"Alpaga wzmacniana" pod strzechy: Białoruś kapituluje w wojnie przeciwko alkoholizmowi


Białoruś latami toczyła nierówną walkę ze złymi nawykami społecznymi. Jednak kryzys gospodarczy zmusił Łukaszenkę do wsparcia rodzimego przemysłu alkoholowego. Sprzedaż białoruskiego taniego wina stała  się odtąd obowiązkowa. 

Pijcie, kiedy chcecie!

Białoruskie kawiarnie, bary i restauracje mają obowiązek dwukrotnie powiększyć asortyment posiadanego alkoholu. Półki sklepowe w obowiązkowym trybie mają zaś zapełnić tanie wina krajowej produkcji. To natychmiastowa reakcja Ministerstwa Handlu na ostatnie gromkie deklaracje  Aleksandra Łukaszenki, który ostro skrytykował rząd za brak konkretnych kroków mających obronić rodzimy rynek producentów alkoholu.

Prezydent oburzał się, że rośnie import spirytualiów oraz skala nielegalnego obrotu alkoholem. Tymczasem krajowa produkcja – spada. Resort handlu odpowiedział natychmiast – anulując dotychczasowe ograniczenia dotyczące godzin sprzedaży alkoholu w sklepach.

Wkrótce potem pojawiło się rozporządzenie, zgodnie z którym na sklepy sprzedające wina z winogron, nałożono obowiązek posiadania w asortymencie win owocowych krajowej produkcji. To tzw. “czerniła” – mieszanki sfermentowanych soków ze spirytusem. Owe napoje osiągające dzięki swojemu składowi “moc” pomiędzy 15% a 20% alkoholu oraz swojej bardziej niż umiarkowanej cenie, cieszą się nieustającą popularnością wśród mniej wyrafinowanej klienteli. Nic dziwnego, skoro butelka o objętości 0,7 litra kosztuje równowartość ok. 3 złotych. Przez lekarzy specjalizujących się w uzależnieniach wynalazki te są nazywane najgorszym złem. Mimo swoich romanycznych nazw…

[vc_single_image image=”368167″ img_size=”large”]

Pić swoje – Nie karmić Zachodu!

Alkoholowa rewolucja odbywa się też w tych dniach w lokalach gastronomicznych. Co prawda Ministerstwo Handlu na szczęście zastrzegło, że nie muszą one podawać tanich win, ale pijący klient napewno będzie zadowalony z obowiazkowego rozszerzenia karty napojów wyskokowych. Zgodnie z rozporządzeniem opublikowanym w poniedziałek 31 sierpnia, białoruskie kawiarnie, restauracje i bary mają dwukrotnie zwiększyć obowiązkowy asortyment serwowanych alkoholi.

Kawiarnie klasy “Lux”, które posiadają licencję na handel detaliczny alkoholem muszą teraz wykazać się 54 rodzajami napojów wyskokowych. W szczególności 23 gatunkami wódki, 8 – koniaku lub brandy, 7 – likierów, 8 – szampanów lub win musujących oraz taką samą ilością win z winogron.

“Celem jest sprzedaż krajowej produkcji. Obrona rynku wewnętrznego – nie tylko alkoholu, ale również wszystkich pozostałych towarów. Sprzedajemy swoje, a nie karmimy Zachodu” – wyjaśniła portalowi tut.by nową filozofię Łarysa Kamarowa, szefowa działu organizacji żywienia zbiorowego Ministerstwa Handlu.

Pięciolatką ku trzeźwości

Filozofia to rzeczywiście nowa, bo przez ostatnie lata białoruskie władze robiły wszystko dokładnie na odwrót – starając się nie zwiększyć, lecz zmniejszyć spożycie alkoholu przez obywateli, a najbardziej szkodliwe substancje (czyli np. wzmacniane surogaty win) eliminować z rynku. Co prawda wyniki tych działań pozostawiały wiele do życzenia.

Z pijaństwem i alkoholizmem walczono na Białorusi przy pomocy planów pięcioletnich. Strategię tej batalii w ostatniej dekadzie określiły “państwowe programy działań ogólnonarodowych dotyczących zapobieżenia i przezwyciężenia alkoholizmu”. Pierwszy plan obejmował lata 2006-2010, a drugi – 2011-2015. Cele były podobne:

“Sprzyjanie obronie społeczeństwa przed pijaństwem i alkoholizmem, aktywizacja pracy profilaktycznej, zaangażowanie znacznej części ludności do prowadzenia trzeźwego trybu życia, zmniejszenie poziomu spożycia napojów alkoholowych i tym samym znaczne polepszenie stanu zdrowia ludności Białorusi”.

To cytat z programu na lata 2006-2011. Zakładał on, że po pięciu latach jego realizacji ludność zmniejszy spożycie o 50 procent (!) (co roku o 10 proc.), poziom śmiertelności w wyniku spożycia (alkoholizm, przypadkowe otrucia) spadnie o 10 proc., a wskaźniki zachorowalności na alkoholizm zmniejszą się o 10-15 proc.

Degradacja nie zagraża?

Po pięciu latach okazało się, że coś nie wyszło – albo plan był zły, albo społeczeństwo do niego nie dojrzało. Bo ludność piła dalej na potęgę. Mimo takich akcji jak ta, podczas której z pompą i paradą szczególnie dokuczających stołecznej milicji alkoholików wywożono z Mińska na przymusowe leczenie do zamkniętego ośrodka na prowincji. Wideo to zrobiło furorę nawet w rosyjskich kanałach TV:

Po pięciu latach okazało się, że liczba zarejestrowanych osob z problemem alkoholowym nie tylko się nie zmniejszyła, lecz wzrosła: prawie o 6,5 proc. A statystyki alkoholizmu kobiecego były po prostu szokiem – jego przypadków zarejestrowano o 37 proc. więcej.

“Tak, mamy ok miliona obywateli nadużywających alkoholu, ale ta liczba nie zmienia się od dziesięcioleci. W czasie “półprohibicyjnej” ustawy Gorbaczowa było tyle samo. Są wahania: 10 tys. więcej, 10 tys. mniej – uspokajał w 2012 r. dziennikarzy onliner.by szef wydziału rehabilitacji Centrum Zdrowia Psychiczneg o Władimir Iwanow. – Ale nie chciałbym z tego wyciągać tragicznych wniosków. Często w mediach widzę informacje, że używają po 10 -12 litrów na głowę, że naród w szybkim tempie ulega degradacji… Degradacja narodu od tego się nie odbywa! Tak, tracimy pewnien potencjał. Ale przecież w rozwiniętych krajach stopień alkoholizmu jest nie mniejszy… Alkoholizmu zwyciężyć nie możemy, ale możemy pomóc osobno wziętym ludziom”.

I pomagano. Czasem nawet w zaskakujący sposób. Np. widząc, że mimo lat represji w białoruskich wsiach i lasach kwitnie bimbrownictwo (wg różnych szacunków procederem tym może parać się nawet 15 proc. ludności kraju), poczyniono pierwsze kroki, aby go zalegalizować. Najpierw pozwolono “pędzić samogon” w kilku skansenach i muzeach etnograficznych, a ostatnio wydano licencję na jego produkcję zakładom winiarskim ze Słonimia. Czy sprawa dojdzie do skupu tego produktu od ludności – na razie nie wiadomo…

Białoruś na najwyższym podium

Wiadomo za to, że mimo realizacji kolejnego, jeszcze bardziej ambitnego programu walki z alkoholizmem – tego na lata 2011-2015 – Białoruś pobiła haniebny rekord. Chociaż plan zakładał m.in., że o 25-35 proc. zmniejszy się liczba zgonów wskutek przypadkowych otruć alkoholem, od 35-40% – liczba osób cierpiących na psychozy alkoholowe, a o 10-15 proc. – liczba chronicznych alkoholików.

Tymczasem w maju 2014 r. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowała coroczne sprawozdanie “O sytuacji w sferze alkoholu i zdrowia”. W Mińsku wybuchł skandal: Białoruś zajęła pierwsze miejsce na świecie pod względem spożycia czystego alkoholu na głowę!

