Ubiegły tydzień stał pod znakiem rozprawy z pracownikami przemysłu drzewnego – w poniedziałek białoruski prezydent zabrał się za przemysł odzieżowy.
Pracę stracili dyrektor i wicedyrektor koncernu Biełlegprom, a także szef przedsiębiorstwa KamWol wchodzącego w skład koncernu. Nowo mianowanemu dyrektorowi przedsiębiorstwa Łukaszenka pogroził wsadzeniem do więzienia, jeżeli nie wywiąże się z postawionych zadań.
Na celowniku premier i wicepremier
„Kierownika koncernu i jego zastępcę wyrzucić z pracy do wieczora. I do nowego roku przedstawić propozycję nowego kierownictwa koncernu” – cytuje Łukaszenkę Interfax. Łukaszenka jest niezadowolony, że przedsiębiorstwo się nie modernizuje i podejmowane są niewłaściwe decyzje kadrowe.
Rozprawa z białoruskimi „tekstylszczykami” była tylko punktem wyjścia dla pogrożeniu członkom własnego rządu. Dostało się premierowi Michaiłowi Miasnikiawiczowi i jego zastępcy Uładzmirowi Siamaszce.
„To dla was z Miasnikowiczem ostatni dzwonek, nie potrzebuję wymówek. Nie przyjechałem tutaj, żeby posłuchać wymówek. Wiem, co się dzieje w KamWolu” – zwrócił się do towarzyszącego mu Siamaszki.
„Chcą kupić akcję za butelkę…”
Łukaszenka odwiedzając przedsiębiorstwo, komentował również współpracę z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, który nazwał „organizacją polityczną” i poinformował, że nie liczy na otrzymanie z MFW kolejnego kredytu.
Łukaszenka skomentował również rekomendacje Funduszu, dotyczące przeprowadzenia reform strukturalnych w białoruskiej gospodarce. „Te strukturalne reformy są w interesie tych, którzy władają MFW. Im byłoby wygodniej, gdybyśmy te przedsiębiorstwa rozprzedali. Nie ważne komu, nawet może mieszkańcom Białorusi – a oni kupią akcje od naszych obywateli za butelkę i za coś tam jeszcze” – dodał.
Łukaszenka oskarżył USA i UE o działanie na swoja korzyć, zapowiadając obronę interesów Białorusi. „Nie jestem szefem MFW, czy jakimś sługą USA czy UE – jestem prezydentem Białorusi i nim zostanę.” – podkreślił.
Biełsat