Łukaszenka patrzy na Moskwę, a Azja Centralna na Chiny

Kiedy liderzy środkowoazjatyckich republik oglądają się na Chiny, Putinowi pozostaje Łukaszenka. Białoruski dyktator przyjechał do Moskwy targować się, ale i przeciąć spekulacje, że należy szukać jego następcy. 

Wczoraj do Moskwy przyleciał Alaksandr Łukaszenka na trwające też dziś Eurazjatyckie Forum Gospodarcze. Przede wszystkim białoruski dyktator chciał spotkać się z Putinem. Od ostatniego swojego spotkania obaj dyktatorzy znaleźli się w kłopotach. Putin ma upokarzający “najazd” na rosyjski obwód biełgorodzki. Kreml nie ma powodów do zadowolenia i w wielkiej, międzynarodowej polityce. Chiny, a więc niby partner i sojusznik, coraz aktywniej wykorzystują słabość Rosji i zaczynają budować konkurencyjny wobec Moskwy system sojuszy w postradzieckiej Azji Centralnej. Nie lepiej jest i na arenie wewnętrznej. Kreml zderza się z brutalną krytyką sposobu prowadzonej przeciw Ukrainie wojny ze strony rosnących w siłę radykałów – z Jewgienijem Prigożynem na czele.

Wiadomości
Wojna dyplomatyczna między Szwecją a Rosją. W tle — Nord Stream
2023.05.25 15:54

Łukaszenka natomiast ostatnio wracał z Moskwy po zaskakująco skromnych obchodach dnia zwycięstwa 9 maja. Był chory, a kilkudniowe niedomaganie wywołało falę domysłów, czy to aby nie koniec jego rządów. Największym koszmarem i zagrożeniem dla Łukaszenki stały się spekulacje: kto po nim? Sytuacja z tajemniczą chorobą dyktatora uzmysłowiła Białorusinom, ale i światu, że Łukaszenka nie jest wieczny. Teraz przed wyjazdem do Moskwy zapewniał, że jest zdrowy i wszyscy będą z nim się męczyć jeszcze długo. Tego akurat nigdy nie powinien być pewien. Pewne za to jest, że od wczoraj męczy się z nim Putin. Bo obaj dyktatorzy próbują coś wzajemnie od siebie wytargować, żeby pomóc sobie w kryzysowej sytuacji.

Dwa kraje, jedno państwo

Obecny na Forum Eurazjatyckim w Moskwie prezydent Kazachstanu Kasym-Żomart Tokajew zdobył się wczoraj na szczerość. Powiedział, że widzi pewien problem w funkcjonowaniu w ramach Eurazjatyckiego Związku Gospodarczego (do którego należy m.in. jego kraj) Związku Białorusi i Rosji.

– Dwa kraje, jedno państwo z jedną przestrzenią polityczną, prawną, wojskową, gospodarczą, walutową, kulturową, społeczną, z jednym rządem związkowym i parlamentem. Ja przepraszam, ale nawet broń jądrowa jest jedna dla dwóch teraz – powiedział prezydent Kazachstanu.

Była to niewątpliwie krytyka forsowanego przez Putina i Łukaszenkę modelu ścisłej integracji Białorusi i Rosji wewnątrz dużo luźniej powiązanych struktur integrujących inne państwa-sojuszników i satelitów Rosji. Wybrzmiała również krytyka decyzji Moskwy o rozmieszczeniu na Białorusi rosyjskiej, taktycznej broni jądrowej.

Wiadomości
UE reaguje na podpisanie dokumentów w sprawie rozmieszczenia broni jądrowej na Białorusi
2023.05.25 16:12

Kazachstan natomiast, jak i cała Azja Centralna, zbliża się do Chin w szybkim tempie. Kilka dni temu, w czasie szczytu Chiny-Azja Środkowa w chińskim Xian podpisano porozumienia w sprawie południowej odnogi kolejowego nowego Jedwabnego Szlaku. Trasa kolejowa i ogromna chińska inwestycja ma biec przez Kirgistan, Uzbekistan i dalej przez Turkmenistan, Iran i Turcję do Europy. Poważnie skróci (nawet o 8 dni) czas transportu z Chin do Europy, a do tego uniezależni chiński handel lądowy od drogi przez Rosję. W Xian Chiny zaoferowały Kirgistanowi, Kazachstanowi, Tadżykistanowi, Turkmenistanowi i Uzbekistanowi współpracę w sektorze obronnym, co może być początkiem sojuszu wojskowego. Na Forum Euroazjatyckim w Moskwie wystąpił Xî Jinping. Wprawdzie tylko za pomocą połączenia online, ale kiedy mówił o budowie “drogi szczęścia” poprzez rozbudowę inicjatywy Pasa i Szlaku (czyli nowego Jedwabnego Szlaku) i inwestycjach w krajach Europy i Azji, wypadał dużo bardziej wiarygodnie od Putina. Niby Xî Jinping mówi o tym samym, co Putin. O budowaniu świata wielobiegunowego. W odróżnieniu od Putina ma jednak więcej argumentów, bo ma zasoby, żeby te koncepcje wprowadzać w życie.

Chiny wyraźnie wypychają Rosję z Azji Środkowej. Prezydent Kazachstanu w Moskwie jedynie głośno powiedział to, co jest już widoczne. Skrytykował rosyjski model integracji i system sojuszy. Mógł to zrobić, bo dla republik Azji Środkowej Rosja nie jest już jedyną alternatywą. Silnie aktywne są Chiny, ale i Zachód nie jest bezczynny. Są to bezpośrednie skutki słabnięcia Rosji i efekt inwazji na Ukrainę. W momencie kryzysu w relacjach Rosji z Zachodem Moskwa zwykle zwracała się na Wschód i tam próbowała rekompensować sobie niepowodzenia w ekspansji na kierunku zachodnim. Tym razem jednak na Wschodzie ma potężnego konkurenta. Putinowi pozostaje Białoruś.

Bliskość Putina

Historia tzw. integracji Białorusi i Rosji jest długą i pełną zwrotów akcji epopeją zażartych targów dwóch autokratów. Dziś obaj są nie tyle po przejściach, co w trakcie trudnych chwil. Putinowi nie udała się inwazja na Ukrainę. Nie była błyskawiczna, ani nie przyniosła osiągnięcia celów. Dziś armia Putina grzęźnie wciąż w Bachmucie i nerwowo wyczekuje ukraińskiej kontrofensywy. Z Ukrainy wjeżdżają do przygranicznych obwodów rosyjskich grupy dywersyjne. W dodatku – przynajmniej oficjalnie i pokazowo – złożone z Rosjan walczących z Putinem i chcących wyzwalać Rosję. Łukaszenka od początku wojny stara się być bliskim sojusznikiem Moskwy, ale jednocześnie nie może i nie chce oddać swoich wojsk do dyspozycji rosyjskiego dowództwa. Nie chce wysyłać swojej armii na Ukrainę, a zarazem drży, by wojna nie przeniosła się na Białoruś. To dlatego utrzymuje kanały komunikacji z Kijowem poprzez placówki dyplomatyczne. To dlatego umacnia granicę z Ukrainą i ma plany tworzenia  białoruskiego „pospolitego ruszenia” na wypadek wojny. Największym problemem Łukaszenki jest jednak rosyjski sojusznik. Białoruski dyktator pozostaje lojalny wobec Putina, ale jednocześnie obawia się go. Na pewno nie cieszą go takie wypowiedzi, jakich udzielił wczoraj rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.

– Sąsiednie państwo (Białoruś) to nasz partner, sojusznik i bratni naród. Oczywiście Rosja ma swoje obowiązki, jeśli chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa Białorusi, i my będziemy ją chronić przed jakimkolwiek zagrożeniem – powiedział Pieskow.

Wypowiedź ta była reakcją na wywiad polskiego generała (byłego dowódcy) Waldemara Skrzypczaka, który mówił o potrzebie wsparcia dla antyreżimowego powstania Białorusinów, gdy takie wybuchnie. Tego typu spekulacje o powstaniu i rosyjskiej interwencji i bratniej pomocy na Białorusi muszą mrozić krew w żyłach Łukaszenki. Bo to bezpośrednia sugestia, że Kreml nie ufa mu, że jest w stanie obronić swoją władzę. A wizja interwencji rosyjskiej w obronie reżimu jest przecież dla Łukaszenki opcją utraty władzy. Być może jednak ze strony Kremla takie sugestie to tylko kolejny element targów. W końcu sam Łukaszenka zaczął je jeszcze przed wylotem do Moskwy.

– Pamiętacie, do 1,5 miliarda USD Rosja gotowa była nam dać. Jestem pewien, że teraz oni nie będą wycofywać się, jeśli gdzieś tam jeszcze nie kredytowali nam tej sumy – mówił Łukaszenka trzy dni temu w trakcie przyjęcia białoruskiego ambasadora w Moskwie.

Białoruski dyktator chce zatem pieniędzy. Chce też preferencji dla białoruskich towarów na rosyjskim rynku i zwiększania udziału Białorusi w tzw. zastępowaniu zachodniego importu, który zniknął na skutek sankcji. Łukaszenka określił więc dość jasno cenę, jakiej na razie żąda za lojalność wobec Putina. Za wsparcie rosyjskiej armii amunicją i materiałami z białoruskich arsenałów czy za udostępnianie Rosjanom baz wojskowych. No i za to, co najważniejsze: za budowanie napięcia na białoruskich granicach z Polską, Litwą, a przede wszystkim z Ukrainą.

– Rosja powinna być aktywna. Nieważne, co krzyczy Zachód w swoich mediach! Rosja zaryzykowała i rzuciła wyzwanie jednobiegunowemu światu i idzie w awangardzie tych procesów, a my (Białoruś) jesteśmy blisko – mówił białoruski dyktator w Moskwie.

Wiadomości
Biuro prezydenta Ukrainy: nasza kontrofensywa już trwa
2023.05.25 13:44

W Moskwie kolejny raz białoruski satrapa zademonstrował lojalność wobec Putina. Któryś już raz wróci do Mińska, by robić swoje i oddać Moskwie jak najmniej, a zyskać jak najwięcej. Putin jednak nie ma wyboru – musi wspierać jedynego, białoruskiego  “eurosojusznika”, kiedy ci “azjatyccy” się oddalają. Moskiewski zjazd przywódców Eurazji pokazał, że długim cieniem położyła się na nim rosnąca aktywność Chin i słabnąca atrakcyjność uwikłanej w wojnę Rosji. W tych skomplikowanych procesach próbuje się odnaleźć desperacko broniący swojej autorytarnej władzy Łukaszenka. Jego Białoruś jest blisko Rosji, ale Łukaszenka technikę utrzymywania bliskości na dystans opanował do perfekcji.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Inne teksty autora w Dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności