news
Wywiad
“Rewolucja na Białorusi jest możliwa wyłącznie wtedy, gdy Białorusini powstaną razem”. Wywiad z kalinowcem
Alaksandr Naukowicz ps. “Łachwicz” opowiedział nam o walce za Ukrainie o wolność Białorusi.
29.11.202315:15

Jeśli opadnie żelazna kurtyna i Białoruś wejdzie w skład Rosji, ciężej będzie ją wyzwolić. Tak uważa ochotnik białoruskiego Pułku Kalinowskiego o pseudonimie “Łachwicz”. Według niego Białorusini są w stanie wcielić w życie swoje marzenie o wolności jedynie wtedy, gdy się zjednoczą, a wojna na Ukrainie jest dla nich jedyną szansą na wyzwolenie. Jakie jeszcze odczucia ma kalinowiec walczący od początku wojny? Czy czas koi ból po śmierci dowódców: Iwana “Bresta” Marczuka i Mirasława “Myszy” Łazouskiego? Co jest teraz największym problemem Białorusinów na froncie? To wszystko w wywiadzie Siarhieja Pielasy z Łachwiczem, który publikujemy w dniu konferencji “Szlak do wolności”, zorganizowanej przez Pułk Kalinowskiego w Kijowie.

Siarhiej Pielasa: – Od jak dawna już walczysz na Ukrainie? 

“Łachwicz”: – 6 marca przekroczyłem granicę i znalazłem się na Ukrainie, 24 marca otrzymałem książeczkę wojskową, pierwsze zadanie bojowe miałem 1 kwietnia.

– Niemal 21. miesiąc wojny, ponad półtora roku… Jakie masz odczucia po tak długim czasie?

– Zmęczenie, wielkie zmęczenie, kompletne wypalenie – właśnie dlatego jestem teraz z wami w Polsce, przy okazji dziękuję za zaproszenie. Nie mogę powiedzieć, że w ciągu tego półtora roku codziennie walczyłem – ale to był rok walki. Po tym wszystkim poczułem się ogromnie zmęczony, przede wszystkim psychicznie, ponieważ wszystko to bardzo już się przedłużyło i powoduje presję. Teraz, tutaj w Polsce, sam sobie zrobiłem urlop, ponieważ mogę sobie na to pozwolić. Bardzo współczuję chłopakom Ukraińcom, którzy nie mogą rozwiązać kontraktu. Jednak skoro mam taką możliwość, to sobie na to pozwoliłem. No i po drugie, co również jest ważne, dochodzi kwestia legalizacji pobytu. Na Ukrainie ciężko jest legalizować się Białorusinowi, gdyż jesteśmy krajem-współagresorem. Doskonale to rozumiem. I dlatego tymczasowo zwolniłem się ze służby. Według moich wyliczeń na legalizację zejdą mi cztery miesiące, a więc wiosną chciałbym tam powrócić, jeżeli wojna się nie skończy.

– Mówisz o zmęczeniu: co najbardziej doskwiera na wojnie? Jaki jest najpoważniejszy problem? 

– Każdy ma swój własny. Powiem o sobie: kiedy znajdujesz się na pozycji, jesteś ciągle w stresie, ponieważ ta godzina czy minuta może stać się twoją ostatnią. Ale porzucasz te myśli i wykonujesz zadanie. W moim przypadku zetknąłem się z brakiem zrozumienia ze strony mojego dowódcy, kiedy nawet w czasie mojego wypoczynku słyszałem o sobie: po co tutaj przyjechałeś, nie robisz tego, nie uczysz się owego. Wydaje mi się, że to jest pytanie nie do mnie, lecz do dowódcy – dlaczego nie potrafił mnie wyszkolić, jeżeli coś mu się nie podobało. Czułem się nieswojo w tamtym pododdziale. Potem przeniesiono mnie do innego i od tamtej pory już wszystko jest na swoim miejscu. Taki właśnie miałem problem. 

ПраСвет, Сяргей Пеляса, Аляксандр
Siarhiej Pielasa i ochotnik Pułku Kalinowskiego Alaksandr Naukowicz “Łachwicz” w studiu programu Świat i my.
Zdj. belsat.eu

– W ciągu tego półtora roku, z którego rok to faktycznie udział w działaniach bojowych – co było najbardziej niebezpieczne? W jakiej najbardziej ryzykownej misji wziąłeś udział? 

– Jak powiedziałem, 1 kwietnia miałem pierwsze zadanie bojowe, którego za takowe nie uważam, ponieważ było to w Irpieniu i Buczy. 31 marca „świńsko-psie” wojska już stamtąd się wycofały. Zostaliśmy przydzieleni w postaci posiłków i 1 kwietnia nasza kolumna wkroczyła do Irpienia i Buczy. Tamten dzień pozostanie w mojej pamięci na zawsze, ponieważ w momencie, gdy nasza kolumna wchodziła do miasta, zwłoki cywilów zabitych [przez Rosjan] nie były jeszcze zabrane, i to widziałem na własne oczy. Było to koszmarne, ale jeszcze gorsze było spotykanie ludzi, którzy przeżyli okupację. Nie mieli nic. Tylko pytanie: za co to wszystko i jak żyć dalej? 

Pierwsze zadanie, które uważam za bojowe, miałem 26 maja. Nie powiem, żebym się specjalnie bał – było to po raz pierwszy, a więc byłem raczej ciekaw – wybuchy, strzelanina obok, pierwszy szturm. Chwała niebiosom, wszyscy Białorusini powrócili stamtąd żywi, choć mieliśmy rannych. Nasi ukraińscy sąsiedzi ponieśli ciężkie straty, ale wykonaliśmy swoje zadanie. 

Powiem, że leżąc w okopie pod ostrzałem zastanawiałem się, po co ja tam przyjechałem. Przyjechałem z Polski, bo z Białorusi wyjechałem jeszcze w 2021 roku – za udział w protestach w 2020 roku groziło mi więzienie. W 2021 roku wyjechałem na Ukrainę, wyrobiłem tam polską wizę i przeprowadziłem się do Polski. Wojna zastała mnie kiedy przebywałem w Polsce. I oto leżę sobie w tamtym okopie, zdaję sobie sprawę, że przyjechałem z bezpiecznego kraju, w którym nie ma wojny. Postanowiłem wówczas, że jeśli przeżyję ten bój, wrócę do Polski. Sam tak siebie okłamywałem i wtedy to mi w zupełności wystarczyło. 

Uświadamiałem sobie, że na Białorusi jest zamordyzm, są więźniowie polityczni, którzy potrzebują pomocy. Otóż tutaj mogę coś zrobić – zabijać Moskala, to dobra rzecz. Im mniej zostanie okupantów, tym szybciej Ukraina będzie wolna. Przez wyzwolenie Ukrainy wyzwalam Białoruś, tych ludzi również trzeba wyzwalać. Wielu ludzi poległo – zarówno moich towarzyszy broni, jak i Ukraińców. Nie o zemstę [za ich śmierć] chodzi, a o to, żeby to nie poszło na marne. A więc trzeba tu być. To, co zobaczyłem na własne oczy w kwietniu, też miało takie znaczenie, że nie mogę pozwolić, żeby coś takiego się działo. To nie jest zwykła wojna, tylko wojna ludobójcza, szaleńcza. Moskwicin nigdy nie był człowiekiem – wcześniej czytałem o tym w podręcznikach, a tutaj zobaczyłem na własne oczy. Dlatego przyznam się szczerze, że obecnie drażni mnie nawet język rosyjski. 

Wywiad
“Mit o nieudolnych Rosjanach nie działa na naszą korzyść”. Anarchista w Pułku Kalinowskiego
2023.11.06 19:02

– Chciałem zapytać, czy nie miałeś myśli w pewnym momencie, aby rzucić wszystko, wrócić do Polski, pracować gdziekolwiek? By przestać walczyć. Powiedzieć “przecież to nie moja wojna, myliłem się” i tym podobne… Opowiedziałeś tamtą historię, z której wynikało, że czułeś strach i ryzyko. Ale czy zdarzały się inne sytuacje, które skłaniały do wyjazdu, jednak sam siebie przed tym powstrzymywałeś i w efekcie zostawłeś na froncie?

– Oczywiście, że tak miałem, w końcu jestem tylko człowiekiem. Naturalnie, kiedy jesteś ciągle zestresowany, masz ochotę rzucić to wszystko. Powstrzymywałem się tłumacząc sobie, że wyzwolenie Białorusi jeszcze przede mną, że trzeba wspierać tych Białorusinów, którzy nie mają możliwości podjąć walki, walczyć, a i tak biorą w niej udział siedząc w więzieniu. Ludzi, których bardzo szanuję. Tak, oszukiwałem samego siebie – bo ten zasób też może się wyczerpać. 

Ponadto mocno wpłynęło na mnie to, że na początku pełnowymiarowej wojny widziałem zjednoczenie narodu ukraińskiego, podczas gdy teraz w przestrzeni medialnej jest głośno o korupcji. Wiesz, najlepsze chłopaki i dziewczyny giną tam od roku 2014. Po wybuchu pełnowymiarowej wojny nie było potrzeby brać ludzi na front, jechali tam sami, rozumiejąc, co jest stawką w grze – i dlatego najlepsi giną. Lecz kiedy patrzysz na to, co się dzieje w kraju na szczeblu polityków oraz tych, co kradną środki w takiej chwili, zaczynasz zastanawiać się – a kto zostanie? Najlepsi zginą, a ci – tu chyba nie wolno przeklinać? – ci ludzie zostaną i będą się rozmnażać.

– Czyli jest to selekcja negatywna, kiedy najlepsi giną, a najgorsi przeżywają, jak już nieraz było w naszej historii, kiedy w efekcie multum niekończących się wojen Wielkiego Księstwa Litewskiego, Rzeczypospolitej przeciwko Moskwie ginęli najlepsi: szlachta, rycerze…

– No tak, dobija cię to, że narażasz życie, nieustannie jesteś w stresie, ale co pozostanie jeśli zginiesz? Będąc na wojnie pochowałem wybitnych dowódców, bardzo mi bliskich. „Wołat”, „Brest”, „Mysz”. A teraz mamy do czynienia z sytuacją, że brak jest tych, którzy cieszyliby się tak dużym autorytetem, którzy mogliby porwać do walki. Do mojego pierwszego szturmu prowadził nas „Brest”. On sprawiał, że baliśmy się mniej, bo był tuż obok. Była to olbrzymia strata w czerwcu 2022 r. Zobaczyłem, że ludzie po prostu się sypią. Dostałem histerii, leciały mi łzy z oczu przez 6 czy 7 dni. Dali nam wtedy wolne – za stratę dowódcy. Wytrzymałem to zaciskając zęby. 

To się kumulowało w czasie – w jednym miesiącu wydarzyło się to, w drugim coś innego, później zamieszanie na tyłach, kiedy nie czujesz się normalnie, czujesz wręcz wstyd, myślisz sobie: kurcze, o co walczymy, jak tutaj czuję się aż tak źle. Ale wszystko jedno, przełamujesz to. No bo kto, jak nie my? Dlatego właśnie chcę powrócić na wojnę. Powtarzam: ci, co nie chcą, tam nie pojadą. Będą kombinować: „leczyć się”, uciekać z kraju. A ja jestem zawstydzony, że mój kraj jest pod okupacją, że przesra**śmy go. W ogóle działa odpowiedzialność zbiorowa, od roku 1994, kiedy to byłem jeszcze małym dzieckiem, ponoszę za to odpowiedzialność, bo jestem Białorusinem, odpowiadam za to, że z Białorusi w tej chwili lecą pociski. Biorę to na siebie, chcę zmyć tę hańbę potem i krwią.

Na początku wojny nie zastanawiałem się – jechać czy nie jechać na wojnę. Zastanawiałem się jak tam trafić. Pojechałem w kierunku ukraińskiej granicy 26 lutego, mając białoruski paszport. Mówię: zgłaszam się na ochotnika, wszystko mi jedno, do jakiej jednostki mnie zaliczycie. Przytula mnie pogranicznik, odprowadza na bok i mówi: widzę po oczach, że mówisz szczerze, ale nie mogę cię puścić jako osoby z paszportem Białorusi, kraju współagresora. No i już, musiałem wracać do Polski. A niebawem ogłoszono nabór do białoruskiej Kompanii im. Konstantego Kalinowskiego. Zgłosiłem się, sprawdzali mnie – to zrozumiałe – czy nie jestem współpracownikiem służb: HUBAZiK, OMON czy KGB, próbującym się wcielić. Czekałem 2 tygodnie, zanim 6 marca przekroczyłem granicę. Płakałem z radości, że wreszcie tam trafiłem.

