Klika dni po prezydenckich wyborach na Białorusi w sieci pojawiło się nagranie, na którym słychać, jak szef jednej z dzielnic Witebska zmusza nauczycieli – członków komisji wyborczej nr 25., by „poprawili” wyniki wyborów.
I choć, jak pisze portal TUT.by, z ogromnym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że głos urzędnika należał do szefa władz rejonu Siarhieja Staszeuskiego, lokalna milicja podczas kontroli nie stwierdziła naruszeń prawa wyborczego.
Na nagraniu słychać jak mężczyzna w rozmowie z nauczycielami szkoły nr 44 wyraża zaniepokojenie, że w komisji Alaksandr Łukaszenka otrzymał jedynie 15 proc. i przegrał z Swiatłaną Cichanouską. I domagał się zmiany protokołu, tak by wyniki wyborów były zbliżone do wyników w drugiej komisji wyborczej, gdzie Łukaszenka otrzymał 75 proc. Potem słychać jak osobiście nadzoruje proces przepisywania protokołu, a osobom, które nie zgadają się z tym, co robi radzi opuszczenie pomieszczenia. W rezultacie Cichanouskaja na poprawionym protokole otrzymuje jedynie 20 proc głosów.
Gdy do sieci wyciekło nagranie, oburzeni wyborcy udali się do szefa obwodu, który oświadczył im, że wszczął kontrolę. Wiadomo też, że po incydencie Staszeuski przestał być szefem władz dzielnicy Kastrycznicki Rajon.
Według art. 192 Kodeksu Karnego Białorusi za fałszerstwa wyborcze grozi wyrok do 5 lat więzienia.