"Kto się wilka boi, niech nie chodzi do lasu!". Jak rosyjscy turyści docierają na Krym przez okupowane terytoria - cz 1.


Po drugim wybuchu na Moście Krymskim rosyjskie władze zaleciły turystom wyjazdy na anektowany półwysep drogą lądową przez „nowe terytoria” – okupowane tereny południowej Ukrainy. Biegnie ona wzdłuż wybrzeża Morza Azowskiego. A właśnie w tym kierunku Siły Zbrojne Ukrainy prowadzą obecnie ofensywę. Dla większości wczasowiczów taka podróż jest pierwszym zetknięciem się z wojną na żywo. Korespondenci naszego rosyjskojęzycznego portalu Vot-Tak wybrali się w podróż tą trasą, aby sprawdzić, co czeka rosyjskich turystów i jak reagują oni na to, co widzą.

Tranzyt przez tzw. nowe terytoria zyskuje w ostatnim czasie na popularności. Po ataku ukraińskich dronów na Most Krymski z 17 lipca, liczba uczestników czatu telegramowego Droga Lądowa na Krym wzrosła z 4 do 12 tys. Wśród osób, które już wypróbowały nową trasę, przeprowadzono ankietę internetową. Według zebranych danych 84 proc. respondentów stwierdziło, że „nie boją się” i uznają okupowane terytoria za część swojego kraju.

„Droga jest dobra, na punktach kontrolnych wszystko idzie sprawnie”

Na dworcu w Rostowie nad Donem, skąd wyrusza większość turystów, taksówkarze oferują przejazdy do Doniecka, Mariupola, Melitopola i Berdiańska. Innych tras właściwie nie ma.

Reportaż
“Tu żyją ludzie po filtracji”. Reportaż z okupowanego Mariupola cz. 1
2023.03.07 15:01

Na drodze do terytoriów okupowanych często mija się wojskowe ciężarówki KamAZ z literą „Z”, a na poboczach stoi sprzęt wojskowy. Regularnie zobaczyć można symbole propagandowe: napis „Chwała rosyjskiej armii” na przystanku autobusowym, wizerunek chłopca Aloszki w mundurze wojskowym i podpis „Za”, kolejne litery „Z” napisane czerwoną farbą na drzewie – pod nim młody chłopak sprzedaje arbuzy.

Po zamknięciu Mostu Krymskiego rosyjskie władze proponują turystom trasę na Krym przez tereny okupowane

Droga do Mariupola została niedawno wyremontowana – jedzie się szybko po świeżym asfalcie. Przy wjeździe do miasta, niedaleko wybrzeża Morza Azowskiego napotykamy pierwszy punkt kontrolny – mały budynek, betonowe piramidy zagradzające drogę i kilku uzbrojonych mężczyzn. Po pytaniu o cel wizyty („jedziemy na Krym”) i szybkim sprawdzeniu dokumentów zostajemy przepuszczeni.

„Patrz! Patrz tam!”

Droga do Mariupola jest słabo oświetlona. Gdybyśmy nie wpatrywali się w ciemność i nie próbowali dostrzec konturów domów, wszystko wyglądałoby dosyć normalnie – jakby miasto było po prostu pogrążone w głębokim śnie. Jeśli jednak przyjrzeć się im bliżej, widać, że budynki są albo zniszczone, albo dopiero w budowie.

Na drodze dojazdowej przy zniszczonym budynku stoi ciężarówka z włączonymi światłami awaryjnymi. Kierowca, około 50-letni mężczyzna o imieniu Andriej, prosi nas o wskazanie mu drogi pod konkretny adres – nie spodziewał się, że w Mariupolu nie działa internet mobilny.

– Nie bał się pan tu przyjechać? – pytamy go.

– Kto się wilka boi, niech nie chodzi do lasu – odpowiada i ponownie spogląda na mapę.

