Prawie zimna wojna

Rosjanie celowo strącili amerykańskiego bezzałogowca nad Morzem Czarnym. Tak jak w podobnych przypadkach w czasach zimnej wojny, chodziło o odstraszanie Amerykanów i pozyskanie technologii. Tego typu incydentów będzie więcej.

Amerykański bezzałogowiec MQ-9 Reaper.
Zdj. military.com

Wczoraj w międzynarodowej przestrzeni powietrznej nad Morzem Czarnym doszło do incydentu lotniczego. Rosyjski myśliwiec z rodziny Su doprowadził do kolizji z amerykańskim bezzałogowym statkiem Reaper MQ-9. Tego typu bezzałogowce, potocznie nazywane dronami, regularnie wykonują misje obserwacyjne wokół granic Ukrainy i nad Morzem Czarnym, jeszcze od 2021r., czyli od czasu wzrostu napięcia miedzy Rosją, a Ukrainą, zakończonego rosyjską inwazją.

Nad czarnomorskim akwenem, ale w przestrzeni międzynarodowej, latają nie tylko amerykańskie, ale też brytyjskie, tureckie i inne drony oraz samoloty zwiadu elektronicznego, wczesnego ostrzegania itp. Są solą w oku Rosjan. Zapewniają bowiem Ukrainie wsparcie informacyjne o ruchach rosyjskich wojsk i konkretnej lokalizacji jednostek wojskowych, a nawet poszczególnych pojazdów, samolotów i osób. Latające nad morzem drony i samoloty są jednymi z fundamentów ukraińskich sukcesów na frontach.

Dlatego też Rosjanie od początku wojny obmyślają sposoby, jak przegonić zachodnie rozpoznanie lotnicze od swoich granic. Tym razem doprowadzili do staranowania drona. Potem Kreml wydał oświadczenie, że amerykański dron naruszył obszar tymczasowego reżimu kontroli powietrznej ustanowiony podczas „specjalnej operacji wojennej”. Rosjanie nie strącili Reapera przypadkowo, ani w ramach operacji zabezpieczania swojej „strefy”. Mieli w tym dwa bardzo konkretne cele.

Porwanie drona

Wiele wskazuje na to, że operacja strącenia MQ-9 była starannie zaplanowana, jako próba przejęcia amerykańskiej technologii. Reaper skrywa wiele tajemnic, które Rosjanie chcieliby zbadać, żeby potrafić walczyć z takimi bezzałogowcami i np. wiedzieć, jak je oślepiać za pomocą swoich środków walki elektronicznej. Chcieliby też przejąć technologie sensorów, czy cichego silnika i systemów sterowania, żeby je odtworzyć i potrafić zaadoptować w swoich dronach czy samolotach, gdyż w tej dziedzinie posiadają poważne zapóźnienia.

Dlatego w operacji brała udział para Su (najprawdopodobniej Su-27), które najpierw próbowały oślepić amerykańskiego drona, lub zapalić go, spuszczając na niego własne paliwo. A potem jeden z Suchojów postarał się staranować drona swoim skrzydłem. W efekcie dron pikował w kierunku morza, a myśliwce wróciły do bazy na Krymie.

Później rozpoczęła się operacja poszukiwań drona, która prawdopodobnie. Usiłują go odnaleźć zarówno Amerykanie i ich siły specjalne operujące z Rumunii, jak i Rosjanie. Kto był, lub będzie pierwszy – zależy od miejsca w którym spadł dron i warunków pogodowych. Rosjanie nie kryją zresztą, że o to chodziło w tej operacji. Przyznał to dziś Nikołaj Patruszew, sekretarz kremlowskiej Rady Bezpieczeństwa.

– Rosja spróbuje znaleźć szczątki MQ-9 w morzu, ale nie wiadomo, czy to się powiedzie – powiedział dziś w stacji Rossija-1 Patruszew i dodał – USA cały czas negują swój udział w działaniach wojennych przeciw Rosji, ale incydent z dronem mówi coś innego.

Patruszew potwierdził zatem, że obok wyścigu o przejęcie technologii, incydent ma również znaczenie polityczne dla Rosji. Moskwa próbuje odstraszyć Amerykanów i NATO od lotów w pobliżu jej granic. Przecież dwa dni temu amerykański bombowiec strategiczny B-52 wystartował z Polski i eskortowany przez polskie F-16 przeleciał w odległości 200 km od Petersburga. To pierwszy tego typu przypadek, w bardzo wymowny sposób pokazujący zachodnie możliwości.

Bałtyk to zresztą kolejna, „gorąca” strefa, której znaczenie w rosyjsko-zachodniej konfrontacji będzie stale rosło. Nad Bałtykiem regularnie dochodzi do incydentów między myśliwcami NATO i Rosji. Wzajemne przechwycenia i ryzykowne manewry ze strony rosyjskich pilotów są tu częste.

Wiadomości
Waszyngton o zderzeniu Su-27 z amerykańskim dronem: Rosjanie działali nieprofesjonalnie
2023.03.15 08:36

Jednak to nad Morzem Czarnym loty dronów i samolotów NATO mają realne znaczenie dla wojny obronnej Ukrainy. Dlatego to właśnie tam Rosjanie spróbowali upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Próbując przejąć bezzałogowiec chcą jednocześnie odstraszyć NATO. Nie wiadomo jak skończy się pierwsza próba, ale w tej drugiej kwestii na pewno im się nie uda. Amerykanie podjęli kroki dyplomatyczne i wezwali rosyjskiego ambasadora do złożenia wyjaśnień. Prawdopodobnie na tym Waszyngton chciałby zakończyć eskalację. Jednak o zakończeniu programu lotów rozpoznawczych nad wodami międzynarodowymi nie ma mowy.

