Kijów w kleszczach. Podmiejska obrona stolicy REPORTAŻ


Kijów miał być zdobyty w 48 godzin, z marszu. Rosyjska armia, zaczynając swoją chaotyczną inwazję planowała wziąć ukraińską stolicę w kleszcze posuwając się od północy wzdłuż obydwu brzegów Zalewu Dnieprowskiego. A na centrum miasta rzucono odziały dywersyjno-zwiadowcze, czyli w rosyjskim slangu wojskowym DRG.

Trzeba przyznać, że Rosjanie postąpili wyjątkowo sprytnie i bez jakichkolwiek hamulców, zajmując najpierw Czarnobyl i okolice, dokąd wkroczyli z terytorium Białorusi. Oczywiście liczyli, że ukraińska armia nie będzie mogła ich przykryć artylerią, bo trafienie w sarkofag elektrowni, czy składy zużytego paliwa jądrowego skończyłoby się katastrofą ekologiczną na miarę światową.

Od lewej: Krzysztof Powideł i reportażysta Siarhiej Marczyk, który przeżył szturm na Wasylkowo. W tle budynek lokalnej Samoobrony.
Zdj. Belsat.eu

My odwiedziliśmy podkijowskie miejscowości, leżące na trasie planowanego rosyjskiego szturmu oskrzydlającego stolicę. Pierwszym z nich były Hrebionky leżące ok. 70 km na południowy wschód od Kijowa. Okolice tej siedziby gminy otoczone są szczelną siecią błokpostów, na których dyżuruje lokalna Samoobrona. To miejscowi rolnicy ubrani jak popadnie i podobnie uzbrojeni – od dwururek po granatniki Mucha. Brakuje im kamizelek kuloodpornych, chyba najbardziej deficytowego elementu wyposażenia w tej wojnie.

– Chłopcy dajcie kamizelkę, bo tu goli stoimy – prosi jeden z nich.

Inny wręcza nam ostry jak brzytwa odłamek z pocisku rakietowego, który spadł na pobliską wioskę. Niby działania wojenne rozwijają się kilkadziesiąt kilometrów na północ, jednak i tu bije rosyjska artyleria.

Reportaż
Tył walczy! Droga przez napadnięty kraj REPORTAŻ
2022.03.09 13:59

W centrum Hrebionek spotykamy “szefa gromady” – wójta gminy. Panu Romanowi daleko do urzędniczego sznytu samorządowca. Trzyma pod pachą strzelbę typu pompka, a w przepasanym pasie poutykał naboje myśliwskie. Jak opowiada, wojna to dla niego nie pierwszyzna, bo zdążył już odsłużyć w Donbasie dwa lata. Samorządowiec opowiada o tym, jak zorganizowana jest Samoobrona. Jest ona niezależna od ukraińskiej armii. Wszystko robione jest na miejscu, od wojska jej członkowie otrzymują jedynie broń. I po prostu koordynują się ze sztabem co do ewentualnych zadań, np. wyłapywania rozproszonych rosyjskich żołnierzy. Oczywiście w gminie działa sztab, który gromadzi zapasy, karmi i poi ochotniczą armię.

Wiadomości
Rosja objęta nowymi sankcjami UE, USA i G7
2022.03.11 17:58

Z Hrebionek kierujemy się na północ, do Wasilkowa – miasta około 30 kilometrów od Kijowa. Był celem bezpośredniego ataku. Na miasto spadło kilka pocisków manewrujących wycelowanych w lokalną bazę wojskową. Trafiły w dom mieszkalny i liceum techniczne. Rosjanie wysyłali też do miasta grupy dywersyjne oraz oddział wojsk powietrznodesantowych. W mieście wybuchły walki uliczne, które zakończyły się eliminacją napastników. Jednak według korespondenta Siarhieja Marchyka w piwnicach wciąż przetrzymywanych jest kilku jeńców wojennych, w tym sabotażyści, którzy przybyli do miasta przed atakiem, udając cywilów.

Tu Samoobrona funkcjonuje na najwyższych obrotach – w Domu Kultury, będącym też lokalnym teatrem, działa kuchnia karmiąca 24 godziny na dobę zbrojnych i cywilów. Za kulisami odgrodzonymi od sceny kurtyną urządzono punkt opatrunkowy, czekający na rannych. Na ziemi porozkładano materace, jest prowizoryczny stół operacyjny. Za podstawki do kroplówek służą stojaki do mikrofonów i wieszaki na ubrania.

Na rannych oczekuje prowizoryczny szpital urządzony w gmachu teatru.
Zdj. Belsat.eu

W podziemiach pod obrotową sceną jest schron. Jest w nim też specjalna sekcja dziecięca. W jednej z podziemnych sal pozbijano z nieheblowanych desek prycze. Dzieciaki, od pełzających bobasów po nastolatki – zajmują się sobą i nawet wygląda, że dobrze się bawią.

Wideo: dzieci w schronie w Wasylkowie.

– Dzieci są tu prawie non stop – mówi jedna z dyżurujących matek – czasem wracają na chwilę do domu. Jakoś sobie dają radę, te nasze podziemne dzieci – mówi.

W sali obok siedzi i leży kilka babć. Faktycznie co raz rozlega się syrena alarmu bombowego i większość obecnych na parterze przenosi się do schronu. Akurat tu z powodu niedalekiej bazy wojskowej, alarm bombowy nie jest formalnością.

Wiadomości
ONZ: od początku inwazji Rosji na Ukrainie zginęło 564 cywilów, w tym 41 dzieci
2022.03.11 16:24

Waleczność i duch bojowy Samoobrony jest niezachwiany. Przy wejściu do budynku spotykamy na oko 60-letniego mężczyznę, dyżurującego z automatem.

Pan Jan zapewnia, że nie się nie cofnie.
Zdj. Belsat.eu

– Nie odstąpimy – za nami Kijów – mówi pan Jan.

Przeżywa, że jego rodzona siostra, która w czasie ZSRR trafiła do Władywostoku, przesiąknięta jest rosyjską propagandą.

– Zadzwoniłem do niej. Ona, że faszyści pieką żywcem dzieci na Chreszczatyku (główna ulica Kijowa – Belsat.eu). A ja jej na to, że nasz pradziad był ministrem w rządzie Hruszewskiego (historyk i premier Ukrainy w 1918 r. – Belsat.eu). I ty mi mówisz, że ja tu dzieci żywcem piekę, nasze ukraińskie? Zerwaliśmy kontakt – dodaje.

My tymczasem ruszamy na miejsce, gdzie trafiły rosyjskie rakiety. Uzyskujemy przepustkę, którą z podniesionymi rękami zanosimy do posterunku przy wojskowej bazie. Zakładamy też kamizelki kuloodporne, ale trochę na wyrost. Poradzono nam, by mieć na sobie widoczny napis PRASA. W pobliżu bazy rozmieszono ukraińskich snajperów, którzy mają zajmować się likwidowaniem ewentualnych dywersantów.

Dom w Wasylkowie zrujnowany przez rosyjską rakietę. Rosjanie celowali w pobliską bazę wojskową.
Zdj. Krzysztof Powideł/ Belsat.eu

Czteropiętrowy dom stracił wszystkie okna od fasady. Z wewnątrz wydobywają się jeszcze obłoczki dymu. W środku siła wybuchu wyłamała większość drzwi. Eksplozja wyrwała ze ścian kable elektryczne, które teraz zwisają i walają się po ziemi. Czuć spaleniznę, wewnątrz popalone i rozrzucone meble, kuchenne przybory. W jednym z mieszkań, gdzie działa kancelaria prawna, wybuch obalił całą bibliotekę prawniczych kodeksów.

– To był potężny wybuch – w dom trafiły dwie rakiety – opowiada Siarhej. W naszym sztabie odległym od kilometr zatrzęsła się ziemia. Od razu tu przyjechaliśmy i okazało się, że rosyjscy snajperzy zaczęli strzelać do strażaków. Musieli uciec, zostawiając całe swoje wyposażenie. Nie było tu okna, z którego nie buchałyby płomienie. Weszliśmy do środka, pokrzyczeliśmy, ale nie było tu nikogo, kto dawałby sygnał życia.

Miejscowi mówią, że zginęły dwie osoby, ludzie, którzy po prostu nie zdążyli, albo nie mogli wyjechać.