Siedząc w kabinie ciężarówki kierowca mówi, że wiezie z Moskwy materiały budowlane przeznaczone do odbudowy Mariupola. Skarży się, że na punkcie kontrolnym nie został ostrzeżony o braku sieci – dyżurujący po prostu popatrzyli na dokumenty i zapytali, co przewozi, nawet nie zaglądając do ciężarówki. Mężczyzna zauważył brak internetu, gdy przestał działać „Płaton” – urządzenie do pobierania opłat drogowych dla kierowców ciężarówek. Myślał, że zostało zagłuszone, ale nie – po prostu zniknął zasięg

– Rotenberg zostanie bez pieniędzy – żartuje kierowca, nawiązując do faktu, że system Płaton należy do spółki rosyjskiego oligarchy Arkadija Rotenberga.

Andriej komentuje, że na “nowych terytoriach” nie ma jak na razie płatnych dróg, ale „z naszym rządem, a raczej z przyjaciółmi Władimira, długo nie trzeba będzie na nie czekać”.

Zbliżamy się do znaku zakazującego przejazdu ciężarówek. Na ulicach prawie nie ma samochodów i ludzi – nie ma kogo zapytać o drogę. – Jedźmy, nie musimy tu przestrzegać przepisów – zachęca kierowca ciężarówki. Zauważamy ślady odłamków na znaku i przyznajemy mu rację – być może zakaz jest już nieaktualny.

Przed spotkaniem z nami Andriej nie przyglądał się domom, ale kiedy ciężarówka podjechała do budynku bez ściany, jego brwi uniosły się nagle.

– W dzień trzeba to wszystko zobaczyć, w nocy nie widać… – mówi cicho Andriej.

Z ciemności wyłania się coraz więcej ruin, a kierowca ciężarówki niemal nie zwraca uwagi na drogę, wyglądając ciągle przez okno. Wiele domów nie ma ścian i dachów, okna są powybijane. Niektóre budynki mają nowe plastikowe okna z wciąż widocznymi naklejkami fabrycznymi, ale nadal wyglądają na puste – nie pali się w nich światło.

Billboardy informują podróżnych, że w regionie obowiązuje godzina policyjna. Za wyjątkiem trasy tranzytowej na Krym.
Zdj. Vot-Tak

Brwi kierowcy ciężarówki co chwila unoszą się w górę na widok szczególnie makabrycznych ruin. Mijając ruiny zakładów Azowstal, krzyczy: „Patrz! Patrz tam!”.

Jedziemy dalej. Na ogrodzeniu przy zrujnowanym budynku widzimy duży napis „Ludzie”. Kierowca mruży oczy i po cichu odczytuje słowo. Odwraca się i ponownie próbuje patrzeć na drogę. Milczy przez kilka minut, po czym mówi ponownie:

– Tak, trzeba na to popatrzeć w dzień. – Przez resztę podróży kierowca ciężarówki komentuje prawie każdy dom: – Tamten się palił. A tam… Och… Dach się zawalił

Ulicą idzie grupa roześmianych i wystrojonych nastolatków. Jedna z dziewcząt trzyma w rękach dwa balony z liczbą 18.

– A więc jest życie, skoro jest tu młodzież – Andriej próbuje rozładować sytuację.

Mijamy kolejny napis „Ludzie” – jest przekreślony, a obok nabazgrano „Za”. Kierowca patrzy na napisy i nagle mówi, że pochodzi z Krymu, a po rozpoczęciu rosyjskiej okupacji życie na półwyspie stało się lepsze.

– A teraz nadal jest lepiej? – pytamy go. Kierowca nie odpowiada.

„Zniszczyli, żeby odbudować”

Wysiadając z ciężarówki, spotykamy starszą panią w wieku około 80 lat w poszarpanym i wytartym płaszczu. W rękach trzyma kwiat aloesu – duży, ale kilka liści jest zwiędłych. Obok niej biegnie piesek w obskurnej obroży. Starsza pani mówi cicho, albo do nas, albo po prostu wypowiada swoje myśli na głos:

– Chodzę wszystkich odwiedzać, a tu nikogo nie ma, wszyscy wyjechali, w marcu zeszłego roku wszystko zostawili, już nie wrócą.

