Mieszkańcy Mińska cudem ocaleli po tym, jak w ich samochód trafił granat wystrzelony przez OMON. W wyniku wypadku chłopak ma pękniętą błonę bębenkową, a dziewczyna krwotok w oku. Nie da się zliczyć odłamków, które utkwiły w ich ciałach.
Młody informatyk Alaksiej W. i jego dziewczyna Waleryja T., projektantka garniturów ślubnych 10 sierpnia wsiedli w samochód, by spotkać się z przyjaciółmi i razem z nimi pospacerować po wieczornym Mińsku. Para zmierzała od stacji metra Sportiwnaja do kompleksu rozrywkowego „Kaskad”. Jednak po drodze – w pobliżu stacji metra Puszkinskaja – utknęli w korku. Ruch został wstrzymany przez protestujących, domagających się wolnych i uczciwych wyborów na Białorusi.
– Ludzie czekali w samochodach, bo akcja była spokojna. Co jakiś czas wysiadali , żeby rozprostować nogi i podzielić się wodą. Były rodziny z dziećmi – opowiada Waleryja.
Kiedy zaczęły się wybuchy i wystrzały, para nadal czuła się dosyć bezpiecznie. Mieli wrażenie, że sytuacja się pogarsza, ale wydarzenia rozgrywały się gdzieś daleko i zdawało się, że nie miały na nich wpływu.
– Nie sądziliśmy, że do nas strzelą. Obok stały autobusy miejskie i trolejbusy, co prawda niemal puste, ale nie sądziliśmy, że będą strzelać w tym kierunku – podkreśla Alaksiej.
Nagle w ich kierunku poleciał granat, uderzył w samochód i eksplodował.
– Siedzieliśmy w samochodzie. W jednym momencie nagłe uderzenie, a potem cisza. Byłam ogłuszona, nic nie czułam i niczego nie rozumiałam. Nie widziałam siebie. Rozejrzałam się, wszędzie była krew. Z Alaksieja płynęła dosłownie strumieniami. Wyskoczyliśmy z samochodu i nie wiedzieliśmy, dokąd biec. Pobiegliśmy za innymi ludźmi. Bez nich nie dalibyśmy rady – mówi Waleryja.
Alaksiej, który siedział wtedy na miejscu kierowcy, pamięta, że granat uderzył w styk między przednią szybą a dachem, tuż nad jego twarzą:
– Był błysk, a potem ciemność i cisza”.
Jego zdaniem nie ma możliwości, by granat rzucony był ręcznie. Ich samochód i grupy OMON-u dzieliło około 300 metrów – nikt nie dorzuciłby na taką odległość.
– Najwyraźniej strzelali z moździerzy albo granatników ręcznych. I celowo w kierunku ludzi. Nie było żadnego ostrzeżenia o ataku ani o strzale – zauważa Alaksiej.
W ogólnym chaosie i panice nie można było wezwać karetki pogotowia, ponieważ linia telefoniczna była przeciążona. Ponadto, lekarze nie mieli szans na dotarcie do ofiar przez korek. Dziewczyna i chłopak zostali zabrani przez taksówkarza, który za darmo wywoził przestraszonych ludzi z miejsca zdarzenia.
– Jechaliśmy po poboczu, po trawnikach, a przechodnie szli w naszą stronę i nie rozumieli, dokąd jedziemy. Dlatego wychyliłam się przez okno i pokazałam ludziom zakrwawione ubrania. I wtedy ustępowali nam z drogi – wspomina Waleryja.
Kierowca zabrał parę do najbliższej placówki medycznej – okazało się, że jest to szpital położniczy nr 2 w Mińsku.
– Personel był w szoku, ale przyjęli nas i wezwali karetkę – dodała dziewczyna.
Młodzi ludzie zostali przewiezieni do szpitala wojskowego, gdzie byli już dokładniej leczeni. Jednak zaczęły krążyć pogłoski, że Komitet Śledczy zaczyna się interesować wszystkimi ofiarami protestów i lepiej byłoby tam nie zostawać.
– Alaksiej był bardzo ciężko ranny. Miał głęboką ranę w klatce piersiowej, dziury w rękach i nogach, więc musiał zostać. A ja mogłam chodzić, więc postanowiłam wrócić do domu – powiedziała Waleryja.
Przez następne dwa dni chodziła do swoich przyjaciół na zmianę opatrunków. Wyciągnęli kawałek szkła z jej nogi. Ale cały czas nie słyszała dobrze, potrzebowała kropli i antybiotyków, więc poszła do lekarza, który wysłał ją do Republikańskiego Centrum Otolaryngologii na ul. Suchej w Mińsku.
U dziewczyny zdiagnozowano ranę od wybuchu, rany odłamkowe kończyn dolnych i górnych, szyi, twarzy, uszkodzenie błony bębenkowej, ciała obce i krwotok w oczach.
– Ze mną i tak wszystko jest jeszcze mniej więcej w porządku. Alaksiej, mój chłopak, ma pękniętą błonę bębenkową. On jest muzykiem, gra w zespole. I to jest dla niego bardzo ważne. Nie wiem, jak on sobie poradzi – mówi dziewczyna.
Diagnoza Alaksieja obejmuje: urazy łączone, uraz głowy, kończyn, klatki piersiowej, brzucha, liczne rany odłamkowe szyi, klatki piersiowej, obu rąk, prawego przedramienia, przedniej ściany jamy brzusznej, lewego biodra i golenia, uszkodzenie błon bębenkowych, urazowe pęknięcie prawej błony bębenkowej, ostry obustronny niedosłuch zmysłowo-nerwowy.
– Mam nadzieję, że ucierpieliśmy nie na próżno… Bardzo bym chciał, żeby to się nigdy więcej nie powtórzyło w naszym kraju – wyznaje Alaksiej.
Para zamierza złożyć skargę do prokuratury i komisji śledczej.
– Staliśmy w korku. Jakim prawem OMON strzela do ludzi w ruchu drogowym? Co to ma znaczyć? Przeprosiny nie wystarczą. Winni muszą być ukarani według prawa – mówi Waleryja.
ws,jb/belsat.eu