No, więc wszystko już „wiadomo”. Zamach na Crocus City Hall urządzili wspólnie Ukraińcy i Amerykanie, najmując do brudnej roboty tadżyckich terrorystów.
Pierwszy na ślad „spisku” wpadł, co zrozumiałe, były premier i prezydent, a obecnie wiceszef Rady Bezpieczeństwa Rosji.
– Jeśli okaże się, że są to terroryści reżimu kijowskiego, nie da się inaczej postąpić z nimi i ich ideologicznymi inspiratorami. Należy ich wszystkich odnaleźć i bezlitośnie zniszczyć jako terrorystów – napisał 22 marca w mediach społecznościowych Dmitrij Miedwiediew.
Ukraiński ślad podtrzymał po odczekaniu zwyczajowych 24 godzin Władimir Putin. Na efekty nie trzeba było długo czekać, rosyjskie służby sprawnie złapały winnych, a pierwszy program telewizji natychmiast opublikował relację z przesłuchań czterech domniemanych napastników- zakrwawionych, z bandażowanymi głowami. Dwóch się przyznało, a jeden z oświadczył, że działali za pieniądze.
Co prawda, tadżyckie władze na początku protestowały, dowodząc niewinności swych obywateli, ale po rozmowie Władimira Putina z prezydentem Tadżykistanu, Emomali Rahmonem, zmieniły zdanie.
Potem pojawił się wywiad z podejrzanymi – Dalerdżon Mirzojew potwierdził, że po dokonaniu zamachu zmierzali w stronę Ukrainy, gdzie oczekiwała na nich nagroda, a kolejny domniemany zamachowiec – Saidkrami Rachabalizoda podał kwotę – milion rubli na osobę.
Dlaczego rubli, a nie hrywien czy dolarów i z jakiego powodu suma ta z pierwotnego pół miliona wzrosła do okrągłego miliona? Nie wyjaśniono. Podejrzani nie potrafili także odpowiedzieć na pytanie, kto ich zdaniem był zleceniodawcą. Wskazówki dostawali o niejakiego Sajfullo, który miał ich zapewnić, że „na granicy z Ukrainą będą czekać chłopaki, którzy pomogą przekroczyć granicę i dostać się do Kijowa”.
Grubymi nićmi szyte? Owszem, ale 10 kwietnia rosyjski Komitet Śledczy ogłosił następną rewelację. Do sfinansowania ataku miano użyć pieniędzy z działającej na Ukrainie firmy Burisma Holding. Tej samej w której zarządzie do 2018 roku zasiadał syn prezydenta Joe Bidena, Hunter Biden, i która jest jednym z ważnych tematów kampanii wyborczej w USA, bo opozycyjni republikanie oskarżają demokratów o prywatę i korupcję. Jednym słowe, za atakiem na podmoskiewską salę koncertową stoją… USA i Ukraina.
A to, że Stany Zjednoczone ostrzegały 7 marca przed zamachem, w dodatku dosyć precyzyjnie określając miejsce? Że, jak się okazuje, podobne ostrzeżenia płynęły również ze strony irańskiego rządu, oraz stacjonujących w Syrii rosyjskich wojskowych? Rosyjscy przywódcy i wierna im propaganda od początku wskazali odpowiednich winnych, zatem komitet śledczy musiał ich znaleźć.
Przecież znaną krytyk Putina Annę Politkowską, też zastrzelili, według oficjalnej wersji. Czeczeni. Przecież to Czeczeni, według sądu, zabili potem opozycjonistę Borysa Niemcowa (Nawalny jak wiadomo sam umarł, bo trudno byłoby wytłumaczyć skąd wzięli się Czeczeni w zamkniętej celi w rosyjskiej kolonii karnej). I na koniec, to według Kremla Czeczeni w 1999 roku wysadzali bloki mieszkalne w Moskwie, Wołgodońsku i Bujnaksku
Po tym jak „Państwo Islamskie” wzięło winę za atak na salę koncertowa na siebie, ucichły podejrzenia pod adresem samej Rosji. Teraz znowu wracają myśli, czy jednak za zamachem nie stoją rosyjskie służby. Albo przynajmniej, czy celowo ostrzeżenia przed nim nie zlekceważyły.
Na razie jedno wydaje się pewne, rosyjskim śledczym wcale nie chodzi o dojście do prawdy, ale o potwierdzenie winy – bezpośrednio Ukrainy, a pośrednio Stanów Zjednoczonych. W kraju przyda się to do wewnętrznej mobilizacji, nieco naruszonej ostatnimi katastrofalnymi powodziami.
Natomiast za granicą, jak zauważa komentator Defence24, będzie służyć do dalszego demonizowania Kijowa i Waszyngtonu. A warto pamiętać, że w wielu krajach tzw. Globalnego Południa (Ameryki Łacińskiej, Azji, Afryki), narracja rosyjska jest narracją dominującą. Zresztą, także w samej Europie istnieje całkiem niemało sił chętnie podchwytujących rosyjską propagandę.
Wszystko to dzieje się w momencie, gdy ciągle nierozstrzygnięte pozostają losy dalszych wojskowych dostaw na Ukrainę, a zajęte kolejnymi wyborami czy to parlamentarnymi (UE) czy prezydenckimi (USA) kraje coraz bardziej skupiają się na wewnętrznych problemach, na bok odsuwając „ukraiński problem.” .
Na zakończenie chcę przytoczyć fragment artykułu ukraińskiego deputowanego dla Ołeksija Honczarenko dla Atlantic Counsil. Artykuł nie ma bezpośredniego związku z zamachem na Crocus City Hall, ale dobrze opisuje całą obecną sytuację:
– W tej chwili Zachód wydaje się zadowolony z toczącej się powolnej wojny na wyniszczenie, jednocześnie zasilając Ukrainę minimalnymi dostawami. To przepis na porażkę. Putin wyraźnie wierzy, że na Ukrainie może „przeczekać” Zachód i jest pewien, że czas działa na jego korzyść. Inne autorytarne potęgi, takie jak Chiny i Iran, również obserwują słabość Zachodu i wyciągają oczywiste wnioski. To już przyczynia się do wzrostu niepewności na Bliskim Wschodzie i zwiększa zagrożenie dla Tajwanu. Wypracowana przez ostatnie osiemdziesiąt lat globalna architektura bezpieczeństwa wyraźnie się rozpada, a Ukraina jest na pierwszej linii frontu w walce o kształtowanie przyszłości stosunków międzynarodowych. Strach przed eskalacją jest tajną bronią Władimira Putina. Odstraszyło to zachodnich przywódców od uzbrojenia Ukrainy i przedłużyło wojnę, uniemożliwiając armii ukraińskiej wykorzystywanie jej wczesnych sukcesów na polu bitwy. Jeśli Zachód nie pokona tego autodestrukcyjnego strachu, może to ostatecznie doprowadzić do zwycięstwa Rosji.
Dlatego, nie ma co ostrzegać Rosji przed terrorystycznymi atakami, natomiast trzeba pomóc Ukrainie ją pokonać.
Maria Przełomiec dla belsat.eu
Inne teksty autorki w dziale Opinie
Redakcja może nie podzielać opinii autora.