Zniszczono sad na działce, bo miał nad nią przelatywać Łukaszenka


Mieszkanka Bobrujska Wiera Masałowa już od 25 lat ma działkę we wsi Amielnaja pod Rogaczowem. Szczególną dumą właścicielki jest sad: trzy rzędy drzew i krzewów owocowych – jabłonie, grusze, rokitnik, wiśnia, krzaki porzeczki i agrestu… Pod koniec lipca pani Wiera na dwa tygodnie wyjechała nad Morze Azowskie, a kiedy wróciła, zamiast swojego sadu zastałą zaoraną ziemię. Sprawa ciągnie się do dziś – kobieta próbuje wywalczyć sprawiedliwość.

„Możecie sobie wyobrazić – mówi zdenerwowana Masałowa – sąsiadka przywiozła mnie samochodem, wzięłyśmy worki na owoce. Kiedy podjechałyśmy, zobaczyłyśmy to. Pomyślałam, że gdyby żył mój nieboszczyk mąż, to pękłoby mu serce, gdyby to zobaczył. Jak ja przeżyłam tę noc i nie dostałam wylewu, dziwię się sama”.

Wyjaśniło się, że na trzy dni przed jej powrotem znad morza, na polecenie przewodniczącej Rady Wiejskiej sad zniszczono, chociaż kobieta, która opiekowała się domem prosiła, aby poczekać z tym kilka dni, do przyjazdu właścicielki.

 

[vc_single_image image=”1″ img_size=”large”]

Oficjalna przyczyna zlikwidowania sadu to góry śmieci znajdujące na działki i jej zaniedbany stan – poinformowała Masałową przewodnicząca. A przecież nad okolicą miał przelatywać samolot Aleksandra Łukaszenki, którego oczekiwano z wizytą w Żłobinie. Żeby nie psuć wrażenia szefowi państwa, sad zlikwidowano.

Osobista zemsta, czy „uporządkowanie terenu”?

 

 „W 2008 roku był konflikt – opowiada pani Wiera. – Jakaś kobieta nakrzyczała na męża za jakieś śmieci. Napisałam do milicji, że niemal nie wpędziła go do grobu. 2. grupa inwalidzka, nie wolno mu było się denerwować. Trzęsło go potem po tej rozmowie. Milicja poinformowała mnie, że to przewodnicząca Rady Wiejskiej Tacciana Antuszewicz i niby przeprowadzono z nią rozmowę. Więcej mnie nie zaczepiała. Ani ja, ani mąż już jej nie widzieliśmy, ale widocznie okazała się mściwa.”

Po dojściu do siebie Masałowa zaczęła pisać skargi i wnioski o wszczęcie postępowania karnego przeciwko urzędniczce. Zwracała się do wielu instancji i do prokuratur wszystkich szczebli. Jak dotąd bezskutecznie.

 

„Milicja stoi murem za przewodniczącą – oburza się Masałowa. – Teraz trwa taka gra. Ja piszę, oni mnie jakiś ogólnik, ja piszę – oni mi znow ogólnik. Usprawiedliwiają działania Antuszewicz całkowicie, nie chcą wszcząć sprawy, bo nie mogą zrobić wyceny sadu”.

Pani Wiera domaga się 40 mln rubli (ok. 10 tys. zło) odszkodowania za zniszczony sad. Ostatnia instancja, do której może się zwrócić to sąd. Ale i do niego odnosi się sceptycznie.

„Sądząc po tym, jak traktuje mnie milicja i prokuratura w Rogaczowie, tak samo potraktują mnie sędziowie. Wypłacą mi 5 mln za wyrządzone szkody i powiedzą, że dużo dali”.

Łarys Kawalczuk, belsat.eu

 
Aktualności