Wydział MSW w Rostowie nad Donem zapewnia, że panował nad sytuacją w mieście zajętym na kilkanaście godzin przez najemników z Grupy Wagnera.
Zgodnie z opublikowanym sprawozdaniem, podczas wprowadzenia w Rostowie tzw. planu „Twierdza” rostowscy policjanci wcale nie próżnowali. Funkcjonariusze mieli np. skonfiskować wagnerowcom „kilka rodzajów broni osobistej z amunicją, a nawet ciężkie uzbrojenie”.
Ale to nie jedyne sukcesy. Policjanci poinformowali, że zatrzymali też: obywatela, który „wykorzystał sytuację w mieście” (nie podano na wszelki wypadek, jaką), aby dokonywać rabunków, jedną osobę podejrzaną o posiadanie narkotyków, drugą – ściganą federalnym listem gończym, a nawet kobietę podejrzaną o napad z nożem. Co więcej, przeszkodzili też w kolportażu „ekstremistycznych ulotek” i nie dopuścili do maruderstwa.
O tym, że 24 czerwca mieście tak naprawdę nic nadzwyczajnego się nie działo, przekonywał już przedwczoraj szef regionalnych władz Wasilij Gołubiew. Gubernator przede wszystkim zapewnił, że sam nie nawiązał żadnych kontaktów z Jewgienijem Prigożynem, który powiadomił o zajęciu Rostowa.
Zaprzeczył też stanowczo doniesieniom, że w mieście entuzjastycznie witano „wyzwalających” je i idących dalej na Moskwę najemników, co ilustrowały liczne zdjęcia i nagrania. Zdaniem Gołubiewa, witającymi wcale nie byli mieszkańcy miasta, ale… inni członkowie Grupy Wagnera. Tylko ubrani po cywilnemu.
– Myślę, że to insynuacje, do tego samych wagnerowców – cytowała jego słowa gazeta Kommiersant. – O ile wiem, znajdując się w mieście nie wszyscy oni byli ubrani w mundury – stwierdził dodając, że „flagi i uściski to była świadomie zaaranżowana historia”.
cez/belsat.eu wg rostovgazeta.ru, kommersant.ru