 Jak podczas zimnej wojny

Zimna wojna obfitowała w tego typu wydarzenia. Już na jej początku, w latach 40. i 50. dochodziło do licznych incydentów i wzajemnych przechwyceń myśliwców i samolotów rozpoznawczych USA i ZSRR, między innymi nad Bałtykiem. W czasie wojny koreańskiej do najwrażliwszych miejsc w Europie należało pogranicze ówczesnej Czechosłowacji i Niemiec Zachodnich. To tam, nad wsią Merklin siedemdziesiąt lat temu 10 marca 1953 r. doszło do bitwy powietrzenej między czechosłowackimi MiGami-15 a amerykańskimi F-84 Thunderjet. Czechosłowaccy piloci strącili wtedy jeden z amerykańskich myśliwców. Incydent ten podgrzał i tak strasznie napięte relacje między blokiem wschodnim a NATO.

Chyba najsłynniejsze było zestrzelenie amerykańskiego samolotu szpiegowskiego U-2 nad ZSRR 1 maja 1960r. Nikita Chruszczow nie mógł darować Amerykanom, że posiadali technologię, dzięki której mogli latać nad ZSRR na wysokościach stratosferycznych. Dlatego radziecka obrona przeciwlotnicza za wszelką cenę chciała dorwać U-2. Rosjanie pojmali wówczas pilota Francisa Gary’ego Powersa, ale tajemnic supertajnego U2 nie zdobyli, bo samolot się rozbił zestrzelony za pomocą rakiety przeciwlotniczej S-75. Incydent znalazł się w centrum zimnowojennej konfrontacji i przyczynił się do rozwoju kryzysu, który przeszedł do historii, jako kryzys kubański. Amerykanie zawiesili później loty szpiegowskie nad ZSRR, nie chcąc prowokować kolejnego spięcia.

Jednak loty szpiegowskie wokół ZSRR i jego satelitów wciąż trwały. 3 czerwca 1986 r. sześć radzieckich myśliwców MiG-31 przechwyciło kolejny, tajny i superszybki, amerykański samolot szpiegowski SR-71 Blackbird nad Morzem Barentsa. Leciał nad wodami międzynarodowymi, więc Rosjanie nie mogli strzelać, ale zademonstrowali, że mogą dogonić teoretycznie znacznie szybszy samolot.

Wiadomości
Szef Pentagonu: strącenie drona było agresywnym zagraniem Federacji Rosyjskiej
2023.03.15 15:47

Do jednego z najdziwniejszych incydentów doszło na finiszu zimnej wojny, kiedy 4 lipca 1989 r. z lotniska w Kołobrzegu wystartował radziecki MiG-23 ze stacjonującej wówczas w Polsce Północnej Grupy Wojsk. Myśliwiec uległ awarii i pilot musiał katapultować się. Jednak jego samolot poleciał dalej sam. Leciał nad ówczesnymi NRD, RFN i był przechwytywany przez parę amerykańskich F-15 na zachodzie Niemiec. Amerykanie byli w szoku, widząc radziecki myśliwiec lecący na terenie NATO bez pilota. Mig-23 ostatecznie rozbił się na przedmieściach Brukseli, zabijając przypadkowego Belga.

Incydent z końca lat 80 nie pociągnął za sobą takich reperkusji jak wcześniejsze. Nie doprowadził do eskalacji, choć kosztował pewnie sporo nerwów dowództwo natowskiej obrony przeciwlotniczej. W czasie zimnej wojny takie zdarzenia wpisały się na trwałe w działania pilotów w strefach przygranicznych, a wzajemne polowanie na samoloty było czymś normalnym. Żeby je odstraszyć, przejąć, albo zademonstrować możliwości własnego lotnictwa.

Dziś stare metody wracają. Jednak sytuacja jest trochę inna. W czasie prawdziwej zimnej wojny panowała względna równowaga sił między Zachodem i blokiem wschodnim (zależnie od okresu i obszaru rywalizacji). Dziś Rosja jest znacząco słabsza i poza bronią jądrową nie utrzymuje równowagi sił.

Wtedy też jasno wyznaczone były pisane i niepisane granice, których przekroczenie groziło rozpętaniem prawdziwej wojny. Również tej atomowej. Dziś, mimo toczącej się gorącej wojny Rosji przeciw Ukrainie, granice konfrontacji są dość płynne. A Rosja stosuje więcej nieadekwatnie konfrontacyjnej retoryki przy szczupłych możliwościach i większej niż ZSRR zdolności do podejmowania ryzyka. Do “szarżowania”. Tak, jak w przypadku wczorajszego strącenia drona. Mimo pozornego podobieństwa do czasów zimnej wojny dzisiejsze działania Rosji są przez to trudniejsze do przewidzenia, bo mniej rozsądne.

Opinie
Kiedy Leopard zamienia się w Tygrysa
2023.02.06 16:05

Michał Kacewicz/belsat.eu

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności