Gefest, Gomsielmasz, Miławica, MTZ – łatwiej wyprodukować niż sprzedać.
Pracownicy firmy Gefest – producenta kuchenek gazowych z Brześcia – pracują już tylko cztery dni w tygodniu.
Przedstawiciel zakładów kategorycznie zaprzecza, jakoby przystoje w produkcji były wynikiem tego, że w magazynach zalegają niesprzedane wyroby firmy.
„Mniej więcej takie same ilości były w magazynach również w ubiegłym roku” – cytuje głównego inżyniera zakładów, Ihara Andrasiuka gazeta „Wieczernij Briest”.
[vc_single_image image=”1″ img_size=”large”]
„To nie znaczy, że za dni przestoju niczego swoim pracownikom nie zapłacimy. Dostają 2/3 wypłaty. Sezonowy spadek sprzedaży to absolutnie normalne zjawisko. Lato to okres urlopów, ludzie wydają pieniądze na wypoczynek, robią remonty w domu, wyjeżdżają na działki – tłumaczy Ihar Andrasiuk. – Teraz jest sezon sprzedaży chłodni, klimatyzacji, a nie kuchenek gazowych i elektrycznych.”
Innego zdania są zapewne przedstawiciele mińskiego Atlanta, gdzie produkuje się białoruskie lodówki, chłodziarki i zamrażarki. Tam produkcję po prostu wstrzymano.
A jak sezon letni wpływa na produkcję majtek i biustonoszy? Też źle. Mińska Miławica jest znana z markowej bielizny, którą podrabiają już Chińczycy. Teraz jednak również przeżywa trudne chwile. Personelowi pozostawiono premie, ale obcięto pensje. Roboczy tydzień trwa tylko trzy dni w tygodniu. I tu też dyrekcja spodziewa się, że lepiej będzie jesienią.
[vc_single_image image=”3″ img_size=”large”]
„Mamy nadzieję, że wzrost zacznie się od września” – prognozuje dyrektor generalny Miławicy Alena Tkaczenka.
Teraz negatywny wpływ na niskie wyniki sprzedaży mają problemy gospodarcze Rosji i Ukrainy – głównych odbiorców białoruskiej bielizny. I nie tylko bielizny.
Co jak co, a przecież sprzęt rolniczy przed żniwami powinien sprzedawać się jak świeże bułeczki. A nie chce… W homelskim „Gomsielmaszu” dodatkowym dniem wolnym od pracy ogłoszono piątek. Wypłaty częściowo zachowano, ale dyrekcja już sporządza listy pracowników, których praca jest „mniej ważna”. Biełsat dotarł do tego dokumentu:
[vc_single_image image=”5″ img_size=”large”]
Jeszcze zimą zatrudnieni tam pracownicy zdradzili, że w magazynach znajdowało się 10 tys. kombajnów, których nie udało się sprzedać. Zaraz po nowym roku ówczesny premier Miasnikowicz twierdził, że przedsiębiorstwo „jest problematyczne, ale rokuje nadzieje”.
A w maju zakłady odwiedził nowy szef rządu Andrej Kabiakou i optymistycznie oznajmił, że Gomsielmasz jest białoruskim znakiem firmowym, który żyje i żyć będzie. Tylko, że również po tej wizycie zakłady pracują na 20 proc. swoich możliwości. Pracownicy mówią, że ludzie odchodzą „całymi brygadami”.
[vc_single_image image=”7″ img_size=”large”]
Podobnie jest w fabrykach samochodowych MAZ i BiełAZ, z których zwolniło się lub zwolniono 10 proc. załóg.
Są jednak przedsiębiorstwa, gdzie praca wrze. Szczególnie, gdy ma zamiar odwiedzić je prezydent. Tak było na początku maja w stołecznej fabryce traktorów MTZ, gdzie zarządzono „generalne porządki”. Pod groźbą zwolnienia załoga musiała zjawiać się na stanowiskach pracy nawet w soboty i niedziele – aby sprzątać teren zakladu oraz myć podłogi i malować ściany w halach produkcyjnych.
[vc_single_image image=”9″ img_size=”large”]
„Ludzie mają dość. Wzywają w dni wolne, w soboty i niedziele, ludzie pracują w ogóle za darmo. W halach produkcyjnych w ogóle jest dom wariatów: nie ma pracy, bo traktorów nikt nie kupuje, a załogę nawet grożąc zwolnieniem zmusza się do malowania i mycia podłóg” – powiedziała Biełsatowi jedna z pracownic zakładów.
cez, belsat.eu/pl