Ukraina i „brak odwagi”

Niecałe dwa tygodnie przed szczytem NATO w Wilnie wiceszef biura prezydenta Ukrainy Ihor Żółkiew powiedział, że ukraiński prezydent nie przyjedzie na szczyt, jeśli sojusznikom “zabraknie odwagi”. Tak więc nawet w przededniu szczytu nie ma odpowiedzi na główne pytania, które ostatecznie określą nie tylko przebieg wojny Rosji z Ukrainą, ale także samą powojenną architekturę bezpieczeństwa.

Kijów czeka na sygnał z państw NATO o możliwości przystąpienia do Sojuszu, a państwa członkowskie NATO nie zdecydowały jeszcze, jak ten sygnał powinien wyglądać i czy nie należy go odłożyć w czasie. Obawy są oczywiste: przyjęcie Ukrainy do Sojuszu przed końcem wojny może uczynić NATO bezpośrednim uczestnikiem konfliktu i stworzyć ryzyko eskalacji nuklearnej. Dlatego sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg mówi, że dyskusje o członkostwie Ukrainy w NATO mogą rozpocząć się dopiero po wygraniu wojny.

Ale co zwycięstwo Ukrainy będzie oznaczać dla NATO? Przywrócenie integralności terytorialnej kraju? Koniec działań wojennych? Porozumienie polityczne z Rosją, które będzie zawierało akceptację uznanych na szczeblu międzynarodowym granic Ukrainy i zrzeczenie się wcześniej anektowanych terytoriów?

A jeśli Kreml – co jest bardziej niż prawdopodobne – nie pogodzi się z takim scenariuszem i nawet nie dyskutuje o możliwości politycznego porozumienia z “reżimem nazistowskim” w Kijowie? A jeśli przywrócenie integralności terytorialnej Ukrainy nie doprowadzi do końca wojny, ale będą jej towarzyszyć bitwy na granicy państwowej i kontynuacja ataków rakietowych na całe terytorium kraju – tylko teraz z wyzwolonymi terytoriami, jak to miało miejsce po wyzwoleniu Chersonia? A jeśli nie jest możliwe całkowite osiągnięcie wyzwolenia całego okupowanego terytorium, ale działania wojenne będą zawieszone lub nawet zatrzymane – ale bez osiągnięcia porozumienia politycznego?

Terytorium wiecznych nieszczęść?

Oczywiste jest, że NATO może mieć “idealną opcję” na zwycięstwo – wyzwolenie całego terytorium Ukrainy przy zrzeczeniu się przez Rosję roszczeń terytorialnych i zgodę na zakończenie wojny. Ale ta idealna opcja, jak to często bywa w prawdziwym życiu, może nie być osiągalna w nadchodzących latach, jeśli nie dziesięcioleciach.

Co wtedy? Odmówić Ukrainie przystąpienia do NATO, zastąpić to członkostwo obietnicami “wiecznych” dostaw broni i pomocy gospodarczej w przypadku nowych rosyjskich ataków? Zamienić Ukrainę w terytorium wiecznego nieszczęścia na peryferiach cywilizowanego świata, choć dobrze uzbrojonego?

To jest brak odwagi. Wiąże się to przede wszystkim z niechęcią do odpowiedzi na bardzo konkretne pytania, jakie przed cywilizowanym światem postawił rosyjski atak na Ukrainę. Wiąże się to z niechęcią do zauważenia, że prawo międzynarodowe, które zostało ustanowione po II wojnie światowej i potwierdzone na helsińskim szczycie Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w 1975 roku, zostało praktycznie zdewaluowane i zniszczone przez celowe działania rosyjskiego kierownictwa na czele z Władimirem Putinem.

Próby pozostania w zgodzie z tym prawem międzynarodowym – podczas gdy strona przeciwna je odrzuca i wierzy tylko w prawo siły – stwarzają warunki do “braku odwagi” i prób ograniczenia się do półśrodków, gdy trzeba myśleć o pełnym wyjściu z wojny i zapobieżeniu długotrwałej wojnie na wyczerpanie, do której dąży Władimir Putin. Jakiekolwiek opóźnienie w integracji euroatlantyckiej Ukrainy nie zapobiega eskalacji, której obawiają się zachodnie stolice. Wręcz przeciwnie, zachęca Putina. To sygnał dla rosyjskiego prezydenta: dopóki walczy, może być pewien, że Ukraina nie stanie się częścią cywilizowanego świata.

A to wygląda nie tylko na “brak odwagi”, ale także stanowi bilet na przedstawienie z torturowaniem ofiary. I to wcale nie jednorazowy.

Witalij Portnikow dla vot-tak.tv/belsat.eu

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności