Zachar Prilepin, rosyjski pisarz i narodowy bolszewik nie wpuszczony do Bośni


Walczył przeciw Ukrainie w Donbasie, a teraz pojechał podburzać Serbów. Zachar Prilepin, pisarz awanturnik i anarchista, w rzeczywistości służy rosyjskiemu imperializmowi.

Bośniaccy pogranicznicy zatrzymali wczoraj Zachara Prilepina na granicy z Serbią i nie wpuścili do Bośni i Hercegowiny. Rosyjski pisarz jechał do Banja Luki wygłosić odczyt. Ale Bośniacy powiedzieli, że figuruje na liście osób niebezpiecznych dla ich państwa i ładu międzynarodowego. Prilepin zawrócił zatem do Serbii, gdzie wygłasza płomienne przemówienia o zachodnim imperializmie, ukraińskim faszyzmie i potrzebie rewolucyjnego zjednoczenia wszystkich Słowian.

Prilepin uznawany jest za jednego z lepszych współczesnych rosyjskich pisarzy. Zasłynął pełnymi gniewu na współczesną Rosję powieściami „Sańkja”, czy „Grzech”. Uważa się za narodowego bolszewika, anarchistę walczącego słowem i karabinem o wyzwolenie i zjednoczenie słowiańskich ludów spod jarzma imperializmu. Tyle, że walcząc na Donbasie przeciw Ukrainie, czy agitując na Bałkanach, służy właśnie imperializmowi, rosyjskiemu.

Listy do towarzysza Stalina

Prilepin do wielkiej literatury dotarł krętymi drogami: przez ulicę i wojnę. W latach 90. Prilepin został zawodowym żołnierzem milicyjnych jednostek bojowych OMON-u. Trafił na wojnę w Czeczenii. Tam dostrzegł zło rosyjskiego kapitalizmu i systemu oligarchicznego i rodzącego się państwa policyjnego.

Po powrocie z pierwszej wojny czeczeńskiej zbliżył się do środowiska narodowych bolszewików. Liderem Partii Narodowo Bolszewickiej, skrajnie radykalnego, lewicowego, a jednocześnie faszyzującego ugrupowania, był Eduard Limonow. Również pisarz, kolorowa postać dawnego ruchu dysydenckiego i rosyjskiej emigracji politycznej. W l. 90 ub.w. powrócił z Zachodu robić w Rosji narodowo-bolszewicką rewolucję. Początkowo wydawało się, że założenie partii, której symbolem była hitlerowska flaga, tyle że zamiast swastyki w białym okręgu na czerwonym tle widniał sowiecki sierp i młot, to tylko kolejny happening kontrowersyjnego pisarza. Ale młodzież rozczarowana kapitalizmem po rosyjsku i nieudolną demokracją czasów Borysa Jelcyna garnęła się do „nacbołów”.

Jeszcze dwie dekady temu narodowi bolszewicy byli jedną z najsilniejszych i najpopularniejszych wśród młodzieży subkultur. Źródło: livejournal.com

W latach 90. Ruch Limonowa toczył na ulicach rosyjskich miast walki z milicją i skinheadami. Limonow wieścił nową bolszewicką rewolucję o narodowym, rosyjskim odcieniu. W imię braterstwa Słowian jeździł na czele oddziału „nacbołów” na wojnę w byłej Jugosławii, by walczyć po serbskiej stronie w Bośni i Krainie. Prilepin zafascynował się brutalną, uliczną wojną i rewolucją przeciw oligarchii. W jednej ze słynniejszych swoich powieści, „Sańkja” opisał młodego, radykalnego rewolucjonistę walczącego z milicją i tłukącego się z oddziałami OMON-u. Tego samego OMON-u, w którym służył pisarz.

Kiedy Prilepin stał się rozchwytywanym pisarzem i kolekcjonerem nagród literackich nie porzucił radykalnych poglądów. Wprawdzie ruch narodowo-bolszewicki stracił na popularności, kiedy władzę objął Władimir Putin. Kreml przejął po prostu część haseł imperialnych i sam zaczął używać sentymentu po ZSRR i krytykować Zachód tak ostro, że konkurował z Limonowem i Prilepinem. W dodatku represje policyjne i konkurencja ze strony prokremlowskich młodzieżówek osłabiły rewolucyjne podziemie. Sam Limonow zaczął współpracować z liberałami i stracił wiele z dawnego radykalizmu. Ale Prilepin pozostał wierny swoim poglądom. Choć traktował je coraz bardziej, jako kanwę do polityczno-artystycznych prowokacji. Tak, jak niegdyś jego mentor, Eduard Limonow.

W 2012 r. Prilepin opublikował „Listy do towarzysza Stalina”. Chwalił sowieckiego dyktatora i wykorzystywał najbardziej ohydne, antysemickie kalki o żydowskiej oligarchii duszącej Rosję. Mimo krytyki ze strony części intelektualistów, nadal był celebrytą zapraszanym do telewizji i na kulturalne imprezy. A także, razem z Limonowem, jednym z liderów opozycyjnej „Innej Rosji”. Partii, która krytykuje Putina, ale chwali jego politykę. Partii, która atakuje liberalną demokrację, ale w opozycji współpracuje z liberałami.

Obowiązek rewolucjonisty

Kiedy w 2014 r. Rosja zajęła Krym i zaczęła się wojna na wschodzie Ukrainy Zachar Prilepin był jednym z pierwszych, którzy gorąco poparli tzw. separatystów. Ogłosił początek ludowej rewolucji przeciw imperializmowi. Założył fundację, by wspierać tzw. Doniecką Republikę Ludową. Uznał, że zaczyna się spełniać marzenie narodowych bolszewików: odbudowuje się ZSRR.

– Wierzę, że Donieck i Ługańsk są gotowe na zjednoczenie z Ukrainą tylko w jednym przypadku, takim, kiedy to Ukraina przyłączy się do DNR i ŁNR – powiedział Prilepin w niedawnej rozmowie z Echem Moskwy.

Dla Ukraińców stał się wrogiem numer jeden. Wpisali go na czarną listę osób zagrażających ich państwu. Trafili też na nią rosyjscy twórcy chwalący separatystów i zabór Krymu: piosenkarze Oleg Gazmanow, Josif Kobzon, aktor Wasilij Łanowoj i inni artyści.

Zachar Prilepin i bojownicy z jego batalionu na froncie pod Dokuczajewskiem. Źródło: svoboda.org

Prilepin nie ograniczył się do słów. W Doniecku pojawił się na samym początku inspirowanego z Moskwy tzw. separatystycznego buntu. Został doradcą lidera DNR, Aleksandra Zacharczenki, a także zastępcą dowódcy batalionu specnazu. Dowódcą był inny „nacboł”, Siergiej Fomczenkow. Pisarz dostał od separatystów rangę majora. Ale częściej niż na froncie pod Donieckiem, bywa na salonach wśród moskiewskich celebrytów i stacjach telewizyjnych.

W batalionie początkowo było ok. trzystu ochotników z Rosji, a także z Serbii. Większość z nich to narodowi-bolszewicy, bądź rosyjscy neofaszyści. Władze w Doniecku zaczęły jednak porządkować ochotnicze jednostki. Część bojowników z batalionu Prilepina przeszła do innych jednostek, a część wyjechała. Pozostało ok. 50 bojowników, którzy częściej niż na froncie, siedzieli w hotelu „Praga” w Doniecku.

Kilka dni temu ukraińskie media podały informację, że batalion Prilepina został rozwiązany, a bojownicy w nim służący otoczeni i rozbrojeni.

– Jeśli przyjechałeś na wojnę, to powinieneś walczyć, a nie siedzieć w dobrym hotelu i imprezować – napisał w sieciach społecznościowych Konstantin Dołgow, jeden z separatystycznych ministrów, obecnie przebywający w Moskwie.

To on podał informację, że władze w Doniecku miały dosyć rewolucyjnej hałastry i pozującego na Che Guevarę Prilepina. Przebywający w tym czasie na Bałkanach i próbujący dostać się do Bośni pisarz zaprzeczył tym informacjom na Facebooku. Stwierdził, że dowództwo jego batalionu nadal bazuje w donieckim hotelu „Praga” i prowadzi służbę na linii frontu pod Dokuczajewskiem. Prilepin przyznał jednak, że były jakieś zatargi z innymi separatystycznymi jednostkami.

Nie wiadomo, czy pisarz-rewolucjonista wróci do Doniecka. Głosi teraz, że niebawem zacznie się rosyjska ofensywa na Ukrainę. Być może marzy, by wrócić w rosyjskim czołgu? Ale to już nie byłaby rewolucja, tylko zwykła, imperialistyczna agresja.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności