Prezydent USA Donald Trump, którego wybór rosyjska Duma Państwowa powitała owacją, jest obecnie na Kremlu postrzegany gorzej niż jego poprzednik. Zapracował na taką opinię w 80 dni.
O tym, że poziom zaufania do Białego Domu jest na Kremlu nawet niższy, niż był za Baracka Obamy, powiedział sam Władimir Putin – w wywiadzie dla telewizji Mir.
“Można powiedzieć, że poziom zaufania w sprawach roboczych, szczególnie w kwestiach wojskowych, nie poprawił się, a raczej obniżył” – powiedział rosyjski prezydent.
Słowa te wypowiedział w znaczącym momencie, bo niedługo przed pierwszym spotkaniem sekretarza stanu USA Rexa Tillersona z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem.
A przecież Donald Trump był przez wielu swoich oponentów i komentatorów politycznych uważany za skrajnego rusofila. 14 sierpnia 2015 roku, będąc jeszcze kandydatem do prezydenckiego fotela, powiedział: “Myślę, że bardzo dobrze bym się dogadał z Putinem”. Niemal w odpowiedzi, Władimir Putin nazwał amerykańskiego polityka i celebrytę “bardzo bystrym człowiekiem, bez wątpienia utalentowanym”, “absolutnym liderem w wyścigu prezydenckim”.
Obaj politycy zapowiadali rychłe zbliżenie między ich krajami, o ile tylko w Gabinecie Owalnym zasiądzie właściciel Trump Tower.
“Mówi on o tym, że chce przejść na kolejny poziom stosunków z Rosją, bliższy, głębszy. Jakże moglibyśmy nie przyjmować tego z zadowoleniem? Oczywiście, że jesteśmy zadowoleni” – twierdził Putin.
Czego z resztą Trump wcale nie krył. Dlatego eksperci, politycy i wyborcy często zarzucali mu przecenianie roli handlu w kontaktach zagranicznych i naiwną wiarę w możliwość pokojowego, bliższego współdziałania dwóch gigantów. Pożywką dla ich twierdzeń były wypowiedzi Trumpa takie, jak ta:
“Zawsze wydawało mi się, że Rosja i Stany Zjednoczone powinny być w stanie dobrze współpracować, by zwalczyć terroryzm i zaprowadzić pokój na świecie, nie mówiąc już o handlu i innych korzyściach, wynikających ze wzajemnego szacunku.”
Takie stanowisko mogło dziwić Amerykanów, tradycyjnie podchodzących do Rosji z dystansem i od lat 40-tych upatrujących w niej swojego przeciwnika. Jednak Donald Trump także po zwycięstwie w wyborach nie zdejmował maski entuzjasty. 7 stycznia, już po wyborach, a jeszcze przed zaprzysiężeniem, prezydent elekt napisał na swoim Twitterze:
“Posiadanie dobrych stosunków z Rosją jest dla nas dobre, a nie złe. Tylko ludzie głupi mogą sądzić, że to źle.”
Gdy jednak prezydent elekt Trump stał się prezydentem USA Donaldem Trumpem, jego stanowisko zaczęło się zmieniać, wyginać do panującej sytuacji i przybierać tradycyjny obraz. A może nawet Trump w swojej raptowności, połączonej z szybkością działania, posunął się dalej, niż zrobiłby to inny ojciec amerykańskiego narodu?
Gdy we wtorek 4 kwietnia na syryjską miejscowość Chan Szajchun spadły bomby ze śmiercionośnym gazem, zabijając blisko 90 osób, została przekroczona “czerwona linia” wyznaczona jeszcze przez Baracka Obamę. Trzy dni później, w piątek 7 kwietnia z amerykańskich okrętów rozlokowanych na Morzu Śródziemnym wystartowało 59 rakiet naprowadzanych Tomahawk. Wleciały one w strefę chronioną przez rosyjskie systemy przeciwlotnicze S-300 i S-400, by ostatecznie zniszczyć bazę lotniczą wojsk Baszira Asada w Szajracie.
Ostrzał rakietowy miał być odwetem na, wspomaganych przez Rosję, wojskach syryjskiego dyktatora za użycie broni chemicznej. Rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych oświadczyło:
„Jest oczywiste, że atak amerykańskimi rakietami sterowanymi był przygotowywany wcześniej. Decyzja o rozpoczęciu ataku była podjęta w Waszyngtonie przed wydarzeniami w Idlibe, które zostało wykorzystane po prostu jako pretekst dla demonstracji siły.”
A rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow dodał, że:
„Prezydent Putin uważa amerykańskie uderzenie w Syrii za agresję wobec suwerennego państwa i naruszenie norm prawa międzynarodowego.”
Zarówno Moskwa, jak i Damaszek twierdzą, że w Chan Szajchun to nie wojska syryjskie użyły broni chemicznej, gdyż jej nie mają – Syria miała pozbyć się całego arsenału chemicznego w 2014 roku.
Sam Władimir Putin stwierdził z kolei 11 kwietnia, że znudził się już słuchaniem oskarżeń pod adresem Rosji i Syrii.
“Przy tej okazji wspomnę naszych znakomitych pisarzy Ilfa i Pietrowa. Aż chce się powiedzieć: “Nudno dziewczynki – to wszystko już widzieliśmy.”
I choć kwestionowana jest odpowiedzialność Syrii za atak chemiczny, jak też prawidłowość brutalnego odwetu USA i udział w tym wszystkim Rosji, co do jednego nie ma złudzeń – entuzjazm w stosunkach Trumpa i Putina sprzed czterech miesięcy stał się przeżytkiem.
PJr, belsat.eu