Reportaż
“My pomożemy Ukrainie, a oni pomogą nam odzyskać Białoruś”. Jak funkcjonuje punkt koordynacyjny dla ochotników w Białoruskim Domu
2022.04.02 10:17

– To znaczy, że chciałeś trafić tam faktycznie drugiego dnia, lecz cię nie wpuszczono. Poruszyłeś temat Białorusinów, którzy zginęli na Ukrainie: Mirasłau Łazouski vel “Mysz”, „Brest”…

– Iwan Marczuk…

– Tak, i wielu innych. Co to za uczucie – byłeś z nimi, walczyliście obok siebie na froncie. A teraz ich nie ma. Jak odczuwasz tę stratę? Mówiłeś już, że brak dowódców, liderów, to sytuacja kryzysową. Lecz czas mija. Czy ten czas goi te rany, czy nie?

– Nie. Każdy bliski człowiek jest dużą stratą. Powiem szczerze – kiedy zginął „Brest”, nie opłakiwałem go, ponieważ byłem wówczas na pozycji. Dostałem wtedy komunikat radiowy: „Brest” prawdopodobnie jest „200”. Kiedy obserwowali go z drona, stwierdzili, że jeszcze oddycha. Ale mój bezpośredni dowódca powiedział: “Nie miejmy złudzeń, najprawdopodobniej nie przeżyje”. I oto wtedy pojawiło się pytanie – a co będzie dalej? Wtedy rzeczywiście mieliśmy kryzys, który nie wiadomo było jak rozwikłać. Nie chodziło wtedy o to, że „Brest” zginął, czy przeżyje, że szkoda go, jaki będzie jego pogrzeb itp. Zeszło to na margines, ponieważ priorytetem była kontynuacja walki. Po to tam przyjechaliśmy. Ale jak tylko wróciliśmy z pozycji, po dniu czy dwóch, jak mówiłem, dostałem histerii na 6-7 dni. Wtedy dopiero przyszło poczucie wielkiej straty. 

Z upływem czasu załamanie się skończyło, lecz poczucie wielkiej straty zostało. Byli to bardzo dzielni ludzie. Najstraszniejsze na pewno jest to, że to również cios wymierzony w pulę genetyczną [Białorusi] – „Brest” nie miał dzieci. I jak analizujesz sytuację to to jest straszne, to boli, stąd usiłujesz abstrahować od tego. Rozumiem, że nie wyleczy tego szklanka, czy flaszka. Trzeba iść do celu, wspominając jego uśmiech, głos… 

Historie
„Próbuję walczyć z moimi demonami – i przegrywam”. Historia Białorusina, który walczył na Ukrainie
2022.11.20 11:00

Opowiem ciekawą historię z życia. Byliśmy wtedy na zadaniu pod Siewierodonieckiem. Trzeba było kopać okopy, podczas gdy wszystko zmierzało w kierunku opuszczenia miasta. Kopaliśmy okopy obok rzeki Siewierski Doniec. Miało to na celu zabezpieczenie sąsiedniego oddziału na wypadek wycofania, aby mieli gdzie się schować, więc nie robiliśmy tego dla siebie. Przyjechaliśmy tam, przez jakiś czas się ociągałem, a potem mnie rozłożyło i zasnąłem. We śnie zobaczyłem „Bresta”, nic mi nie powiedział, lecz popatrzył tak, że na widok wyrazu jego twarzy natychmiast się obudziłem, chwyciłem za łopatę i zacząłem kopać.

– Gdzie był wtedy? W Siewierodoniecku? Za rzeką?

– Tak, był wówczas na zadaniu, a my obok.

– Pamiętam ten filmik, gdzie biegnie po ruinach fabryki w Siewierodoniecku. 

– Chodzi o to, że na ile człowiek musi wzbudzać szacunek…

– Rozumiem, że nic nawet nie musiał mówić, wystarczyło, że popatrzył i pobiegłeś kopać okop. A teraz bywa, że ci się przyśni?

– Nie. Już nie.

– A ktoś z pozostałych chłopaków?

– Nie. 

Аляксандр Наўковіч, ваяры, каліноўцы, полк Каліноўскага
Alaksandr Naukowicz “Łachwicz” w Pułku Kalinowskiego służył w sekcji moździerzy batalionu Litwin.
Zdj. Facebook

– Jak wygląda sytuacja w chwili twojego wyjazdu z Ukrainy? Nie mam na myśli ogólnie strategicznej, to wiemy. Mam na myśli nastroje wśród Białorusinów, którzy tam walczą. Jakie nastroje panują? Ponieważ coraz częściej słychać doniesienia, że wojsko ukraińskie zaczyna przeżywać kryzys moralny. Że zaczyna brakować tego, co podtrzymywało obronę przez pierwsze półtora roku. Wszyscy podkreślali wówczas, że to jest najważniejszy zasób. Jednakże nie da się cały czas trzymać się na samym morale. Potrzebna jest również broń, wsparcie. Czy to naprawdę jest tak, że zaczyna być z tym problem? Jak to wygląda z perspektywy Białorusinów na froncie?

– Każdy to znosi po swojemu, każdy ma własną psychikę. Na przykład przedwczoraj mój dowódca – byłem na początku w batalionie „Wołat”, później przeniesiono mnie do batalionu „Litwin” – a więc właśnie dowódca z „Litwina” z baterii moździerzy wysłał mi zdjęcia, gdzie podpisują pociski – poprosili mnie znajomi. Otóż on – nie wolno u was przeklinać – mówi: Zabiliśmy p***. Uśmiecha się, a więc tym chłopakom wystarcza morale. Są też inni, jest to cechą indywidualną. Wiem, że wystarcza bojowego ducha, a ludzie wiedzą, po co tam pojechali. Że jest to jedyna szansa na wyzwolenie Białorusi. Jak pojawi się żelazna kurtyna, zaś Białoruś wejdzie w skład Rosji, będzie jeszcze trudniej – a wszystko zmierza w tym właśnie kierunku. Wówczas będzie jeszcze trudniej ją ratować. 

– Złapię cię za słowo – wystarcza ducha bojowego. A czego wobec tego brakuje? Bowiem bardzo często słyszę, że na wojnie czegoś zawsze brak: amunicji, mundurów, butów, żywności itp. Na czym polega główny problem?

– Powiem od siebie, że niczego mi nie brakowało. Nie robiłem tego często, ale można było pójść do magazynu i tam dostać wszystko, co trzeba. Wiem, że Pułk zbiera środki, rzeczy, ma pomóc od wolontariuszy. Lecz nie wiem czego dokładnie brakuje, szczerze mówiąc. 

– A więc według Ciebie, z Twojej perspektywy, wszystkiego było pod dostatkiem?

– Tak, tak.

– Szczęśliwy z Ciebie człowiek.

– Może po prostu jak komuś czegoś brakuje, to dokupują. Mam kanał na YouTube, więc zapytałem ochotnika o pseudonimie „Wilkołak” [wielokrotnie ranny Dzianis Urbanowicz, lider opozycyjnego Młodego Frotnu – przyp. belsat.eu], to szanowana postać. Powiedział, że brak im samochodu, remontu samochodu i sami się zrzucają, bo “przecież płacą nam tam żołd”.

Wiadomości
Lider białoruskiego Młodego Frontu ponownie ranny w boju na Ukrainie
2022.11.06 17:49

– Ależ przecież jest to nie do końca potrzebne: środki transportu, lepsze bądź gorsze pojazdy, dostarczają tam wolontariusze, Białorusini. A to, że serwis i części to już wy macie na swojej głowie, wojsko tego nie finansuje, tak?

– Właśnie tak robimy.

– Nazwę kanału na YouTube damy w opisie dla tych, którzy są ciekawi Twoich przemyśleń – zapraszamy do subskrybowania i oglądania tego, o czym tam opowiadasz. 

– Dziękuję.

