Następstwa epidemii koronawirusa dotarły na Białoruś. Liczna chińska diaspora rzuciła się do aptek po deficytowy w Chinach artykuł.
Farmaceutka jednej z mińskich aptek we wpisie na Instagramie poinformowała o niecodziennym zwiększeniu popytu.
– Chińczycy skupują wszystkie maski w aptece. Pewnie wysyłają je do domu. Niestety w hurtowniach nic już nie zostało. Już wkrótce będzie ich brakować – napisała.
Farmaceutka zamieściła na Instagramie zdjęcia paragonów opiewających na setki czy nawet tysiące rubli, które Chińczycy mają wydawać na chirurgiczne maski:
Jej zdaniem obywatele ChRL kupują maski „całymi skrzyniami” i potrafią jednorazowo wydać nawet po 2,2 tys. rubli – ponad 4 tys. zł.
Sytuację ze zwiększonym popytem na maski skomentował producent masek, białoruska firma Spanebromed. Jej przedstawiciel w rozmowie z Biełsatem poinformował, że przedsiębiorstwo rozdysponowało zapasy i obecnie zwiększyło produkcję.
– To, że nie ma ich w hurtowniach, wynika z tego, że część z nich trafiła do Chin w postaci pomocy humanitarnej. Oczywiście część wykupiły i wywiozły niektóre chińskie firmy.
Jego zdaniem jednak w ciągu dwóch tygodniu braki zostaną uzupełnione.
Tymczasem rzeczniczka prasowa białoruskiego Ministerstwa Zdrowia Julia Baradun w rozmowie z agencją Interfax Zapad podkreśliła, że w białoruskich aptekach nie brakuje masek i nie widać zwiększonego na nie popytu.
jb/belsat.eu