Niemal natychmiast po rozpoczęciu pełnowymiarowej inwazji na Ukrainę media zaczęły pisać o pijaństwie w rosyjskiej armii. Półtora roku później żołnierze nadal piją, ale mniej i po kryjomu. Jednocześnie, z powodu kontroli Federalnej Służby Bezpieczeństwa i dowództwa armii, żołnierze kupują teraz wódkę „na zakładkę”.
Spożywanie alkoholu w rosyjskiej armii jest formalnie zabronione. Pod koniec 2022 roku tzw. władze samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej wydały nawet specjalny zakaz sprzedaży alkoholu w strefie przyfrontowej „anektowanego” terytorium: w rejonach miast Kreminna, Popasna, Swatowo, Lisiczańsk, Rubiżne czy Siewierodonieck.
W rzeczywistości terytoriów, gdzie sprzedaż alkoholu jest zabroniona, jest znacznie więcej. Jak powiedział naszemu rosyjskojęzycznemu portalowi Vot Tak jeden z oficerów rosyjskiej armii, w wojsku obowiązuje zakaz kupowania żywności od miejscowych: „A co, jeśli otrują?”. Żołnierze i oficerowie często powstrzymują się od kupowania żywności, ale strach przed zatruciem nie powstrzymuje ich przed kupowaniem alkoholu od miejscowych. Jednocześnie oficerowie niechętnie rozmawiają z dziennikarzami o alkoholu.
– W wojsku obowiązuje prohibicja, sprzedawane jest tylko piwo bezalkoholowe. Ale i tak wszyscy piją – twierdzą.
Wódka jest sprzedawana na butelki, średnio około 1000 rubli (41 zł) za litr, przy czym większość kupuje ją w butelkach o pojemności 1,5-2 litrów bez etykiet i informacji o butelkowaniu. Jeden z żołnierzy powiedział Vot Tak, że alkohol jest często sprzedawany po zawyżonych cenach: w niektórych okręgach można negocjować i cena będzie niższa. Alkohol kupuje się w sklepach lub za pośrednictwem znajomych sprzedawców: w ogóle nie ma go na półkach.
Oprócz wódki miejscowi sprzedają żołnierzom samogon.
– Jest obrzydliwej jakości: śmierdzi jak spalona guma i sprawia, że rano robi się niedobrze. Ale jest solidny – powiedział dziennikarzom jeden z żołnierzy.
Ze względu na niską jakość samogonu, wojskowi sięgają po niego tylko w „ostateczności”.
Ze względu na zakaz sprzedaży alkoholu, lokalne sklepy są sprawdzane przez funkcjonariuszy FSB, a czasami przez dowódców jednostek – powiedział oficer rosyjskiej armii stacjonujący w obwodzie ługańskim.
– Po takiej kontroli [przez FSB] nie sprzedadzą nam nawet piwa – powiedział.
Kontrole nie powstrzymują jednak przedsiębiorczych miejscowych: zamiast sprzedawać wódkę z półek, alkohol jest przekazywany wojsku za pośrednictwem tzw. zakładek.
– Przychodzisz do sklepu, umawiasz się [na sprzedaż], płacisz, a sprzedawca chowa butelkę [wódki] gdzieś w pobliżu latryny. Ty idziesz i ją odbierasz – opisał schemat zakupu alkoholu jeden z żołnierzy.
W ten sposób alkohol jest sprzedawany w wioskach położonych najbliżej linii frontu, a funkcjonariusze FSB są zmuszeni do przeprowadzania kontroli praktycznie na linii frontu.
Alkohol można zdobyć nie tylko za pośrednictwem lokalnych mieszkańców, ale także wyższych dowódców. Jak powiedział Vot Tak jeden z żołnierzy, dowództwo „ustala klimat” w jednostkach. Dlatego czasami zdarza się, że oficerowie przynoszą mocny alkohol – kilka litrów na raz – i piją go razem z innymi żołnierzami. W tym celu ukrywa się go w różnych miejscach i skrzynkach z amunicją i przewozi przez liczne punkty kontrolne ustawione przy wejściach do obozów i na linii frontu.
Wszyscy pytani przez Vot Tak żołnierze przyznają, że generalnie zaczęli pić mniej i „bardziej spokojnie”. Na początku tzw. częściowej mobilizacji we wrześniu 2022 roku media publikowały wiele historii o zmobilizowanych żołnierzach popadających w ciąg alkoholowy. Teraz – jak mówią – piją mniej alkoholu, ale nadal robią to „po cichu”.
Z reguły w jednostkach dowództwo okupacyjne rozwiązuje problem pijaństwa na miejscu: przykuwając żołnierzy kajdankami do drzew lub bijąc. Jak powiedział Vot Tak jeden z oficerów, który zetknął się z pijanymi żołnierzami na froncie, nie da się tego problemu rozwiązać legalnie – potrzebne są badania lekarskie. Zamiast tego, pijany żołnierz jest przywiązywany do drzewa i trzymany w ten sposób przez kilka dni.
Jeden z oficerów opowiedział historię, która wydarzyła się w jego obozie po obchodach Sylwestra. Żandarmeria wojskowa wpadła na żołnierza, który opuścił jednostkę – udało mu się oddalić o kilkadziesiąt kilometrów od miejsca, w którym stacjonował. Kiedy go znaleziono, był bardzo pijany – został przykuty kajdankami do drzewa. Później się okazało, że „był nawalony” od czasu obchodów Sylwestra. Kiedy dowódcy uznali, że żołnierz się zrehabilitował, wrócił do jednostki.
Zdaniem rosyjskiego dowódcy ludzie piją na froncie „z nudów i zmęczenia”. Większość zmobilizowanych jest na wojnie od około roku.
– Wielu pije ze zmęczenia, z monotonii życia. Jest też niewielki procent tych, którzy nie mogą żyć bez wódki. Staramy się ich pozbyć [przenosząc ich do innych jednostek lub wysyłając na tyły] – dodał inny żołnierz.
Inny uważa, że powodem pijaństwa jest to, że wojna jest „niepotrzebna” dla zmobilizowanych.
– Teraz praktycznie nie piją. Ale kiedyś pili. Zmobilizowani poszli pod przymusem, nie potrzebują tej wojny. Niewielki procent z nich poszedł tylko po to, by naprawdę walczyć – wyjaśnił.
Andriej Sierafimow/ vot-tak.tv, lp/ belsat.eu