Nie żyje ostatni z trójki, która zdemontowała ZSRR


Leonid Krawczuk był ponoć największym zwolennikiem szybkiego rozwiązania ZSRR. Potem wprowadził Ukrainę w niepodległość, miał sentyment do radzieckiej przeszłości, ale chciał Kijowa w NATO. Z pewnością był nietuzinkowym, choć nieco pogubionym w rzeczywistości politykiem.

Leonid Krawczuk. Kijów 2009 r.
Zdj. WS Biłećkij/ wiki cc

Było ich trzech: Borys Jelcyn z Rosji, Leonid Krawczuk z Ukrainy i Stanisław Szuszkiewicz z Białorusi. To oni wspólnie w czasie spotkania w rezydencji białowieskiej w Wiskulach 8 grudnia 1991 r. doprowadzili do rozwiązania ZSRR. Ukształtowali mapę geopolityczną Europy Wschodniej na trzy dekady. Być może nieświadomie, ale dali początek przemianom społecznym, politycznym i gospodarczym, które zmieniły świat.

Po wczorajszej śmierci ostatniego z nich, Leonida Krawczuka, nie ma już na świecie architektów pozimnowojennej Europy Wschodniej. Jelcyn nie żyje od piętnastu lat, a Stanisław Szuszkiewicz zmarł tydzień temu, tuż przed Krawczukiem. Żyje natomiast ten, któremu białowieska trójka odebrała władzę – Michaił Gorbaczow, były prezydent ZSRR. Żyje też ten, który misją swojego życia uczynił odwrócenie skutków decyzji z Wiskuli i zmianę świata, jaki wtedy się uformował, na taki, jaki istniał wcześniej. To Władimir Putin, człowiek, który jest wyrodnym, politycznym dzieckiem i spadkobiercą tego, co zrodziły porozumienia białowieskie.

Trzech pierwszych

Każda z tych postaci jest w swoich ojczyznach na swój sposób kontrowersyjna. Jelcyn jest przez wielu Rosjan wyklęty. Jego czasy, lata 90., kojarzą się im z czasem biedy, chaosu i upadku potęgi. Putin zbudował swoją pozycję polityczną dwie dekady temu jako „anty-Jelcyn”. Dosłownie, jako całkowite przeciwieństwo Jelcyna, nawet w sensie fizycznym i wizerunkowym. Także w takim, że Jelcyn, mimo autorytarnych ciągot (zwłaszcza w czasie drugiej kadencji), manipulacji w mediach, korupcji i wojny w Czeczenii, mimo wszystko wierzył w demokrację. Nie rozumiał jej istoty, bo był w gruncie rzeczy człowiekiem sowieckim, ukształtowanym przez komunistyczną nomenklaturę. Nie chciał powrotu ZSRR tak jak jego następca Putin. Mimo że Putin wielokrotnie krytykował lata 90. i straszył nimi Rosjan, nigdy nie zaatakował natomiast Jelcyna i żegnał go na państwowym pogrzebie. W końcu to Jelcyn wypromował Putina i dał mu władzę.

Sylwetka
Odszedł grabarz imperium i jeden z ojców białoruskiej niepodległości
2022.05.04 15:44

Stanisław Szuszkiewicz nie wypromował swojego następcy, Aleksandra Łukaszenki. Ten wprawdzie oskarżał fałszywie Szuszkiewicza o korupcję, robił mu różne wstręty i skazywał na zapomnienie, ale autorytetu poczciwego, pierwszego przywódcy niepodległej Białorusi nie udało się zepsuć. Szuszkiewicz do końca życia pozostał wierny idei niepodległej i demokratycznej Białorusi. Ukraiński ojciec niepodległości rzucił się w wir zagmatwanej i pełnej emocji polityki i przez to pewnie przejdzie do historii niejednoznacznie oceniany przez Ukraińców. Z jednej strony doceniany za udział w rozwiązaniu ZSRR i wsparcie dla ukraińskiej niepodległości. Z drugiej, radzieckie dziedzictwo silnie ciążyło nad nim. Przez całe dorosłe życie wspinał się po szczeblach nomenklaturowej kariery w ukraińskiej, radzieckiej partii komunistycznej.

Wiadomości
Zmarł pierwszy prezydent Ukrainy Leonid Krawczuk
2022.05.10 19:41

Zaszedł wysoko, bo do Komitetu Centralnego KPZR i na stanowisko przewodniczącego ukraińskiej Rady Najwyższej (parlamentu). To dało mu popularność. Zwłaszcza że potrafił zręcznie balansować między lojalnością wobec partii i Moskwy a kokietowaniem odradzających się na przełomie lat 80 i 90 nastrojów niepodległościowych na Ukrainie. Dzięki temu wygrał pierwsze na Ukrainie powszechne wybory prezydenckie. Pokonał Wiaczesława Czornowiła, nestora ukraińskiego ruchu niepodległościowego i dysydenckiego. Nie bez zgrzytów, bo w czasie kampanii Krawczuk oskarżał Czornowiła o „banderowski nacjonalizm”. Tuż po wyborach Krawczuk pojechał do Wiskuli i razem z Jelcynem i Szuszkiewiczem rozwiązał ZSRR.

