Około 150 żołnierzy wróciło do Rosji po odmowie walki na Ukrainie. Większość z nich to mieszkańcy Buriacji, którym grożono sprawami karnymi z powodu rozwiązania umowy. Wrócić z frontu pomogła im antywojenna fundacja Wolna Buriacja, utworzona już po pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Vot Tak, rosyjskojęzyczny portal Biełsatu, rozmawiał z wiceprzewodniczącą organizacji Wiktorią Maładajewą o pracy z żołnierzami na linii frontu, ewentualnych zagrożeniach dla odmawiających walki i stosunku Buriatów do wojny.
– Jaka jest obecna sytuacja żołnierzy, którzy 11 lipca wrócili z Ukrainy?
– Z tych, którzy zerwali kontrakty i odmówili walki, wróciło w sumie ponad 150 wojskowych. Większość z nich pochodziła z Buriacji (samolot z “odmówcami” wylądował też w Omsku – przyp. red.). Teraz są ze swoimi rodzinami, ale uważamy, że będą potrzebować zarówno pomocy medycznej, jak i psychologicznej.
Niemal od samego początku naszej działalności zaczęły napływać do nas prośby od żołnierzy, którzy nie chcieli walczyć (fundacja Wolna Buriacja rozpoczęła pracę w marcu). Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że będziemy potrzebować pomocy prawnej, skontaktowaliśmy się z obrońcami praw człowieka i prawnikami, współpracujemy z dyrektorem organizacji obrony praw człowieka „Szkoła poborowego” Aleksiejem Tabałowem, który ma wiele udanych przypadków odmowy.
Wierzymy, że w każdym podmiocie Federacji Rosyjskiej potrzebne są takie organizacje jak nasza, które pomogą reprezentantom swoich regionów, którzy nie chcą walczyć, bo działaczom na rzecz praw człowieka jest trudno poradzić sobie z tym przepływem w pojedynkę. Wojskowi i ich bliscy bardzo się boją, nie są pewni, że otrzymają pomoc i nie zostaną oszukani.
– Andriej Rinczino, prawnik waszej fundacji, powiedział, że żołnierze odmawiający udziału w walce musieli dwa razy wyskakiwać z ciężarówki i uciekać. Dopiero wtedy pozwolono im wrócić do domu. Powiedz nam o tym więcej.
– Tak, po drugim incydencie zostali zabrani do zamkniętego obozu w obwodzie ługańskim. Tam zaczęto im grozić sprawami karnymi pod pretekstem rzekomo wydanej ustawy o nieuprawnionym wyjeździe z Ukrainy. Wielu nie wierzyło w tę historię, ale 12 lipca ukraiński wywiad opublikował nagranie dźwiękowe tego incydentu i najwyraźniej o tym właśnie mówią.
– Wasza fundacja mówiła też o 17 wiezionych żołnierzach z różnych części Rosji, którzy zostali aresztowani po rozwiązaniu kontraktu. Jaka jest ich sytuacja?
– Oni byli w Alczewsku (miasto w obwodzie ługańskim na Ukrainie, od 2014 roku kontrolowane przez separatystów. – red.), gdzie napisali wnioski o zwolnienie ze służby. Początkowo nie pozwolono im odejść, potem zabrano ich na dworzec, gdzie chcieli na własną rękę pojechać autobusem do Rosji. Ale zostali zatrzymani przez żandarmerię, zabrani na przesłuchanie, odebrano im dokumenty i sprzęt. Teraz zajmują się różnymi pracami remontowymi, a przez resztę czasu trzymani są w piwnicy. Siedzą tam jak niewolnicy. Oczywiście zarówno oni, jak i my boimy się, że zostaną po cichu wysłani na front jako mięso armatnie lub po prostu rozstrzelani. Dlatego nagłaśniamy tę sytuację i staramy się sprowadzić ich do domu.
– Czy w szeregach armii rosyjskiej jest naprawdę wielu chcących zrezygnować?
– Wojskowi lub ich krewni piszą do nas codziennie. Trzeba też wziąć pod uwagę, że niewiele osób na froncie ma telefony. Wielu zabrano iPhone’y, chodzą ze zwykłymi „deseczkami” (telefony z przyciskami – wyd.) i nie wiedzą, gdzie się zwrócić. Skontaktowaliśmy się w tym czasie [od początku marca] z ponad 350 żołnierzami. Ale zazwyczaj kontaktuje się z nami jeden żołnierz, a razem z nim są jego koledzy, do 15 osób. Był przypadek, że przez jednego wojskowego zgłosiło się do nas około stu jego kolegów. Czyli jest to zjawisko masowe. Wielu wojskowych po prostu nie rozumie, co robią na terytorium Ukrainy. Staramy się utrzymywać z nimi kontakt, podpowiadamy jak rozwiązać umowę i udzielamy innej pomocy.
Oznacza to, że w rzeczywistości są tysiące chętnych do odmowy służby, ale tylko niektórzy mają taką możliwość.
– Jak wygląda sytuacja prawna z rozwiązaniem kontraktu z wojskiem i czy za odmowę walki grozi jakaś kara?
– Nie ma żadnych ustawowych postanowień dotyczących rozwiązania umowy. Aleksiej Tabałow powiedział, że w Federacji Rosyjskiej nie ma ani jednej sprawy karnej w tej sprawie. Użyliśmy tego argumentu, ponieważ krewni i sami wojskowi byli zastraszani przez różnych dowódców. Zdarzały się przypadki, że niektórzy z odmawiających byli zabierani z jednostki w kajdankach i w ten sposób zastraszano innych. Powiedzieli, że napiszą w aktach osobowych o skłonności do zdrady i odmowie udziału w „specjalnej operacji wojskowej”. Ale odmowa walki i rozwiązanie umowy nie grozi sprawą karną, dlatego prosimy wszystkich o odmowę udziału w tej wojnie.
– Jaki jest ogólny stosunek do tego konfliktu w Buriacji?
– Podobnie jak w innych częściach Rosji, opinie są różne. Ale sądząc po ilości wiadomości, które teraz otrzymujemy, coraz więcej ludzi rozumie, że ta wojna nie jest nam potrzebna.
Do Buriacji codziennie przywożą trumny. Pogrzeby odbywają się codziennie, ciała płyną niekończącym się strumieniem. Region był drugim pod względem strat w tej wojnie po Tuwie, co przypisujemy temu, że nasi żołnierze byli używani jako mięso armatnie. Z kolei z samej Moskwy czy Petersburga liczba ofiar śmiertelnych jest minimalna. Putin wysyła ludzi na podbój kolejnej kolonii dla swojego imperium, to wszystko.
Teraz podobno trwa „denazyfikacja” Ukrainy, a ostatnio bloger z Buriacji nie mógł wynająć hotelu w Woroneżu, bo nie kwaterują Buriatów. Uważam, że w Rosji ciągle mamy do czynienia z ksenofobią, Buriaci są często nazywani „skośnookimi”, mówią: „Wracajcie na swoje miejsce w Chinach”. W 2014 roku miałem podobny incydent po wygraniu konkursu piękności w Petersburgu (użytkownicy mediów społecznościowych głosowali na Maładajewą z powodu jej pochodzenia i opozycyjnych poglądów. – przyp.red.). Myślę, że Ukraińcy i Białorusini również nas pod tym względem zrozumieją.
– Ilu zabitych żołnierzy, według twoich danych, pochodziło z Buriacji ?
– Prowadzimy własne statystyki i naliczyliśmy 251 zabitych. Spośród nich 108 to etniczni Buriaci. Ale straty są na ogół wyższe, ponieważ w pododdziałach z innych regionów też jest wielu Buriatów.
Rozmawiał Warużan Sargsjan dla vot-tak.tv, pj/belsat.eu