Zgodnie z tymi danymi każdy mieszkaniec kraju w wieku powyżej 15 lat wypijał rocznie 17,5 litra czystego spirytusu rocznie. Dorosłe kobiety – 9,1 litra, a mężczyźni – aż 27,5 litra. I to tylko legalnego alkoholu: 47 proc. wypitego stanowiła wódka (oczywiście tylko ta legalna – bez uwzględniania produkcji bimbrowniczej) , 17 proc. piwo, a wino z winogron – 5 proc.

[vc_single_image image=”368165″ img_size=”large”]

“Udało się nam prześcignąć nawet Rosję, która w powyższym rankingu jest dopiero czwarta. Warto wspomnieć o Polsce, która nie słynie szczególnie z abstynentów. Otóż Polacy wypijają ok. 12,5 litra rocznie, Łotysze – 12,3, Ukraińcy 13,9, a Gruzini – 7,7 l – martwiła się wydawana przez administrację prezydenta gazeta “SB.Biełaruś Siegodnia”, zauważając przy tym: – Ciekawe, że dane  Narodowego Komitetu Statystycznego (Biełstatu – od red.) dotyczące spożywania alkoholu przez Białorusinów różnią się od międzynarodowych i wynoszą 12,6 l na osobę. Chodzi o to, że Biełsat przelicza ilość wypitego na całą ludność – razem z niemowlętami, a WHO – liczy od wieku 15 lat, co jest rozsądniejsze. Sedna problemu to nie zmienia, a jeśli statystyka nawet się myli, to alkoholizm w kraju i tak jest ogromny.”

Nowy świetny plan?

Chociaż rząd nadal chwalił się sukcesami: wskutek realizacji programu 2012-2015 o 6 proc. zmniejszyła się ogólna sprzedaż alkoholu, o 7,7 proc. ilość przestępstw i wykroczeń popełnionych przez osoby nietrzeźwe, o 12,7 proc. ilość wypadków spowodowanych po pijanemu. Aż o 37,3 proc. – liczba podobnych wypadków przy pracy, o 12,8 proc. – zgonów wskutek zatruć alkoholem, a o 8,5 proc. liczba chronicznych alkoholików.

Z pijaństwem walczono również lokalnie, ale wciąż zgodnie z wytycznymi – czyli “zabronić, uniemożliwić, ograniczyć”. W wielu miastach napojów wyskokowych tradycyjnie nie sprzedawano np. w dni balów maturalnych i niektórych imprez masowych, a na wsiach – podczas wiosennych i letnich prac polowych. A zaledwie 15 czerwca tego roku wszystkim sklepom w Mińsku zakazano sprzedaży alkoholu w godzinach 22.00 – 9.00. Przykład ze stolicy zaczęły brać inne miasta…

I nagle sierpniowa narada z udziałem Łukaszenki nieoczekiwanie zmieniła wektor tej wieloletniej polityki o 180 stopni. A może o… 45 procent?

Niewykluczone też zresztą, że wcale nie zmieniła, tylko zerwała z wieloletnią grą pozorów w postaci rządowych pięciolatek i państwowych planów, których realizacja pochłonęła miliardy rubli z państwowego budżetu, a skutki tych kampanii były dość wątpliwe.

Chociaż pod koniec marca zapowiedziano już kolejny plan walki z pijaństwem i alkoholizmem – tym razem na lata 2016 – 2020. Jego autorzy jeszcze zapewne nie wiedzeli, że przyjdzie im teraz walczyć ze znacznie silniejszym wrogiem. Wzmocnionym niczym białoruskie wino owocowe…

Problem stary jak świat

Ale  jak przekonuje artykuł z tej starej, pożółkłej gazety – problem alkoholizmu i rozpijania społeczeństwa jest na tych ziemiach stary na świat. A na pewno starszy nie tylko niż kampanie i odwroty Aleksandra Łukaszenki, ale nawet niż współczesna Białoruś. Tylko wtedy winnych szukano całkiem innych. Przynajmniej w Żupranach pod Oszmianą…

[vc_single_image image=”368166″ img_size=”large”]

cez, belsat.eu/pl

Aktualności