– Wracałem do Kijowa z duszą na ramieniu, z przekonaniem, że mogą mnie aresztować, bo zagrożenie, że Moskwa nie uzna niepodległości Ukrainy było ogromne – Krawczuk opowiadał później autorowi niniejszego tekstu.

W paru wywiadach prasowych nazwał rozwiązanie ZSRR miękkim puczem i zamachem stanu. Ukraińcom to się nie podobało, bo wyczuwali wciąż tkwiącą w Krawczuku lojalność wobec państwa radzieckiego. Mimo że nigdy nie krył, że chce niepodległej Ukrainy.

Nie koniec historii

Jako pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy musiał poradzić sobie z katastrofą gospodarczą i społeczną oraz możliwie jak najmniej boleśnie poprzecinać więzy łączące Kijów z Moskwą.

– To, co wówczas wydawało się łatwe, zrodziło problemy, które uderzyły w nas po wielu latach i do dziś odczuwamy skutki – mówił później.

Miał na myśli np. kwestię Krymu, czy podziału sił zbrojnych. Do dziś wielu Ukraińców zarzuca Krawczukowi, że niefrasobliwie zgodził się na oddanie Rosji lub likwidację znajdującego się na terenie Ukrainy arsenału nuklearnego oraz podział Floty Czarnomorskiej i broni strategicznych. W 1993 r. w krymskiej Masandrze Krawczuk podpisał umowy z Jelcynem i podzielił flotę, oddał arsenały. Tłumaczył później, że było to konieczne, bo Ukraina przeżywała zapaść gospodarczą. Nie było jej stać na utrzymywanie arsenałów i potężnej armii odziedziczonej po ZSRR, a Zachód nie dałby pożyczek, gdyby Kijów utrzymał status mocarstwa jądrowego.

– Wtedy wszyscy wierzyliśmy w “koniec historii”, nastanie demokracji, a Rosja była w kryzysie i nikt nie wyobrażał sobie przecież Putina i jego ekspansji – mówił potem.

Krawczuk nie radził sobie z owym „końcem historii”, który zresztą okazał się złudny. Był z wykształcenia ekonomistą politycznym (była taka dziedzina nauki w państwach komunistycznych), który na gospodarkę patrzył przez pryzmat doktryny marksistowskiej. Nie rozumiał rodzącego się kapitalizmu i kryzysu gospodarczego, w jaki wpadła na początku lat 90. Ukraina. W rozpolitykowanym wówczas Kijowie szybko urosły w siłę konkurencyjne i krytyczne wobec prezydenta ośrodki polityczne.

Zagubiony w polityce

Byli to niepodległościowcy i ukraińscy nacjonaliści, którzy nie mogli darować Krawczukowi, że niby rozwiązał ZSRR, ale mentalnie tkwi w radzieckiej rzeczywistości i wierzy w jakiś format współpracy z Moskwą. Widzieli w nim ideologicznego doktrynera. Byli wciąż silni w latach 90. komuniści, którzy z kolei oskarżali Krawczuka o nacjonalizm i nie wybaczyli mu roli w rozpadzie ZSRR. No i byli różni oportuniści, nomenklatura, która porzuciła ideologię i zanurzyła się w nowej rzeczywistości, tworząc nową elitę – oligarchię. To z tej ostatniej grupy wywodził się Leonid Kuczma. Nomenklaturowy dyrektor, który rzucając mieszankę populistycznych obietnic, wygrał z Krawczukiem w kolejnych wyborach prezydenckich w 1994 r.

Krawczuk nigdy Kuczmie nie darował tej porażki, choć mieli potem poprawne relacje. Czasem popierał politykę Kuczmy, a czasem się dystansował. Był deputowanym i liderem Socjalistyczno-Demokratycznej Partii Ukrainy (zjednoczonej), która miała być nowoczesną socjaldemokracją. W czasie „pomarańczowej rewolucji” wsparł prorosyjskiego Wiktora Janukowacza. Kilka lat później stał po stronie Julii Tymoszenko, oponentki Janukowycza. Po kolejnej rewolucji Godności stał się orędownikiem szybkiej integracji z Zachodem i założył nawet komitet Ukraina do NATO. Był stale obecny nie tyle w jądrze polityki, ile na jej obrzeżach. Np. jako stały komentator w programach publicystycznych.

Cztery lata temu powiedział, że rozczarował się ukraińskim społeczeństwem i elitami. Mimo poczucia rozczarowania, że jako pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy tak małą rolę grał w jej polityce później, ostatnie dwa lata życia miał intensywne. Dostał bowiem ostatnią, ważną rolę. W 2020 r. Został przewodniczącym ukraińskiej delegacji w grupie kontaktowej na rozmowach w Mińsku w sprawie uregulowania wojny w Donbasie. Także ta rola zakończyła się ostatecznie porażką. Ukraina nie przyjęła porozumień z Mińska, a Rosja „małą wojnę” w Donbasie zamieniła na wielką wojnę na Ukrainie. Krawczuk do historii przejdzie jako ten, który z Białorusi przywiózł w 1991 r. prawdziwą ukraińską niepodległość i stał zawsze po jej stronie.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Więcej tekstów autora w dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności