Serce białoruskiego kowalstwa bije w Głębokiem


Współcześni kowale korzystają z tokarek i pras i faktycznie wykonują swoje wyroby „spod sztancy”. Korespondent belsat.eu odwiedził okolice Głębokiego, gdzie wciąż jest żywa tradycja prawdziwego, ręcznego kowalstwa. I właśnie stamtąd rozpoczęło się odrodzenie tego rzemiosła na Białorusi.



Od lat 90. kowalstwo na Białorusi przeżywa nowy rozkwit. Wielką rolę odegrali w tym Aleksander i Dzianis Dubinowie – ojciec i syn, kowale z Głębokiego (biał. Hłybokaje). W tym mieście odbył się też pierwszy w historii najnowszej Białorusi międzynarodowy festiwal kowalski.

Aleksander Dubina był przekonany, że prawdziwy twórca zajmujący się rzemiosłem artystycznym musi wkładać w każde swoje dzieło energię duszy i ciała, ręcznie pracując nad każdym detalem. Właśnie to czyni każdą pracę niepowtarzalną. A sztampowanie i maszyny przekształcają kowalstwo w zwykłą produkcję.

Kowal Aleksander Dubina zmarł w 2003 roku, ale dzieło jego życia kontynuuje syn Dzianis. Stwierdza jednak, że zainteresowanie kowalstwem dziś zmalało.

 



Tym niemniej przychodzi do zmodernizowanej ojcowskiej kuźni, aby tworzyć nowe: z kawałka metalowego pręta powstają prawdziwe dzieła sztuki. Kowal z żalem mówi, że zamówień na duże wyroby jest coraz mniej – wymagają więcej czasu i wysiłku, a więc ich cena jest też odpowiednio wyższa. Trudno jest więc konkurować z kowalami, którzy sztampują swoje wyroby metodą kucia na zimno.



Pomnik na grobie Aleksandra Dubiny też jest unikalnym dziełem sztuki – godnym prawdziwego mistrza.



Portret ojca znajduje się też w rodzinnym domu.

Na wyroby miejscowych kowali można natrafić na ulicach Głębokiego. Są tam prace Aleksandra i Dzianisa Dubinów, ale również innych – np. Juryja Tatarynawicza.

W parku, obok Dworku Jakimowicza można zobaczyć kutą karetę oraz mnóstwo mniejszych elementów: latarnie, kwiaty, huśtawki i ławki.

AS/ML, belsat.eu

Aktualności