Przedwojenne Polesie we władzy diabła? Rozmowa z autorem kryminału „Syn Bagien”


Rok 1937. Kapitan Maurycy Jakubowski, oficer polskiego kontrwywiadu, udaje się na Polesie z misją poszukiwawczą innego oficera służby, kapitana Adama Staffa. Wojskowy zaginął w tajemniczych okolicznościach, podobnie jak kilkanaście innych osób. Odnalezione zwłoki ofiar nie mają uszu, a na ciałach mają wycięte tajemnicze znaki. Tak zaczyna się historyczny kryminał Pawła Rzewuskiego pt. „Syn Bagien”.

Bagna, tajemnicza szara mgła, ludzie wpadający w szaleństwo, czarownice, wieszczowie. Polacy, Białorusini i Poleszucy. A nad nimi złowroga postać Wacława Kostki-Biernackiego, wojewody poleskiego, który przestał kontaktować się z władzami w Warszawie. Powieść nieprzypadkowo nawiązuje do „Jądra ciemności” Josepha Conrada, choć jest też przyczynkiem do dyskusji nad rzeczywistością Kresów II RP.

Biełsat porozmawiał z autorem książki o jego inspiracjach, polityce mniejszościowej II RP i historii Kresów Wschodnich.

– Co polskiego pisarza przywiodło na Polesie? Historia rodzinna, czy coś innego?

– Nie były to rodzinne związki, choć moja rodzina jest akurat kresowa, ale pochodzi z Ukrainy, ze Lwowa i dalej na wschód. Osobą, która przywiodła mnie do tego tematu, był wojewoda poleski Wacław Kostek-Biernacki. Najpierw poznałem jego czarną legendę – nadzorcy obozu w Berezie Kartuskiej. Słowem: diabła wcielonego. Potem odkryłem, że był to zaufany człowiek Józefa Piłsudskiego. A jeszcze potem, że był to bardzo utalentowany pisarz. Zacząłem coraz bardziej wnikać w jego losy i zdałem sobie sprawę, że jest trochę właśnie takim conradowskim Kurtzem z “Jądra ciemności”. Człowiekiem przeniesionym na daleką placówkę, by na koniec stać się postacią, która wymknęła się spod jakiejkolwiek kontroli. Tak właśnie był on postrzegany w 20-leciu międzywojennym. Inni pułkownicy sanacyjni podchodzili do niego z bardzo dużym dystansem. Gdy opublikował swoją książkę „Djabeł zwycięzca” – został obwołany satanistą. Stał się już zupełnie dziwną postacią. Z drugiej strony to był niezwykle zdolny organizator, wręcz kochany przez mieszkańców Polesia, który zaprowadził duży porządek i polepszył jakość życia na tym niezwykle problematycznym skrawku ówczesnej Polski.

Wacław Kostek-Biernacki (1884-1957) zapisał się w historii jako brutalny żandarm Legionów, autor piosenki „Jedzie, jedzie na kasztance”, autor satanistycznej książki „Djabeł zwycięzca”, twórca obozu w Berezie Kartuskiej, a także wojewoda poleski. Po II wojnie światowej trafił do komunistycznego więzienia, gdzie spędził 8 lat. Zmarł niedługo po wypuszczeniu na wolność.
Zdj. NAC

– W powieści nawiązuje pan wprost do “Jądra ciemności”, jednak wojewoda Biernacki według “Syna Bagien” to nie do końca taki szalony kacyk, jak na kartach opowiadania Conrada, ale trzeźwo myślący polityk, jeżeli chodzi np. o politykę narodowościową w II RP.

– W książce zaznaczam, że ta analogia nie jest pełna. Rzeczywiście wojewoda realizował ideę federacyjności, opartą jeszcze na myśli Piłsudskiego. Skutecznie identyfikował zagrożenia – największym z nich była sowiecka Rosja i komunizm, i efektywnie zwalczał komunistyczne siatki na Polesiu. Wiedział, jakim zagrożeniem może być złe traktowanie mniejszości narodowej białoruskiej i poleskiej przez polską – chciałoby się powiedzieć większość, ale Polacy na Polesiu wtedy stanowili mniejszość.

