Prosty wniosek ze szczytu NATO: Rosja nic nie zyskała

Rosja przegrała wkraczając na Ukrainę, i szczyt NATO w Wilnie to potwierdza. Moskwa może pohukiwać i liczyć na rozłam między Zachodem a Kijowem, czy na konflikt polityczny na Ukrainie, ale Rosję czeka rozczarowanie. 

Moskwa nie zignorowała szczytu NATO. Reakcje medialne i słowa Dmitrija Pieskowa, rzecznika Kremla, czy Marii Zacharowej, rzeczniczki MSZ, wpisywały się wprawdzie w standardowy przekaz propagandy. Było o antyrosyjskim charakterze szczytu i o „kolektywnym Zachodzie”, który pcha Ukrainę do wojny. Rosyjska propaganda wyjątkowo skupiała się na amerykańskiej obietnicy przekazania Ukrainie amunicji kasetowej, która w ogóle nie była tematem szczytu.

Były to dość rytualne pohukiwania Moskwy, choć znacząco bardziej intensywne, niż zazwyczaj. Tym razem czuć było duże zaniepokojenie Kremla. Wyrażone również w nocnym, intensywnym ostrzale rakietowym Kijowa. O rosyjskiej koncentracji na tym, jakie decyzje podejmuje NATO, świadczyły inne wypowiedzi i ruchy, niż te słyszane w telewizyjnych wiadomościach kremlowskiej propagandy. Siergiej Ławrow w czasie wizyty na szczycie ASEAN w Indonezji w wywiadzie dla lokalnej prasy tłumaczył, że tak naprawdę za wojnę odpowiada nie Rosja, a Ukraina i Zachód.

Komentarze
Jak Kreml zareagował na szczyt NATO? Sprawdzamy
2023.07.12 16:41

I to Zachód napadł ukraińskimi rękoma Rosję. A warunkiem zakończenia wojny jest porzucenie Ukrainy przez „kolektywny Zachód” (termin wymyślony przez kremlowskich speców od PR-u dla nazywania wroga Rosji). Dzień później Ławrow poszedł dalej i dziś straszy, że przekazanie Kijowowi F-16 jest niedopuszczalne, gdyż myśliwce te mogą przenosić broń jądrową. Owszem, mogą. Taktyczne głowice mogą przenosić jednak prawie każdy myśliwiec z tych, które już obecnie posiadają ukraińskie siły powietrzne (np. Su-25 czy Su-24).

Ze strony rosyjskie dyplomacji tak absurdalne argumenty to czysta desperacja. Ale między słowami można wyczytać duży niepokój po szczycie NATO. Bo jego przesłanie: NATO nie porzuca Ukrainy, będzie ją wspierać politycznie, militarnie i nie pozwoli Rosji na jej podbój, dokładnie definiuje rosyjskie lęki i pokazuje skalę porażki Moskwy po rozpoczęciu agresji.

Lista „sukcesów”

Jeśli spojrzeć na strategiczne interesy Rosji i agendę celów z jakimi rozpoczynała agresję na Ukrainę, to dziś widać, że poniosła klęskę. Celem Władimira Putina było zniszczenie ukraińskiej państwowości (tzw. denazyfikacja) i doprowadzenie do załamania porządku światowego opartego na respektowanym prawie międzynarodowym (przejawem tego było „ultimatum” rosyjskiego MSZ z grudnia 2021 roku). Chodziło mu o powrót do dawnego, ukształtowanego w poprzednich stuleciach porządku światowego opartego na arbitralnych decyzjach mocarstw nieograniczanych prawem i przewadze silniejszych nad słabszymi. Na uznaniu przez społeczność międzynarodową faktu, że autorytarne rządy mają prawo do podbojów i ustanawiania swoich stref wpływów. Podbijając (wirtualnie) Ukrainę, Putin marzył, by rozbić jedność Zachodu. Rosja chciała odepchnąć NATO od swoich granic.

Wiadomości
„Ukraina będzie członkiem NATO”. Spotkanie Zełenskiego i Bidena podczas szczytu w Wilnie
2023.07.12 17:10

Po roku wojny widać jakie są efekty realizacji tych celów. Celem Putina nie było bynajmniej zajęcie Mariupola z Bachmutem. I mimo strat terytorialnych Ukraina nie jest podbita. Przetrwała jako państwo. Jej siły zbrojne są silniejsze, niż przed początkiem wojny, mimo niewątpliwego zmęczenia, strat w ludziach i sprzęcie czy zużycia amunicji. Centralny ośrodek polityczny kontroluje państwo znacznie sprawniej, niż przed wojną. To, co zawsze było polem rozgrywek Rosji na Ukrainie – chaos nieustannej awantury politycznej, dziś ucichł. Nie oznacza to, że nie istnieje opozycja i pretendenci do przejęcia władzy po Wołodymyrze Zełenskim. Jednak przez ponad rok wojny ukraińska klasa polityczna wykazała się, o co nikt jej nie podejrzewał, niesamowitą solidarnością i umiejętnością poskromienia własnych ambicji.

Państwo ukraińskie okazało się odporne w najtrudniejszych chwilach ataku na jego stolicę i w czasie terroryzujących miasta bombardowań. Putin nie złamał ukraińskiej państwowości. Nie złamał też jedności Zachodu. Oczywiście państwa Zachodu mają różne podejście do kwestii wspierania Ukrainy. Często mocno sprzeczne. Czego przykładem jest zachowanie Węgier Viktora Orbána, Turcji, czy Niemiec, ale i wielu innych. Wbrew temu, co twierdzi Moskwa, nie ma czegoś takiego, jak „kolektywny Zachód”. Jest poruszająca się w ramach różnych organizacji wspólnota państw demokratycznych. Potrafiąca w najważniejszych sprawach negocjować kompromisy. Tak, czasem lepsze, czasem zgniłe. Jasne, czasem trwa to długo i sprawia wrażenie indolencji, słabości, a nawet obstrukcji i egoizmu poszczególnych uczestników. Przykład – droga Szwecji i Finlandii do NATO. W ostatnich godzinach przed szczytem w Wilnie udało się dopiąć zgodę Turcji i Węgier na akcesję Szwecji. To kolejna porażka Rosji.

Wiadomości
Zełenski: rezultaty szczytu NATO dobre. Ale nie są idealne
2023.07.12 12:49

Stałym założeniem rosyjskiej polityki było, że w rejonie bałtyckim dwa kluczowe kraje pozostaną neutralne. Teraz granica Rosji z NATO wydłuża się o 1300 km. A na Bałtyku Rosja będzie całkowicie okrążona przez państwa Sojuszu i ich działające wspólnie marynarki wojenne. Następny „sukces” Putina to uruchomienie uśpionego olbrzyma – zachodniego przemysłu obronnego. Wydrenowanie magazynów z uzbrojeniem, które poszło na Ukrainę, spowodowało, że USA, ale i Europa odbudowują swoje możliwości w przemyśle obronnym. Np. Amerykanie zadeklarowali, że do 2028 roku zwiększą produkcję amunicji 155 mm (do haubic) do 85 tys. sztuk miesięcznie. W ciągu kilku lat sama tylko produkcja amunicji artyleryjskiej ma wrócić do poziomów ze szczytowego okresu „zimnej wojny”. Rozbudzenie przemysłu obronnego, również jeśli chodzi o technologiczny wyścig zbrojeń, była jednym z głównych tematów szczytu w Wilnie.

Dla Moskwy to koszmar. Rosja nie jest w stanie z uwagi na potencjał gospodarczy, demograficzny i możliwości technologiczne sprostać największym potęgom przemysłowym Zachodu pojedynczo, a co dopiero im wszystkim razem. NATO w Wilnie uznało, że czas na długotrwałą konfrontację z Rosją, a wspieranie Ukrainy  będzie jej kluczowym elementem.

Kijowskie żale

Tu pojawia się rozżalony Wołodymyr Zełenski. Przynajmniej taki był przekaz medialny i nieuczciwe w swoim skrajnym uproszczeniu oceny szczytu dla Ukrainy. Wysnute na podstawie słownej utarczki między ukraińskim prezydentem a Benem Wallace’em, brytyjskim ministrem obrony, czy zdjęcia zrobionego w chwili, kiedy Zełenski akurat stał samotnie nieco z boku.

Nie da się ukryć, że o taki wydźwięk nieco zadbał sam Zełenski i jego ludzie. Szczyt w Wilnie nie dał Ukrainie zaproszenia do członkostwa. Dał kolejne, choć daleko posunięte, to jednak rozwiązanie pomostowe – Radę NATO-Ukraina, wsparcie na poziomie G7 oraz perspektywę integracji z Sojuszem „zaraz po zakończeniu wojny”. A więc członkostwo warunkowane czymś, co w dużej mierze zależy od trudnego do przewidzenia rozwoju sytuacji na froncie, stanowiska Rosji oraz skomplikowanej prawnie interpretacji, kiedy nastąpi „koniec wojny”. Zełenski doskonale o tym wie, że warunkowane wojną członkostwo jest równocześnie niebezpiecznym dla niego instrumentem politycznym. Ryzykowanym w wewnętrznej, ukraińskiej polityce. Bo Zełenski znajdzie się pod silną presją.

Aktualizacja
Ben Wallace studzi żądania Ukrainy w sprawie dostaw broni. Natychmiastowa interwencja Sunaka
2023.07.12 19:20

Presją ze strony Ukraińców, którzy chcą zakończenia wojny, ale i obiecywanego przez prezydenta zwycięstwa i wyzwolenia wszystkich ukraińskich ziem. I pod presją zachodnich sojuszników, którzy chcieliby w jakiejś przewidywalnej perspektywie czasowej zakończenia wojny. Pewnie nawet za cenę stanu zawieszenia dla części niewyzwolonych terytoriów okupowanych. Na Ukrainie polityka nie zniknęła, choć zmieniła charakter. Jednak Zełenski boi się, że nastąpi moment, w którym różne siły polityczne i Ukraińcy zaczną go rozliczać z obietnic. I dlatego, doskonale wiedząc, że na szczycie nie dostanie zaproszenia do NATO, musiał zademonstrować pewne rozżalenie. Tak, aby zobaczyli to Ukraińcy i zrozumieli, że prezydent się starał, ale nie z jego winy się nie powiodło. Z rosyjskiej perspektywy brak gwarancji bezpieczeństwa wynikających z artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego dla Ukrainy i tak niewiele dziś zmienia. Bo Rosja zwyczajnie nie jest w stanie podbić Ukrainy.

Twarde natowskie gwarancje i parasol ochronny przydadzą się później. Z tej perspektywy odłożenie ukraińskiej akcesji przy jednoczesnych deklaracjach silnego wsparcia Kijowa są ruchem dalekowzrocznym. Z tego ruchu wynika jednak poważne zagrożenie. Związane właśnie z politycznymi emocjami. Złymi emocjami: rozczarowaniem, pretensjami i ambicjami. Jeśli one wezmą w Kijowie górę i spowodują, że na nowo rozpali się walka polityczna i znany sprzed 2022 roku chaos osłabiający funkcjonowanie państwa, to na Ukrainie powstanie kolejny front: wewnętrzny. To jego brak zadecydował o niepowodzeniu rosyjskiej inwazji. Dziś jednak nawet jeśli pojawi się krytyka władzy Zełenskiego, to za to, że nie wprowadził Ukrainy do NATO i nie wyzwolił jeszcze wszystkich okupowanych ziem. O taki wewnętrzny front na pewno Kremlowi nigdy nie chodziło, choć konflikty zawsze przyjmie z otwartymi ramionami.

Wiadomości
Zełenski na konferencji prasowej: nie będzie żadnych kompromisów z agresorem
2023.07.12 19:13

Michał Kacewicz/ belsat.eu

Inne teksty autora w Dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności