Co najmniej dwieście osób zebrało się przed lokalem w Mińsku, w którym głos w wyborach prezydenckich na Białorusi oddała opozycyjna kandydatka. Wyborcy przywitali ją owacjami i okrzykami „Swieta – zuch!”.
– Uwierzyliśmy nie w Swiatłanę, ale we wszystkich opozycyjnych kandydatów. Po prostu – byle nie on. Jest już tak źle, że może być tylko lepiej. Nadzieja umiera ostatnia – powiedział Uładzimir, który na głosowanie przyszedł z żoną i z dwójką małych dzieci.
Maryna również do lokalu wyborczego przyszła z rodziną – z mamą Taisą i tatą Siarhiejem.
– Chcemy, żeby w końcu władza w kraju się zmieniła. Uczciwie – stwierdziła.
Jej ojciec nie ukrywał jednak sceptycyzmu co do wyniku wyborów.
– Robimy wszystko, co jest dozwolone przez prawo – byliśmy na wszystkich pikietach, na mityngach, zagłosowaliśmy. Dzisiaj rano przywiozłem tutaj na głosowanie swoją mamę, która ma 82 lata. Nie mamy jednak złudzeń, że Alaksandr Łukaszenka odejdzie dobrowolnie, wiemy, w jakim kraju żyjemy – powiedział.
Ich zdaniem „tak czy inaczej dojdzie do protestu”, chociaż zdają sobie sprawę, że odpowiedź władz będzie brutalna.
– Ludzie już nawet na to są gotowi. My też – zadeklarowali oboje. – A co robić, skoro nie da się zmienić władzy w uczciwych wyborach? – powiedziała Taisa.
Gdy przed wejściem do lokalu pojawiła się Swiatłana Cichanouskaja, tłum zaczął bić brawo i wykrzykiwać na zmianę: “Swieta – zuch!”.
Ktoś krzyknął, że „jest z Salihorska”, ktoś inny życzył Cichanouskiej powodzenia.
– Niech pani na siebie uważa – powiedział.
Zapytana przez jednego z dziennikarzy, czy wierzy, że może wygrać, odpowiedziała: „Z pewnością”. Na pytanie, czy nie zamierza wyjechać z kraju, stwierdziła: „Na razie nie”. W podobnym tonie wypowiedziała się towarzysząca jej Maryja Kalesnikowa.
cez/belsat.eu wg PAP, inf. wł.