– Siedziałem w domu. Wybuch był taki, że upadłem i uderzyłem się w głowę – mówi starszy mężczyzna. Mocne, stalowe drzwi wyrwało mi z zawiasów. Wszytki okna w pył. Sława Bogu, nic mi się nie stało. Resztę czasu spędziliśmy w piwnicy.

Zburzone rosyjską rakietą liceum w Wasylkowie.
Zdj. Belsat.eu

Na jednej z podkijowskich stacji benzynowych spotykamy prawosławnego księdza z Cerkwi Prawosławnej Ukrainy. Na sutannę ma zarzuconą bluzę mundurową. Nie za bardzo chce rozmawiać, bo się spieszy. “Do wojska?” interesujemy się. “Nie, mam pogrzeb” – przyznaje trochę speszony, faktem, że choć wojna, to powód dość przyziemny. Teraz dostarcza duchowego ukojenia wojskowym, spowiada ich, wspiera, pociesza. Pytamy co, by powiedział swoim “kolegom” z rosyjskiej Cerkwi. W końcu w szeregach napastników służy dużo prawosławnych Rosjan.

– Wejdźcie na szlak prawdy. Powiedzcie swoim żołnierzom, żeby nie przychodzili tutaj, nie potrzebujemy od nich pomocy. My też jesteśmy prawosławni i u nas jest wszystko w porządku. A przynajmniej tak było, dopóki tu nie przyszli.

Prawosławny ksiądz z podkijowskiej parafii, apeluje do rosyjskich prawosławnych by pozostawili Ukrainę w spokoju.
Zdj. Belsat.eu

W ogóle początek rosyjskiego ataku prowadzony był w zdumiewająco chaotyczny sposób. Do szturmu Kijowa na lewym brzegu rzucono np. na pierwszy ogień odziały… OMON-u z syberyjskiego Kuzbasu.

OMON, czyli odpowiednik peerelowskiego ZOMO, to poddział Rosgwardii – pretorian Putina. Wojsk wewnętrznych używanych głównie do tłumienia antyputinowskich demonstracji. Jeżeli stosować historyczne analogie to takie “putinowskie SS”. Tylko gen. Wiktor Zołotow, były ochroniarz rosyjskiego prezydenta, który dowodzi formacją, musiał obiecać Putinowi, że jego oddziały załatwią sprawę, mocno się przeliczył, bo nie było to jednak zaprawione w boju „Waffen SS”, ale jak to się mówi w Rosji zwykłe „menty” – policja zaprawiona w bojach co najwyżej z cywilami.

Fotoreportaż
3,5 tysiąca ton w 5 dni. Jak Ukraina przyjmuje pomoc humanitarną
2022.03.11 14:45

Ci w leżącym jeszcze dalej na północ miasteczku Irpień zostali po postu zmasakrowani. W internecie pojawiały się zdjęcia tego, co pozostało z kuzbaskich rosgwardzistów i nagranie rozmowy telefonicznej jednego z nich, który z przerażeniem opowiadał żonie o pogromie. Jak widać, gwardziści zapłacili najwyższą cenę za fakt, że ich głównodowodzący chcąc się przypodobać Putinowi, posłał swoich chłopców na pewną śmierć. Dziennikarz Biełsatu Roman Popkow, który był w Irpieniu i widział pozostałości po rozbitym oddziale, uważa, że być może według początkowego założenia, mieli oni pełnić funkcje pacyfikatorów zdobytego z marszu Kijowa. Tylko „nie połucziłoś” (nie wyszło).

Reportaż
Medyka. Brama między wojną a pokojem REPORTAŻ
2022.03.03 16:26

Bezpieczeństwo Kijowa zależy więc od tych dziesiątek niepozornych okalających go miasteczek. Część z nich jak Irpień, Bucza już zostały bezlitośnie spalone ogniem rosyjskiej artylerii, a ich mieszkańcy przez kilka dni nie mogli się z nich wydostać. To na barkach obrońców tych małych miejscowości spoczywa część odpowiedzialności za życie sąsiadów. Podział zadań jest jasny: armia wykonuje kontruderzenie, a Samoobrona oczyszcza teren. Sam Kijów jest na razie bezpieczny.

Tekst: Jakub Biernat. Współpraca i zdjęcia Krzysztof Powideł/ belsat.eu

Aktualności