Szef białoruskiej dyplomacji Uładzimir Makiej 10 stycznia poinformował Waszyngton, że Amerykanie mogą poszerzyć personel swojej ambasady, ograniczony obecnie do 10 dyplomatów.
Czasopismo Foreign Policy, które poinformowało o tym fakcie, nazwało go „dyplomatycznym przełomem”. Według informacji pisma Makiej miał o tym poinformować w rozmowie telefonicznej z Wessem Mitchellem – pomocnikiem Sekretarza Stanu USA ds. Europy i Eurazji.
Kryzys w stosunkach amerykańsko-białoruskich trwa nieprzerwanie praktycznie od 2006 r., gdy po zdławieniu powyborczej demonstracji w Mińsku i fali represji wobec opozycji, Amerykanie wprowadzili sankcje przeciwko Łukaszence i największym białoruskim przedsiębiorstwom państwowym. W odpowiedzi białoruskie władze obniżyły rangę kontaktów dyplomatycznych z USA i ograniczyły ilość amerykańskich dyplomatów z 35 do pięciu. Potem zezwoliły na powiększenie placówki do dziesięciu pracowników dyplomatycznych. Od tego czasu USA reprezentuje jedynie chargé d’affaires.
– To wielki krok. To początek odwilży – cytuje jednego ze swoich informatorów w Departamencie Stanu Foreign Affairs.
Według czasopisma ambasada USA na Białorusi może zwiększyć swój personel do 30 dyplomatów, tak jak ma to miejsce w krajach o podobnej wielkości.
Foreign Affairs łączy decyzję białoruskich władz konfliktem na linii Mińsk-Moskwa i cytuje słowa Alaksadra Łukaszenki wypowiedziane podczas niedawnej narady ze swoimi urzędnikami:
– Jeśli Rosja wybierze taką drogę i utratę jedynego sojusznika na kierunku zachodnim, to ich wybór. My przecież nie możemy ich zmusić – mówił niedawno białoruski prezydent.
Alaksandr Łukaszenka spotkał się z wspomnianym w tekście Wessem Mitchellem w październiku ub.r. Białoruski lider powiedział wtedy, że Białoruś może stać się dla USA „najbardziej godnym zaufania, sumiennym i szczerym partnerem”
– Jeżeli wam coś obiecamy, to spełnimy obietnicę, choćby nawet miało to nam przynieść szkodę – mówił wtedy Alaksandr Łukaszenka.
Jak informował amerykański portal Buzzfeed, pomocnik Sekretarza Stanu USA ds. Europy i Eurazji Wess Mitchell jest zwolennikiem prowadzenia elastycznej polityki w regionie. W W październiku ub.r. dyplomata podczas publicznego wystąpienia podkreślał, że dla zastopowania Rosji i Chin USA powinny wyciągnąć rękę do krajów, z którymi się „silnie różnią”.
Dyplomata zapowiadał wtedy, że USA będą wspierać suwerenność krajów Europy Wschodniej i ich prawo dla określania swojej przyszłości. Wymienił przy tym Ukrainę i Gruzję, „a nawet Białoruś”. Są to według niego „kraje frontowe”, które są „najpewniejszą zaporą chroniącą przed rosyjskim neoimperializmem”.
Wiadomo o jego zaangażowaniu w próby odciągnięcia Węgier od współpracy z Rosją i rozwiązania konfliktu węgiersko-ukraińskiego. To dzięki niemu USA wstrzymały planowaną pomoc finansową dla węgierskich lokalnych mediów — w domyśle niechętnych polityce Viktora Orbana.
Dyplomata ma być też zwolennikiem dokonania wymiany terytoriów między Serbią i Kosowem – tak by zakończyć konflikt pomiędzy krajami. Ma to odebrać Rosji pretekst do ingerencji w sytuację na Bałkanach.
jb/belsat.eu