Chorego na epilepsję nastolatka Mikitę Załatarowa skazano razem z dwoma innymi osobami. 25-letni Dzmitryj Karnijeu otrzymał 6 lat, a 28-letni Leanid Kawalou 8 lat kolonii karnej. Wszyscy uczestniczyli w powyborczych protestach w Homlu.
Jak informuje Radio Svaboda, początkowo aresztowanych oskarżono też o stosowanie przemoc wobec milicji. Jednak ostatecznie oczyszczono ich z tych zarzutów. Pozostały oskarżenia o udział w zamieszkach, bezprawne działania z użyciem substancji łatwopalnych. Oskarżeni mieli według prokuratora Jauhiena Fartuszniaka rzucać koktajlami Mołotowa w centrum Homla 10 sierpnia, dzień po wyborach prezydenckich. Kawalowowi zarzucono dodatkowo „angażowanie nieletniego w działania przestępcze”.
Według oskarżenia Kawalou miał przygotować dwa koktajle Mołotowa i namówić dwóch pozostałych oskarżonych do użycia ich podczas demonstracji. Jeden nich miał rzucić ja w kierunku żołnierzy wojsk wewnętrznych. Jednak rozbita butelka nie spowodowała u nikogo uszkodzeń. Wyrok wydał homelski sędzia Dzimitryj Deboj.
Najmłodszy ze skazanych Mikita Załatarou po wysłuchaniu wyroku rzucił się na kraty klatki, w której umieszczono oskarżonych, krzycząc, by go wypuszczono. Chłopak cierpi na epilepsję i jak informował podczas procesu, nie dostaje lekarstw. Miał usłyszeć za to od konwojującego go funkcjonariusza: „Jesteś polityczny, więc zdechniesz”.
Wcześniej jego ojciec Michaił Załatarou informował, że syn został pobity w areszcie. Potwierdził to sam Mikita, który twierdził, że bito go nie tylko po zatrzymaniu w sierpniu, ale również 29 grudnia w homelskim areszcie śledczym. Świadkiem pierwszego pobicia przez milicję miał być jego 18-letni brat Uładzimir, którego zatrzymano razem z Mikitą. Skazany dziś 16-latek siedzi w areszcie bez przerwy od 11 sierpnia
Mikita podczas przesłuchań w dniu zatrzymania opowiedział rodzicom o pobiciu.
– Położył głowę na moim ramieniu i powiedział: „Tatusiu, kiedy przestaną mnie bić?”. Mówił, że bili go w tył głowy, po potylicy. Po tym poczuł, że kręci mu się w głowie i stracił przytomność – ojciec nastolatka opowiadał w rozmowie z Biełsatem.
Chłopaka po pierwszym przesłuchaniu zawieziono karetką do szpitala. Oficjalna kontrola postępowania milicji i funkcjonariuszy aresztu przeprowadzona na wniosek rodziców zakończyła się stwierdzeniem, że „nie ujawniono śladów przestępstwa.
W początkowych dniach protestów białoruskie media państwowe utrzymywały, że milicjanci podczas rozpraszania demonstracji byli „podpalani” przy pomocy butelek z benzyną. Według licznych relacji funkcjonariusze OMONu bijąc zatrzymanych, również używali tego argumentu. Tymczasem nie ujawniono ani jednej ofiary rzekomych ataków koktajlami Mołotowa.
jb/ belsat.eu