W wywiadzie dla Radia Swaboda liderka białoruskiej opozycji po raz pierwszy wyjawiła, dlaczego mimo wykształcenia lingwistycznego, nie pracowała. Jak podkreśla, nie z braku ambicji.
– Propagandowe kanały i blogerzy często mnie obrażają, nazywając “garkotłukiem” i każąc mi “iść smażyć kotlety”, bo byłam gospodynią domową. A ja byłam gospodynią nie dlatego, że nie chciałam pracować i nie miałam ambicji, tylko dlatego, że musiałam zostać w domu i rehabilitować swoje dziecko – powiedziała opozycjonistka.
Swiatłana Cichanouskaja miała się do tego początkowo nie przyznawać, by nie wzbudzać litości.
– Moje dziecko wymagało pełnej uwagi i poświęciłam mu całkowicie dziesięć lat swojego życia. Teraz prowadzi już zwyczajne życie, nie potrzebuje codziennych ćwiczeń. Uważam, że swoją misję wykonałam wzorowo, dzięki czemu syn ma się teraz dobrze.
Rzeczywiście, o problemach zdrowotnych syna Swiatłany i Siarhieja Cichanouskich prasa wspominała już w sierpniu ubiegłego roku. Ówczesna kandydatka na prezydenta Białorusi przyznała w wywiadzie, że w wieku dwóch lat u Karnieja zdiagnozowano głuchotę. Chłopiec przeszedł potem operację i rehabilitację, rodzina musiała przeprowadzić się do Mińska, by zapewnić mu opiekę medyczną. Swiatłana Cichanouskaja nie wykorzystywała jednak problemów swojego dziecka w kampanii prezydenckiej i nie tłumaczyła, dlaczego wybrała życie gospodyni domowej.
Dzieci Cichanouskich zostały wykorzystane przez białoruskie służby specjalne. Usiłowały one zmusić Swiatłanę do rezygnacji z udziału w wyborach, zastraszając ją widmem odebrania dzieci, gdy rodzice trafią do więzienia. Mimo gróźb opozycjonistka postanowiła doprowadzić kampanię wyborczą do końca – dzieci zostały wysłane na Zachód pod opieką babci.
aa,pj/belsat.eu