armii
2022.03.29 15:11

Anna Karmazina: – Marzyłam, żeby uczyć się malować, a uczę się strzelać. Oczywiście potem można się uczyć malować, jak najszybciej.

Wolałabym się uczyć czegoś twórczego, ładnego, czegoś, co przynosi piękno światu, a ja jestem zmuszona uczyć się strzelać, bronić, uczyć się bronić swojej ojczyzny i domu.

To jest straszne, że tak się układa.

Tomasz Czopor: – Kiedyś, gdy wracaliśmy któryś dzień z rzędu z pomocą, powiedziałem: ja marzę tylko żeby wrócić do domu, umyć się i położyć spać w piwnicy. Zmęczenie daje znać o sobie, czasem to jest zmęczenie fizyczne, psychicznie, nie wiem, które jest większe.

Ale zawsze jest ta niesamowicie wielka nadzieja, że jutro będzie inaczej, że to się skończy i wrócimy do normalności, że nie będziemy się bać, zaczniemy normalnie żyć i robić proste rzeczy.

Zaczęła się wiosna, ludzie piszą na Facebooku, że kwiatki kwitną, a myśmy ich jeszcze nie widzieli.

W Nowogrodzie Wołyńskim rozmawiał Piotr Pogorzelski/belsat.eu

Aktualności