„Przedłużanie sankcji w niczym nie pomoże. Jeśli Europa dałaby reżimowi pieniądze, jutro wszędzie by wisiały portrety Paźniaka”


Barack Obama przedłużył dziś sankcje przeciwko władzom Białorusi na kolejny rok.

O tym, co ta decyzja faktycznie oznacza dla władz Białorusi, belsat.eu porozmawiał z politologiem Andrejem Suzdalcewem.

– Dlaczego amerykański przywódca przedłużył sankcje, mimo pozornego ocieplenia stosunków Białorusi z Europą? Czy należało się tego spodziewać?

– Oczywiście. Każda ze stron czeka na to, żeby druga zrobiła pierwszy krok. Zrozumiałe jest, że Białoruś czeka na krok w kwestii polityki wizowej a Zachód – na rozwiązanie problemu więźniów politycznych. Rzecz symboliczna, ale stoją za nią żywi ludzie. Jeśli Białoruś wypuści więźniów, będzie to ustępstwo z jej strony, a dla autorytarnego białoruskiego reżimu jakiekolwiek ustępstwa są śmiertelnie niebezpieczne.

Według eksperta, Łukaszenka robi z siebie w tej chwili ofiarę i przekonuje Zachód, że jest mu potrzebny do walki z Rosją.

– Podczas szczytu [Partnerstwa Wschodniego – red.] Białoruś bez przerwy powtarzała, że znajduje się pod naciskiem Kremla i nie ma innego wyjścia, niż podejmować takie a nie inne decyzje. Ale żadnego nacisku tak naprawdę nie ma. Białoruska strona mówi do Europy tak: przyjmujcie nas takimi, jakimi jesteśmy. A Łukaszenka stoi nad przepaścią. Próbuje stać i z jednej i z drugiej strony, ale przepaść jest zbyt szeroka.

– Czy przedłużenie sankcji wpłynie na pogorszenie sytuacji ekonomicznej w kraju? Czy w ogóle widać jakiekolwiek efekty ograniczeń?

– Sankcje w ogóle nie wpływają na gospodarkę Białorusi. Sankcje są starannie dobrane, i to tylko do kilku osób; są formalnością. Przedłużenie sankcji nie przestraszy Łukaszenki, ponieważ nie dotyczą one najważniejszego: rynku nawozów rolniczych i rafinerii naftowych. Jedyne, co naprawdę przeszkadza białoruskiej elicie to ograniczenia wizowe.

– Czy można oczekiwać, że decyzja Obamy jakoś wpłynie na unijnych urzędników i czy oni też wprowadzą bardziej restrykcyjne ograniczenia w stosunku do Białorusi?

– Tu w ogóle nie chodzi o politykę, ale o pieniądze. Reżim Łukaszenki ma patologiczne problemy z zarabianiem pieniędzy. Zrozumiałe jest, że Białoruś chciałaby dostać od Zachodu środki finansowe na wzór tych, których udziela się Grecji. Jeśli władze Białorusi dostałyby takie pieniądze, Mińsk już jutro stał by się agresywnie antyrosyjski, wszędzie wisiałyby portrety Zianona Paźniaka, a Łukaszenka wzywałby do zniszczenia Kremla. Wtedy rozkwitłby białoruski nacjonalizm.

DR, belsat.eu

 
Aktualności