– Właśnie wydaje się, że pana powieść-kryminał jest też rozliczeniem z obecnym w II RP nurtem kolonializmu, który w najradykalniejszej wersji aspirował do zamorskich terytoriów, a w wersji lokalnej widział Poleszuków jako obiekt kolonizacji i asymilacji. Po latach okazało się, że Poleszucy zostali Białorusinami. Polskości się w nich nie udało zaszczepić. Czy pan stara się jakoś krytycznie podejść do tych polskich „snów o potędze”?

– Moja książka, choć jest popularnym kryminałem historycznym, porusza również temat ówczesnych rozważań o tym, czym jest Polska i jaka ma być. Faktem jest, że stosunek Białorusinów do Polaków był wtedy raczej dobry, nie było takich napięć jak w przypadku Ukraińców. I moim zdaniem było to spowodowane między innymi polityką Biernackiego. Słynne są jego wyprawy po wsiach w stroju Poleszuka, kiedy osobiście sprawdzał, jak jest traktowany taki prosty petent przez lokalnych urzędników. I gdy został potraktowany źle, wracał potem jako wojewoda i rugał tych urzędników, niekiedy bardzo spektakularnie. A ciągnęła się za nim „sława” nadzorcy Berezy Kartuskiej i wcześniejsza – żandarma z czasów Legionów. To raczej nie było to, z czym urzędnik chciałby się spotkać.

Przemarsz Poleszuków podczas parady wojskowej na cześć króla Rumunii Karola II, Warszawa, 1937.
Zdj.Narcyz Witczak-Witaczyński / wiki cc

– Wygląda na to, że Biernacki był niejako postacią baśniową. Figura króla przebierającego się za wieśniaka – to powtarzający się motyw bajek.

– Był nieoczywisty – ale pod tym względem ceniony przez Poleszuków. Mówiono o nim srogi, ale sprawiedliwy pan. I owszem, moja książka zadaje pytanie – czy Polska myślała w kategoriach kolonialnych i jeśli tak, co to znaczyło? Był to kolonializm inny niż w przypadku Imperium Brytyjskiego, między Polakami i Poleszukami nie było takiej przepaści jak między Brytyjczykami a mieszkańcami Indii.

– II RP właściwie nie wypracowała polityki wobec mniejszości. W znacznej części była ona kształtowana przez wojewodów. Z drugiej strony władze centralne i armia zaczęły kłaść nacisk na przymusową polonizację. W książce padają słowa, że przy tak prowadzonej polityce wkrótce całe Kresy spłyną krwią, czego potem Polacy doświadczyli np. na Wołyniu.

– Nie za bardzo wiedzieliśmy jako państwo, co z tym zrobić. O ile na początku istniała koncepcja federacyjna Piłsudskiego nawiązująca do Rzeczpospolitej Obojga Narodów, to potem z różnych przyczyn – również zewnętrznych – nie była kontynuowana. Koncepcja prometejska, czyli skierowana do narodów pod panowaniem ZSRR, nie zawsze była konsekwentnie prowadzona. Wszystko to działo się z dużą stratą dla tych mniejszości, jak i samej Polski.  Ja patrzę z wielki sentymentem na I RP  – rozumianą nie jako dziedzictwo tylko polskie, ale też inny byt, który jest również spuścizną polską, litewską, białoruską, ukraińską, po części żydowską, łotewską, nawet estońską czy słowacką. Wspólną, wspaniałą, trwającą ponad trzysta lat historię. Największym zagrożeniem dla Polski, które opisywane jest w czasie rozmowy u hrabiego Konstantego Zwiaholskiego – jest interpretowanie polskości bardzo wykluczająco.

