Ukraina: bezgraniczne potrzeby, nieustająca pomoc


Pół roku po rozpoczęciu wojny na pełną skalę Ukraińcy nadal pomagają armii. Pomoc stała się bardziej sformalizowana, a pospolite ruszenie stało się bardziej zorganizowane. Pojawiają się też nowe grupy, które potrzebują wsparcia.

Natalia Horkusza z Banku Dobra w Żytomierzu wspomina sam początek wojny, gdy każdy przynosił, co mógł, aby pomóc wojskowym i pierwszym przesiedleńcom.

– Ludzie przynosili wszystko, co mieli pod ręką. Jedna babcia przyniosła pudełko zapałek i powiedziała mi, że po prostu więcej nie ma, co dać. Zostawiłam je jako symbol – podkreśla.

Jej organizacja działa od przełomu 2013 i 2014 roku, czyli rewolucji godności, gdy wsparcia potrzebowali protestujący przeciwko reżimowi Wiktora Janukowycza. Potem niejako automatycznie zaczęła pomagać armii, która wówczas była w bardzo złym stanie – przez lata zaniedbań i rozkradania żołnierze nie mieli niemal niczego. Chodzili w różnych mundurach, w klapkach lub trampkach, a na śpiwory składali się ich znajomi.

Natalia Horkusza w swoim składzie, zdj.: Piotr Pogorzelski
Natalia Horkusza w swoim składzie, zdj.: Piotr Pogorzelski/belsat.eu

Sytuacja zaczęła powoli się poprawiać i Natalia Horkusza przestała wspierać armię, a zaczęła ubogich. Od 24 lutego pomaga jednym i drugim. Wojsko obecnie jest w lepszej sytuacji, ale pomoc organizacji pozarządowych nadal odgrywa ważną rolę. Przy czym stanowi uzupełnienie, a nie podstawę wyposażenia. Jak mówi, na początku rosyjskiej inwazji w Żytomierzu było wiele takich organizacji, teraz zostało kilka.

– Najbardziej motywują mnie dzieci, które na wsiach zbierają jabłka, pomidory, sprzedają, a potem przynoszą mi sto hrywien na armię. Albo kupują skarpetki dla wojskowych, bo ja nie lubię brać od nich pieniędzy. Dzieci są wielkimi patriotami i zmuszają rodziców do bycia patriotami – podkreśla.

Opinie
Misja: uratować ukraińską elektrownię jądrową
2022.08.29 19:15

Widać przy tym zmęczenie zarówno społeczeństwa, które zbiedniało w czasie wojny, jak i wolontariuszy. Natalia Horkusza w ciągu pół roku wojny miała tylko 4 dni wolnego.

– Wczoraj przynieśli medal dla mojego męża. Pytam, z jakiej okazji. Mówią, że z okazji 24 sierpnia. A ja się zdziwiłam, że to już sierpień, bo u mnie zaczął się marzec, nie było wiosny, lata i właśnie zrozumiałam, że zaraz zacznie się jesień – dodaje.

Koleżanka Natalii Horkuszy, Lilia Szaszkewycz-Onyszczenko zajmuje się pomocą wyłącznie dla armii. Nie ma swojej organizacji, a działa na własną rękę. Podkreśla, że przez lata Ukraińcom spoza wschodu trudno było wytłumaczyć, że wojna toczy się nie tylko w Zagłębiu Donieckim, lecz w całym kraju.

– Gdy w 2014 roku zaczęła się wojna, to ona odbywała się gdzieś tam daleko. Mówili ni: to nie u nas. Ja mówiłam, że to nasi chłopcy i nasze ziemie. Ludzie pytali: po co nam te ziemie. Dopóki nie przyleci rakieta do twojego domu, to ludzie nie zrozumieją, że to jest prawdziwa wojna – zaznacza.

Wideo
„Na jednego naszego żołnierza przypadało 14 rosyjskich”. Uwolniony ukraiński jeniec o obronie zakładów Azowstal
2022.08.29 16:20

Jej zdaniem, dzięki rosyjskiej agresji, Ukraińcy bardzo mocno się zjednoczyli. Pomagają wszyscy, czym mogą. Ktoś organizuje pomoc (obecnie głównie z zagranicy), ktoś przekazuje pieniądze, a ktoś inny plecie siatki maskujące. To ostatnie robi w Kijowie Olena Kapranowa, która na co dzień jest nauczycielką ikebany.

– Kupujemy albo przynoszą nam osnowę, to mogą być siatki rybackie albo sportowe. Tniemy materiał, farbuje go nam wolontariusz w Buczy i długimi wstążkami pleciemy. One muszą mieć kształt choinki bo wtedy na wietrze tasiemki zachowują się, jak trawa. Na wiosnę robimy dużo zielonego, teraz taki kolor błota, żółty. Mamy też zapas białego na zimę, jeśli to się przedłuży – dodaje.

Plecenie siatki w Kijowie, zdj.: Piotr Pogorzelski
Plecenie siatki w Kijowie, zdj.: Piotr Pogorzelski/belsat.eu

Władze podkreślają, że bardzo istotną rolę odgrywa też gospodarka – wojna kosztuje i potrzebny jest w miarę funkcjonujący rynek, który przynosi do budżetu pieniądze z podatków. Dlatego spacerując po Kijowie można dojść do wniosku, że toczy się w miarę normalne życie. Przerywają je syreny alarmów przeciwlotniczych. I nawet jeśli mało kto chowa się do schronu, czy chociażby do przejścia podziemnego, to wszyscy odczuwają niepokój.

Dziennikarka Wiktoria Czyrwa zaznacza jednak, że te chwile zapomnienia o wojnie są konieczne, ponieważ psychika musi czasem odpocząć.

– Jeśli ciągle o tym myśleć, to można zwariować. Życie jest w miarę normalne, ale rozumiemy, że zawsze może być jakiś nalot, wybuch – podkreśla.

Wiktoria Czyrwa, zdj.: Piotr Pogorzelski
Wiktoria Czyrwa, zdj.: Piotr Pogorzelski/belsat.eu

Jeśli ktoś nie walczy na froncie to może, jak zaznacza Wiktoria Czyrwa, mieć wyrzuty sumienia, że robi za mało dla zwycięstwa Ukrainy. Stąd chyba tak duża popularność przekazów pieniężnych na rzecz armii.

– Albo jesteś w wojsku albo robisz wszystko dla wojska. Ja nie mogę pójść na front, wziąć broni do rąk, ale robię to co mogę, wpłacam pieniądze na armię, pomagam wolontariuszom – dodaje.

Wiadomości
Putin chce uczyć migrantów „szacunku dla rosyjskich tradycji”
2022.08.29 17:29

Kira Rodkina z Odessy rzuciła dotychczasową pracę w marketingu i od 24 lutego oddała cały swój czas armii.

– Mój najlepszy przyjaciel poszedł jako ochotnik do wojska. Po tygodniu okazało się, że co drugi mój przyjaciel jest na froncie. Ja miałam czas, miałam pieniądze i kontakty żeby pomagać. Po drugie, jak wszyscy wolontariusze, każdy kto bał się sam iść na front, rozumiał, że coś musi zrobić i dlatego znalazł ujście tej siły właśnie w wolontariacie. I ja też – dodaje.

Kira Rodkina, zdj.: Piotr Pogorzelski
Kira Rodkina, zdj.: Piotr Pogorzelski/belsat.eu

Pytam ją, czy obecnie wsparcie dla wojska jest mniejsze – chodzi o wspomnianą wyżej pauperyzację i zmęczenie wojną.

– W każdym miesiącu jest inaczej. Ludzie mają chyba te same dochody i przekazują te same sumy co miesiąc, ale wybierają różne cele. Nie jestem przecież jedyna. Ludzie na przykład złożyli się na satelitę. Czyli oni te tysiąc hrywien, dajmy na to, przekazali na satelitę, a nie mi. Ale następnego miesiąca przekażą mi. Więc właściwie dostaję te same sumy – zaznacza.

Wiadomości
Scholz obiecuje Ukrainie więcej broni i proponuje utworzenie „wspólnego europejskiego systemu obrony powietrznej”
2022.08.29 16:35

Pomocy potrzebują też uchodźcy. Wielu z nich nie ma dachu nad głową, nie ma pracy, ich życie opiera się jedynie na wsparciu organizacji pozarządowych. Ludzie wciąż uciekają z terenów zajętych przez Rosję, ponieważ w wielu miejscach nie działają tam przedszkola, szkoły, szpitale i nie ma pracy. Poza tym, po latach wolności i demokracji, Ukraińcom ciężko przyzwyczaić się do moskiewskiego zamordyzmu.

– Dużo jest kolaborantów i może przeżyć finansowo by się dało, ale moralnie jest to trudne, bo nie mamy z kim porozmawiać, poplotkować. Nie wiadomo, czy jutro po ciebie nie przyjdą. Jednego znajomego zabrali, później, nie wiem po ilu dniach, wyrzucili go jak worek ziemniaków, całego sinego, połamanego. To było straszne – mówią mi przesiedleńcy z okolic Enerhodaru.

Centrum pomocy dla przesiedleńców w Zaporożu, zdj.: Piotr Pogorzelski
Centrum pomocy dla przesiedleńców w Zaporożu, zdj.: Piotr Pogorzelski/belsat.eu

– Jak mówisz, że chcesz żeby była Ukraina, to mogą przyjechać, zabrać, pobić i za parę dni wypuścić. I więcej już tego nie powiesz głośno. Oni ci każą rosyjską flagę malować, zamiatać koło administracji, poniżają, jak chcą. A są tacy, co się sprzedają i z nimi współpracują. Mi już wystarczy życia pod okupacją przez pół roku – deklaruje inny.

Nie chcą przy tym wymieniać swoich imion i nazwisk. Często na terytoriach okupowanych zostali ich rodzice, którzy mogą być prześladowani przez Rosjan.

Wiadomości
Koncepcja Operacyjna Oporu. Ukraińcy z powodzeniem stosują metody walki obronnej opracowane przez USA
2022.08.29 14:24

Tym ludziom pomagają organizacje pozarządowe i państwo, w tym władze lokalne. Ołeksandr z Zaporoża był kolejarzem, teraz jest wolontariuszem. W mieście jest jeden centralny ośrodek pomocy, który początkowo pomagał nawet 2,5 tysiąca ludziom dziennie oraz kilka dzielnicowych, gdzie trafiają przesiedleńcy z konkretnych rejonów. Teraz przyjeżdżają głównie mieszkańcy okolic Enerhodaru, którzy boją się o swoje bezpieczeństwo w związku z zajęciem przez Rosjan położonej tam największej elektrowni atomowej w Europie.

– Jeśli okupantów można nazwać ludźmi to to są ludzie niespełna rozumu. Oni nie rozumieją, że jak tam się coś stanie, to nikt się przed tym nie schowa. Putin i Szojgu mają gdzie uciec, a los tych co wykonują rozkazy nie ma dla nich znaczenia – mówi Ołeksandr.

Wszyscy mają przy tym nadzieję, że wojna skończy się szybko i wrócą do swojego normalnego życia pod ukraińską flagą.

Z Żytomierza, Kijowa, Zaporoża i Odessy, Piotr Pogorzelski/belsat.eu

Aktualności