Białoruska opozycjonistka pisze do ambasady Rosji... że ma zostać deportowana do Rosji


Sytuacja jest o tyle niezwykła, że rzeczniczka Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anna Krasulina to obywatelka Federacji Rosyjskiej. Ale wcale nie chce wracać do ojczyzny, tym bardziej pod przymusem.

Krasulina ma zostać wydalona z Białorusi za to, że w ciągu wieloletniego pobytu w tym kraju dopuściła się trzech wykroczeń. Jedno miała nieostrożność popełnić w tym roku – nie skasowała biletu w autobusie. I chociaż zapłaciła grzywnę na miejscu, to Urząd ds. Migracji uznał ją za osobę „stanowiącą zagrożenie dla porządku publicznego” i kazał pakować walizki.

Sprawą zainteresowały się natychmiast białoruskie niezależne media, które zwróciły się o komentarze do ambasady Rosji w Mińsku. Tam odpowiedziano jednak, że komentarzy nie będzie, ponieważ do placówki nie zwróciła się sama zainteresowana.

– Zwróciłam się więc, po to, żeby uzyskać ich ich komentarz – tłumaczy Anna Krasulina. – Ale w piśmie nie proszę ani o spotkanie, ani o pomoc. Informuję ich tylko o tym, co się dzieje.

W piśmie napisanym razem z prawnikiem, opozycjonistka rozpatruje podstawy prawne swojej deportacji, na które wskazano w decyzji. Rzeczywiście białoruskie prawo przewiduje możliwość cofnięcia zezwolenia na stały pobyt cudzoziemcowi, który w ciągu roku popełnił pięć i więcej wykroczeń.

– Miałam jedno w tym roku. To była kara za brak biletu w komunikacji miejskiej. Opłacona na miejscu – zapewnia Rosjanka.

Białoruskie władze powołują się też na artykuł stanowiący, że „cudzoziemiec może być wydalony z Białorusi w interesie ładu publicznego”.

– I już. To znaczy, że w interesie ładu publicznego można deportować każdego. W piśmie wskazujemy, że to niewłaściwe sformułowanie, które pozostawia pole do fantazji temu, kto deportuje – tłumaczy Krasulina.

Przypomina ona też, że tak naprawdę nie ma dokąd jechać. Na Białorusi mieszka od 16 lat, sprowadziła tam nawet swoich rodziców, którymi musi się opiekować.

– Znacznie pogarsza się sytuacja nie tylko moja, ale również dwojga innych obywateli Rosji – moich rodziców – mówi aktywistka.

Nie spodziewa się jednak na szczególną pomoc ze strony państwa rosyjskiego w swojej sprawie.

– Świetnie rozumiem, że będą działać biorąc pod uwagę polityczne interesy władz na Kremlu, a nie moje interesy. Dlatego właśnie nie piszę „proszę o obronę moich praw”. Informuję tylko, a dalej nich robią jak uważają – podsumowuje Anna Krasulina.

MG, cez/belsat.eu