Rodzina poleska z okolic Nieświeża, 1933, fot. szukajwarchiwach.gov.pl

– Akcja książki rozgrywa się w 1937 roku. Rok później władze przystąpiły do akcji niszczenia cerkwi i nawracania na siłę prawosławnych na katolicyzm.  

– Po śmierci Piłsudskiego nastąpił ostry skręt na prawo i zbliżenie ideologiczne obozu sanacji z obozem narodowo-radykalnym. Ale akurat to nie dotyczyło samego Biernackiego. Zagrożeniem zauważanym konsekwentnie przez wszystkich była Rosja Sowiecka. W tym czasie wprawdzie podpisano już pakt o nieagresji, wydawało się, że zapanował spokój, jednak dominowało przeczucie, że ten demon ze wschodu tylko czyha, żeby zaatakować. Biernacki sobie z tego doskonale zdawał sprawę śledząc i inwigilując siatkę komunistyczną.

Walkę z sowieckimi dywersantami prowadził powołany w 1924 r. Korpus Obrony Pogranicza. Na zdjęciu żołnierze KOP-u na granicy polsko-sowieckiej podczas spotkania z patrolem sowieckim.
Zdj. Narodowe Archiwum Cyfrowe/ wiki cc

– I akurat ta druga sprawa nabiera szczególnego znaczenia w świetle tego, co dzieje się na Ukrainie. Sam znam relację Polki, która wychowała się przed wojną na terytorium dzisiejszej Białorusi. Opowiadała, że niemal każdy bogatszy białoruski chłop miał w domu radio ustawione na rozgłośnię Mińsk 1. I stamtąd w jego ojczystym języku sączyła się sowiecka propaganda. Podobna sytuacja dotyczyła mieszkańców wschodniej Ukrainy, którzy byli przeciągani przez rosyjską telewizję na stronę „ruskiego miru”.

– Zmieniły się szczegóły, ale nie zmieniły się mechanizmy. I nie chodziło o samą propagandę. Ukraina borykała się przed wojną z tym, z czym Polska w latach 20. Dochodziło wtedy do regularnych rajdów zza wschodniej granicy. W Stołpcach w 1924 r. odbyła się regularna bitwa z sowieckimi dywersantami. Zresztą trudno powiedzieć, czy ideologiczna otoczka się tak bardzo zmieniła. Wtedy trwała walka z zachodnim kapitalizmem i imperializmem klas pracujących. A teraz jest obrona „świętej Rusi” przed faszystowską Europą. Wtedy zresztą Europa była według sowietów również faszystowska.

Wywiad
„Polska zmieniła się w rodzaj arki dla Ukraińców”. Rozmowa z Saszą Denysową, scenarzystką przedstawienia „Sześć żeber gniewu”
2022.07.17 08:00

– Wydarzenia w powieści dzieją się w czasie, gdy jeszcze nie czuć było nadchodzącej wojny i związanej z tym katastrofy. Polska była u szczytu swojej siły. Szybko jednak utraciła swoje ziemie wschodnie. Czy w sumie jednak wyszliśmy na tym lepiej?

– Fakt, że Kresy znalazły się pod jarzmem komunizmu, jak i całe ziemie białoruskie i ukraińskie, miało negatywne następstwa dla Białorusinów i Ukraińców, którzy trafili pod władzę komunistów i byli gnębieni przez Rosję. Wschodnia Ukraina doświadczyła też w latach 30. Wielkiego Głodu, który zdziesiątkował populację. Pod tym względem ich historia jest tragiczna. Moim zdaniem posiadanie przez Polskę tych terenów to już historia, rozdział zamknięty, który po prostu przeminął.

Z Pawłem Rzewuskim, autorem książki „Syn Bagien” Wydawnictwa Literackiego rozmawiał Jakub Biernat/ belsat.eu

 

Aktualności