Głównym celem przeprowadzenia wczorajszej „wielkiej rozmowy” z dyktatorem była chęć potwierdzenia swojego zwycięstwa i zademonstrowania pełnej kontroli nad sytuacją. W pewnym sensie rozmową tą Łukaszenka spróbował zrekompensować sobie klęskę wyborczą sprzed roku i odbudować swoją „charyzmę”.
Przemówienie Łukaszenki było wojownicze, pełne pogróżek i agresji. Ale w zasadzie – również programem działania władzy na najbliższe pięć lat.
Sedno tego programu polega na tym, aby całkiem przerobić społeczeństwo i państwo: polityka wewnętrzna będzie koncentrować się więc na totalnej wojnie ze społeczeństwem, co właśnie ma zapewnić stabilne rządy Łukaszenki na najbliższe lata. Jakiekolwiek kompromisy, a tym bardziej dialog, są wykluczone.
Polityczna i informacyjna autonomia społeczeństwa jest rozpatrywana jako bezpośrednie zagrożenie, a likwidacja struktur i aktywności społecznej tego „paskudztwa” (jak wyraził się sam Łukaszenka), będzie kontyunowana. Jednym z kluczowych elementów tej „zaczystki” będzie wypychanie aktywnych środowisk poza granice kraju. Łukaszenka nie martwi się przy tym negatywnymi skutkami emigracji, a więc degradacją społeczno-gospodarczą. O ile zapewni to totalne posłuszeństwo pozostałej części obywateli.
Jednocześnie, mimo triumfalnej retoryki widać wyraźnie, że działalność alternatywnych ośrodków politycznych bardzo Łukaszenkę drażni i złości. Podobnie jak sankcje. Stąd też świadomie poniżające i obraźliwe repliki – np. na adres Swiatłany Cichanouskiej i Pawła Łatuszki (którego potrafił nazwać „szmatuszką”), oraz ich ich celowa dehumanizacja.
Takie odczłowieczenie to kluczowy składnik w kształtowaniu wizerunku zmarginalizowania protestującej części społeczeństwa. Jest to skierowane na wzmożenie w nim agresji i przemocy politycznej. Innymi słowy, dyktator ogłasza „nową krucjatę”.
Łukaszenka jest przekonany, że udało mu się pokonać kryzys, a więc manipulacje z konstytucją nie są mu już potrzebne – przynajmniej w najbliższym czasie. Podobnie jak i referendum konstytucyjne. Prawdopodobnie tym właśnie przekonaniem można wytłumaczyć otwarte przyznanie się do stosowania przemocy wobec zatrzymanych podczas ubiegłorocznych wydarzeń sierpniowych oraz tego, że wybory zostały sfałszowane.
Jeżeli władza zdecyduje się na na wdrażanie zmian systemowych, to będą one dotyczyć dwóch zasadniczych kwestii: przedłużenia prezydentury Łukaszenki bez jego udziału w wyborach oraz ustanowienia mechanizmu przekazania (tranzytu) władzy prezydenta w ramach istniejącego systemu. W tym przypadku rolę nadrzędnej rady politycznej, nadającej odpowiednie uprawnienia Łukaszence będzie odgrywać Ogólnobiałoruskie Zgromadzenie Ludowe.
A w przyszłości pojawi się wyselekcjonowana grupa „młodych” kandydatów do najwyższego urzędu w państwie, z których jeden (syn Łukaszenki) będzie reprezentować interesy klasy rządzącej. Jednocześnie dyktator dał jasno do zrozumienia, że nie zamierza ustąpić w obliczu jakichkolwiek okoliczności.
Część agresywnych nastrojów Łukaszenka próbował skierować na Zachód, wykorzystując przy tym retorykę groźby wojny jądrowej – tak charakterystycznej dla Władimira Putina. Jest oczywiste, że będzie starać się doprowadzić konflikt z Zachodem do niebezpiecznego stadium, w której ten drugi będzie musiał zdecydować się na „negocjacje” bez warunków wstępnych.
Z drugiej zaś strony, robiąc tak agresywne wypady w stronę Zachodu Łukaszenka demonstruje swoje oddanie Moskwie, ale jednocześnie unika tematów „praktycznych” – w rodzaju rosyjskiej bazy wojskowej na Białorusi i pogłębienia integracji obu krajów. Jest jasne, że białoruski dyktator ma nadzieję na powrót do tego okresu relacji z Rosją, jaki istniał do 2020 r.
Było widać, że na poziomie emocjonalnym Łukaszenka próbował wyrwać się z kremlowskich objęć. Z całych sił starał się przekonać obecnych, że swoją władzę zawdzięcza tylko sobie i strukturom siłowym, a udział i wsparcie ze strony Moskwy były tylko pośrednie. Wydaje się jednak, że publiczne umniejszanie roli Putina może wywołać nieprzyjemną dla Łukaszenki reakcję Moskwy.
Takie zwroty w ocenie wydarzeń świadczą o tym, że Łukaszenka odczuwa psychologiczną potrzebę zbudowania sobie własnej, komfortowej rzeczywistości i ukrycia za swoimi iluzjami istniejących problemów. Życie dyktatora we własnej rzeczywistości będzie pielęgnowane przez nowe pokolenie propagandystów, a to będzie jedynie podsycać kryzys polityczny i wzmagać konfrontację wewnątrz kraju i z zagranicą.
Paweł Usau dla belsat.eu
Inne teksty autora w dziale Opinie
Redakcja może nie podzielać opinii autora.