W majątku Korobczyce pod Grodnem odbył się XIX Festiwal Słowiańskiej Sztuki Wojennej „Niemeńska rubież”. W wydarzeniu wzięli udział białoruscy urzędnicy, wojskowi i młodzież, ale też zwolennicy „russkiego miru” – kozacy, prawosławni duchowni i ultraprawicowe bojówki.
Prorosyjska impreza militarna odbyła się w Grodnie po raz 19. Jej organizatorem od lat jest Uładzimir Adamau, ataman „Kozaków Niemeńskich” i prezes klubu paramilitarnego „Arydan” przy Uniwersytecie Grodzieńskim.
Co prawda władze stopniowo wyrzucają imprezę z miasta. Początkowo festiwal odbywał się w centralnym Parku Gilliberta, potem na Kurhanie Sławy. Teraz organizatorzy musieli wynająć miejsce w Korobczycach, bliżej granicy z Polską. Dlatego też postronnych widzów było niewielu.
Podkładem muzycznym były rosyjskie piosenki wojskowe, kozackie i rycerskie.
Gdy z głośników brzmi piosenka, której każdy wers kończy się pogwizdywaniem, na scenie kręci toporem brodaty mężczyzna. Przed sceną stoją członkowie klubów wojskowo-patriotycznych, bractw rycerskich, klas kadeckich i studenci katedr wojskowych uniwersytetów w Grodnie, Nowogródku, Mińsku i Smoleńsku.
W loży honorowej zasiada kilku kozaków z błękitnych mundurach, wśród nich sam Uładzimir Adamau. Obok nich siedzi Igor Koniakin, konsul generalny Federacji Rosyjskiej w Brześciu i Leonid Bokurow, przedstawiciel Rossotrudniczestwa (Federalnej Agencji ds. Wspólnoty Niepodległych Państw, Rodaków Mieszkających za Granicą i Międzynarodowej Współpracy Humanitarnej). Na trybunie jest też weteran wojenny, prawosławny duchowny i urzędniczka Obwodowego Komitetu Wykonawczego.
– Festiwal Słowiańskiej Sztuki Wojennej to odzwierciedlenie przyjaźni narodów, które zasiedlały ziemie słowiańskie – przemawia rosyjski konsul. – I widzimy dziś, że nasze dorastające pokolenie jest gotowe bronić Ojczyzny, gotowe oddać życie za Ojczyznę. Bardzo dobrze, że są tu obecni także goście z Rosji. Wspólnie pokonamy wszelkie przeciwności, a nad nami zawsze będzie pokojowe błękitne niebo.
Konsul schodzi ze sceny żegnany owacjami, a jego miejsce zajmuje przedstawiciel Rossotrudniczestwa. W tle słychać krzyki pawi i innych zwierząt. Nic dziwnego, bo w majątku Korobczyce trzymane są konie, pawie, bobry, piżmaki i indyki – prawdziwy zwierzyniec.
Leonid Bokurow zaczyna delikatnie i lirycznie: w Mińsku deszcz i chmury, a w Grodnie piękna pogoda na takie wydarzenie. Potem przechodzi płynnie do operacji Bagration, 75-lecia „Wielkiego Zwycięstwa” i sprzętu wojskowego.
– W duszach naszych narodów przetrwała jedność, wspólnota ducha i historii – mówi Bokurow. – W tym szeregu stoją teraz młodzi ludzie z płomykami w oczach. Oni idą nas zmienić, rozwijać Białoruś, pracować w Rosji, na naszej braterskiej Ukrainie, także słowiańskiej, która wraz z nami odchoruje swoje choroby… Z Polską, Czechami… Możecie sobie wyobrazić, jaka jest siła słowiańskich narodów?
Co prawda, przedstawicieli Ukrainy, Polski i Czech na imprezie nie było. Jedynymi „słowiańskimi” uczestnikami byli członkowie klubów z Rosji i Białorusi. Co więcej, nawet sam Adamau nazwał przeciąganie liny „tradycyjnym ruskim sportem”, a potem poprawił się i stwierdził, że jednak „słowiańskim”. Może nie widzi on różnicy między tymi pojęciami?
Po przemówieniu weterana II wojny światowej, majora rezerwy Wilhelma Sałasiuka (który nazywał zgromadzonych „towarzyszami”) i obwodowej urzędniczki, mikrofon przejął protojerej Alaksandr Kazakiewicz z eparchii (diecezji) grodzieńskiej.
– W te wielkanocne dni modlimy się za wszystkich, którzy przyczynili się do Wielkiego Zwycięstwa – mówił duchowny. – Pamiętamy tą ofiarę, jaką nasz naród wielkiego państwa złożył na ołtarzu zwycięstwa, jaką cenę zapłacił. Jesteśmy potomkami zwycięzców nad faszyzmem, musimy cenić jedność i miłować ojczyznę. Amen!
Potem duchowny skropił obecnych wodą święconą, a chłopcy pomaszerowali szeregami szykować się do zawodów sportowych. Ciekawe, że 150 metrów od miejsca, w którym batiuszka błogosławił zebranych, na straganie sprzedawano zupełnie nieprawosławne i niesłowiańskie książki i płyty: „Rusini i Ariowie”, Słowiańsko-aryjskie wedy”, „Święta rasa”, „Wielka Tataria”. A obok amulety z runami i stylizowanymi swastykami.
A tymczasem, na skraju festiwalu, przy palarni usłyszeliśmy jak jeden obwieszony medalami kozak instruuje drugiego:
– Zapamiętaj, najbardziej niebezpieczni są ci z kamerami, dziennikarze. Napiszą coś w internecie, a ludzie śmiać się będą…
Тekst ak,pj/belsat.eu; Zdjęcia Wasil Małczanau/belsat.eu