Rosjanie znowu stali się ofiarą niejasnego prawa działającego w Unii Celnej


Białoruska ekspertka ds. energetyki Tacciana Manionak uważa, że eksport benzyny pod przykrywką innych wyrobów ropopochodnych  jest wygodny dla białoruskiego państwa i biznesmenów związanych z władzami.

Białoruś  znowu eksportuje paliwa pod przykrywką mieszanek bitumicznych, unikając przy tym płacenia ceł do rosyjskiego budżetu – skąd biorą się takie możliwości u białoruskich biznesmenów?

[Tacciana Manionak] – Należy podkreślić, że tym procederem zajmują się wyłącznie firmy prywatne, nie np. białoruskie rafinerie państwowe. Podobnie było w 2011 r., gdy w sposób prawie identycznych eksportowano rozpuszczalniki. Zajmowały się tym jedynie określone firmy dysponujące prawem importowania surowca dla produkcji rozpuszczalników, a obecnie mieszanek bitumicznych.

Jakie firmy zajmują się takim eksportem?

– Raczej to nie są jawne informacje, ale wiadomo o firmie z obwodu witebskiego należącej do Aleksandra Worobieja (białoruskiego oligarchy bliskiego Łukaszence – red.), która wcześniej zajmowała się również rozpuszczalnikami. Ta firma kupiła zakład bitumiczny i być może to ona zajmuje się takim reeksportem. Tym bardziej, że nie każdy biznesem na Białorusi może importować produkty naftowe z Rosji ot tak. Do tego jest to biznes, który nie potrzebuje jakiś specjalnych technologii. Pewnie i tym razem zostanie przeprowadzone śledztwo i rosyjskie władze znowu zmienią prawo, by ukrócić ten proceder. Rosjanie raczej jednak nie będą zaostrzać swojego stanowiska – dziś do Mińska przyjechał premier Miedwiediew i spotkanie odbywa się w duchu „doskonałej współpracy” i nie ma mowy o żadnych problemach w handlu.

Co na tym zyskuje białoruskie państwo, które to toleruje?

– Firmy te płacą podatki, dodatkowo do  kraju wpływa strumień waluty – co jest bardzo ważne dla białoruskiej gospodarki, cierpiącej na deficyt. Białoruś nie musi też płacić ceł do rosyjskiego budżetu.

Jak to możliwe, że w UE nagle rozpuszczalniki czy bituminy zmieniają się w paliwa. Czy tu mamy do czynienia z jakimiś nie do końca legalnymi procedurami?

– W EU po prostu obwiązują inne standardy techniczne sprowadzanych produktów. To, co w Rosji i Białorusi jest uznawane za rozpuszczalnik, w UE jest po prostu produktem ropopochodnym.

Czy w tym przypadku chodzi o brak doskonałości prawa Unii Celnej, czy chodzi o wyjątkową kreatywność białoruskich biznesmenów?

– Problemy te wynikają z niuansów specyfikacji produkcji w Unii Celnej. Trudno stwierdzić,  dlaczego na jedne produkty wprowadzono cła, a na inne nie. Być może wiąże się to z interesami poszczególnych rosyjskich urzędników, lub chęcią stymulowania określonej produkcji. Białoruscy biznesmeni po prostu użyli tego w swoich celach.

Białoruskie władze nie sprzeciwia się temu procederowi, choć przecież może popsuć to stosunki z Rosją?

Białoruś oficjalnie nie zarabia na lewych paliwach. Zawsze może powiedzieć, że to biznes prywatny, który wykorzystał luki w prawie. Rosja nie może mieć też zastrzeżeń do białoruskich firm państwowych. Do tego, w procederze biorą udział również rosyjskie firmy, o czym wspominał Łukaszenka.  Kreml  nigdy oficjalnie nie domagał się zadośćuczynienia strat dla swojego budżetu.  Rosjanie załatwili więc sprawę  po cichu. Zebrała się specjalna grupa, wprowadzono zmiany w prawie i na tym zakończono.

Z Taccianą Manionak – białoruską ekspertką ds. energetycznych z pisma „Biełorusy i Rynok” rozmawiał Jakub Biernat.

Aktualności