Następnie odwraca wzrok i dalej mamrocze, że „wszyscy wyjechali”. Wydaje się, że nie wie lub nie chce dopuścić do siebie myśli, że jej znajomi prawdopodobnie zginęli.

Według danych ukraińskich władz pochodzących z wiosny 2022 roku, w Mariupolu zginęło do 25 tys. osób. W grudniu 2022 roku agencja Associated Press poinformowało, że znaleziono około 10,3 tys. nowych grobów i że w rzeczywistości ofiar rosyjskiego ostrzału i walk o miasto jest znacznie więcej. Rosyjskie władze twierdzą, że zginęło tylko około 3 tys. osób.

Z sąsiedniego budynku wychodzi mężczyzna w mundurze wojskowym z karabinem w ręku. Pyta, jak długo tu zostaniemy. Informuje o jakimś autobusie, który ma przyjechać o północy. Mówimy, że wyjedziemy wcześniej. Pięć minut później wychodzi ponownie i ponawia prośbę: szef jest zły!

– Broń Boże, żeby teraz przyjechał, przywiezie różnych dziwnych ludzi.

– Turystów? – pytamy.

– Nie, więźniów – zniża głos. – Dywersantów.

Doprowadziwszy kierowcę ciężarówki pod wskazany adres, żegnamy się z nim i odjeżdżamy. Na głównej ulicy miasta, przemianowanej z Prospektu Myru (ukr. Pokoju) na Prospekt Lenina, światło pali się tylko w jednym budynku. Gromadzą się wokół niego pijani ludzie i żywo o czymś dyskutują. Podjeżdżamy: okazuje się, że to hostel, a tłum to budowlańcy i robotnicy drogowi. Jedyny trzeźwy z nich zaczyna z nami rozmowę. Podoba mu się w Mariupolu

– Jest praca. Zniszczyli, żeby odbudować – uśmiecha się.

Z hostelu wychodzi jeszcze jeden mężczyzna – również podchmielony – i włącza się do rozmowy. Mówi, że przyjechał „harować jak wilk” i zarabia „sto [tysięcy rubli] miesięcznie” (ok. 4200 zł). Inny mężczyzna obrzuca go wyzwiskami:

– Robicie beznadziejny podkład pod asfalt! – Na początku jego rozmówca nawet nie rozumie, o czym mówi, ale potem śmieje się:

– A, widziałeś! Ty wiesz, ja wiem, nikt więcej nie wie!

Reportaż
„Żywych nikt już tu nie potrzebuje”. Reportaż z okupowanego Mariupola cz. 2
2023.03.08 11:38

Wyjeżdżamy i dalej jedziemy przez ponure ulice prawie zupełnie sami. Przy wyjeździe z miasta mijamy osiedle nowych budynków – wygląda nienaturalnie i nie na miejscu, jak dekoracje na planie filmowym.

Na krótko przed naszą podróżą turyści jadący tą drogą pisali na czacie Droga Lądowa do Krymu, że słyszeli eksplozje. Wiadomości szybko zniknęły – wszystkie publikacje, w których podejrzewano Ukraińców o ataki, zostały usunięte. Ale w instrukcji trasy na Krym, która pojawiła się na kanale, z jakiegoś powodu napisano: „Nie jedź w nocy”. Nie wszyscy stosują się do tego ostrzeżenia: wraz z nadejściem ciemności droga na Krym była dość ożywiona. Mieliśmy szczęście – pociski nie nadleciały.

Przed pierwszą w nocy zatrzymujemy się na stacji benzynowej w pobliżu Berdiańska, aby tam przenocować. Obok nas późną kolację kończy rodzina z dziećmi w dwóch samochodach z tablicami z obwodu kurskiego. Na koniec pakują jedzenie do bagażnika.

– Jedziecie na Krym? Nie boicie się jechać nocą?

– Jedziemy, jest dobrze! – odpowiada mężczyzna.

– Po raz pierwszy? Wiecie jak wygląda droga, żadnych niespodzianek?

– Nie daj Boże! – odpowiada starsza kobieta z przejęciem.

– Kto się wilka boi, niech nie chodzi do lasu! – przerywa rozmowę mężczyzna.

„Nowe terytoria to nowe możliwości”

Następnego ranka kontynuujemy naszą podróż. Na czacie turyści chwalą drogę na Krym „przez nowe terytoria” – w świetle dnia zaczynamy rozumieć, dlaczego. Asfalt na całej trasie jest zupełnie nowy, w niektórych miejscach nie ma jeszcze nawet oznaczeń. Prace drogowe wciąż trwają: wszędzie stoją maszyny. Na niektórych z walców i buldożerów powiewają rosyjskie flagi. Wygląda na to, że można je tu zobaczyć częściej niż w Rosji.

Z plakatów dowiadujemy się, że „Jedna Rosja to partia prezydenta”, „Nowe terytoria to nowe możliwości”, „Obwód smoleński jest na zawsze z Manhuszem” (okupowane przez Rosjan miasteczko w obwodzie donieckim), „Czuwaszja pomaga rejonowi berdiańskiemu”, a obwód murmański – miastu Prymorśk w obwodzie zaporoskim. Od czasu do czasu trafiają się hasła zachęcające do ubiegania się o rosyjski paszport lub wstąpienia do armii.

Pola pszenicy i słoneczników są skąpane w słońcu, ale nie można cieszyć się sielską scenerią z powodu śladów umocnień, „smoczych zębów” (elementów umocnień przeciwczołgowych), napisów „Stój, bo strzelam” i przypomnień o godzinie policyjnej, która obowiązuje w okupowanych ukraińskich miastach z powodu stanu wojennego, chociaż została zniesiona na trasie na Krym. Drogą regularnie przejeżdżają konwoje wojskowe i pojazdy z czarnymi tablicami rejestracyjnymi i literami „Z” i „V”. Z Rosji przywożone są nowe czołgi i sprzęt wojskowy, w drugą stronę jadą uszkodzone pojazdy.

Od granicy z Rosją do Melitopola mijamy osiem punktów kontrolnych. Im bliżej okupowanego miasta, tym bardziej nieprzyjaźnie wyglądają pełniący na nich służbę wojskowi: ich twarze są zakryte kominiarkami, a na mundurach – opaski z białej taśmy, czyli oznaczenie „swoich”. Na jednym z punktów kontrolnych miny, ułożone w rzędzie, jak na sprzedaż.

Plakat przy wjeździe do Melitopola informuje nas, że miastu „pomaga obwód archangielski”. Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji nieśmiało przystąpiła tu do akcji agitacyjnej. Ich plakat wyborczy w niebiesko-żółtych barwach głosi: „Mówimy prawdę”. Napisy na płocie są również pomalowane na niebiesko i żółto. Spod żółtej mazi przebija się napis „Put*n to złodziej”.

Propagandowe plakaty rosyjskich partii przy wyjeździe z Melitopola.
Zdj. Vot-Tak.tv

„Melitopol jest teraz stolicą obwodu, życie kwitnie!”

Podwozimy mężczyznę, który łapał stopa na poboczu. Zapewnia nas, że miasto jest bezpieczne, chociaż zdarza się, że „sobie postrzelają”. O wojnie mówi niechętnie, ale mówi sporo o rosnących cenach. Jak twierdzi, wiele osób robi teraz zakupy na Krymie.

– Jeżdżę z żoną w weekendy, wydajemy 2500 rubli (ok 100 zł – belsat.eu) na drogę, ale ceny są dwa razy niższe!

Melitopol został przejęty przez wojska rosyjskie w pierwszych dniach inwazji, prawie nie ucierpiał w wyniku walk: tylko w kilku sklepach okna są zasłonione płytami wiórowymi, a reklamy produktów z cenami w hrywnach przypominają o czasach przedwojennych. Centrum tętni życiem, typowym dla południowych miast: przechodnie ignorują przejścia dla pieszych, ulice pełne są ludzi, a sprzedawcy zachęcają klientów do zakupu towarów. Na banerach na przystankach autobusowych widnieją reklamy usług budowlanych i transportowych, oferty pomocy z uzyskaniem rosyjskich dokumentów i kopania grobów.

W menu jednej z restauracji w oczy rzuca się pozycja „barszcz ukraiński”. Przy sąsiednim stoliku z talerzem pielmieni i piwem siedzi niski starszy mężczyzna z brodą. Przedstawiamy się jako turyści, a on proponuje nam wycieczkę po Melitopolu.

Mężczyzna przedstawia się jako Aleksandr i jest byłym szefem wojsk pogranicznych na Krymie. Przeprasza za wulgaryzmy, opowiada historie, ale unika mówienia o swojej przeszłości i wojnie: – Nie powinniście tego wiedzieć. – Kiedy mijamy pomnik Lenina, informuje nas, że pomnik został niedawno na nowo zainstalowany – po tym, jak został usunięty przez „banderowców”

Docieramy do pomnika Opłakującej Matki ze zbiorową mogiłą upamiętniającego uczestników Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Przy wiecznym zniczu leży skromny bukiet róż. Aleksandr twierdzi, że za czasów Ukrainy jemu i innym weteranom wojny w Afganistanie rzekomo uniemożliwiano składanie kwiatów w tym miejscu w Dniu Zwycięstwa 9 maja. Wskazuje na groby i z oburzeniem pyta:

– Jak możemy o tym zapomnieć? To jest nasza pamięć. To jest to, o co walczymy!

Naprzeciwko pomnika znajduje się Park im. Maksima Gorkiego. Nad aleją wiszą dwie flagi: rosyjska i z herbem Melitopola: żółto-zielona, z Biblią i dwugłowym orłem. Wcześniej zamiast orła był kwiat wiśni (około jedna czwarta wszystkich wiśni uprawianych na Ukrainie jest uprawiana w rejonie melitopolskim). Ale władze okupacyjne postanowiły przywrócić wersję sprzed rewolucji. Kiedy spacerujemy w cieniu drzew, Aleksandr mówi nam, że chociaż od dawna jest na emeryturze, postanowił śledzić ośmiu mieszkańców Melitopola, których uważa za proukraińskich sabotażystów.

– Trzech z nich już nie ma.

– Wyjechali?

– Nie żyją. Jeden snajper… – przestaje mówić: tego też nie powinniśmy wiedzieć.

Patrząc na biegające wokół dzieci, przewodnik opowiada nam, jak widział w Doniecku dziewczynkę, która podczas wybuchu straciła rękę i nogę.

– I ona mnie pyta: „Będę mogła biegać, prawda?”. A ja jej odpowiadam: „Tak, będziesz, będziesz miała nóżkę, ale inną” – głos Aleksandra zaczyna drżeć. – Jak tak można… Jeśli walczycie, to walczcie z wojskiem, a nie z dziećmi!

Przy rozstaniu Aleksandr obiecuje chronić nas i Rosję. Opuszczamy Melitopol. Na Krym jedziemy półtorej-dwie godziny.

Za Melitopolem skręcamy na autostradę M-18 (wcześniej nazywała się E-105) – ta trasa jest zalecana przez rosyjskie władze do podróży na Krym. Pozostała część drogi przebiega przez obwód chersoński, ale po drodze nie ma większych miast. Ostatnim przystankiem przed anektowanym Krymem jest punkt kontrolny Czonhar, gdzie w kolejce do przejazdu trzeba zwykle odstać około pół godziny.

Część druga reportażu:

Reportaż
„Wkrótce wspólnie odbudujemy nasze miasta”. Jak rosyjscy turyści docierają na Krym przez okupowane terytoria – cz 2.
2023.08.13 09:55

Weronika Aleksiejewa, Wasilij Worobianow/vot-tak.tv, ksz, jb/belsat.eu

Aktualności