– Chciałem zapytać jeszcze o jedną rzecz. Twój pseudonim to „Łachwicz” – brzmi to tak, jak gdybyś pochodził z miasteczka Łachwa w okolicach Łunińca. Ja pochodzę z Łunińca.

– Jesteś pierwszą osobą, która się orientuje skąd ta nazwa. Faktycznie, wieś Łachwa, rejon łuniniecki, w obwodzie brzeskim. Tam się urodził mój ojciec, moi dziadkowie, stamtąd się ja wywodzę i wiem, że rodzina do szóstego pokolenia, a myślę, że byli tam jeszcze dawniej. Wieś jest bardzo stara…

– Prastara Łachwa, prawda. 

– Bardzo mnie cieszy, że ją znasz. 

– Urodziłem się w Łunińcu. Odkąd usłyszałem – chodzi mi to po głowie. „Łachwa – Łachwicz”. Ciekawe. Oznacza to, że nasi przodkowie, moi ze strony matki…

– Poleszucy…

– …byli sąsiadami i być może się znali. Mój dziadek bywał w Łachwie, ale to już inna historia.

Przez ostatnie półtora roku dużo było rozmów o tym, że zaraz Pułk Kalinowskiego wejdzie na Białoruś jak nóż w masło, wojacy Łukaszenki będą uciekać, a on sam poleci do Dubaju czy do Chin. A może jeszcze nie zaraz, lecz po jakimś czasie to się wydarzy. Jaki jest twój stosunek do tego – czy i jak to się odbędzie, i do faktu samego rozpowszechniania takich teorii. Jak ty i twoi towarzysze broni to traktujecie – jako realną perspektywę, nadzieję na przyszłość? Czy to jest fałszywa mrzonka, do której nie ma co się przywiązywać?

– Nie chcę pozostawiać Białorusinów, którzy żyją tą nadzieją,  bez nadziei. Lecz nie jest to takie proste. Społeczeństwo ma zrozumieć, że rewolucja na Białorusi jest możliwa wyłącznie wtedy, gdy Białorusini powstaną razem. Tej wspólnoty jednak po prostu nie widzę. Rozumiesz mnie? Nie potrafimy zjednoczyć się nawet na wojnie: Białoruski Korpus Ochotniczy, batalion „Terror”, Pułk Kalinowskiego oraz chłopaki porozrzucani po jednostkach Sił Zbrojnych Ukrainy – nie możemy się zjednoczyć. Patrzę na nasze siły demokratyczne, nadające z Ameryki, Polski, Litwy i innych krajów. Również nie dają rady się zjednoczyć. Uważam, że nasza szansa, nasze marzenie ziści się, gdy tylko Białorusini na Białorusi powstaną, kiedy przestaniemy przeciągać linę każdy w swoją stronę. Wszystko nam się uda wyłącznie w jedności. Mamy szansę, wszystko da się zrobić. Ważne, żeby chcieć.

Analiza
Łukaszence nie udało się zlikwidować partii politycznych. Co z nich zostało i jakie są ich plany na wybory?
2023.11.29 11:00

– Ciekawe, że rozmawiałem niedawno z jednym emerytowanym amerykańskim generałem, z Benem Hodgesem. Miał bardzo podobne zdanie na ten temat – że trzeba zacząć na Białorusi, tam ludzie powinni zacząć działać. Dopiero wtedy przyjdą posiłki przebywające obecnie za granicą. 

– To jest rzecz oczywista.

– Nie da się tego zrobić wyłącznie z zewnątrz.

– To niemożliwe, żaden kraj na to nie pozwoli. Białoruś oficjalnie nie bierze udziału w wojnie. Jeśli wejdziemy tam, sami zostaniemy formalnie intruzami.

– I wszyscy są tego świadomi. „Łachwiczu”, dziękuję za wywiad. Powodzenia.

– Dziękuje za zaproszenie. Niech żyje Białoruś!

– Chwała Ukrainie!

– Bohaterom chwała! Niech żyje wiecznie.

– Niech żyje wiecznie.

Reportaż
„Wojna na Ukrainie to dopiero pierwszy etap”. Reportaż z bazy Pułku Kalinowskiego
2023.04.16 08:40

pj/belsat.eu