Po trzech miesiącach prezydentury Trumpa, Putin wierzy mu mniej niż Obamie


Prezydent USA Donald Trump, którego wybór rosyjska Duma Państwowa powitała owacją, jest obecnie na Kremlu postrzegany gorzej niż jego poprzednik. Zapracował na taką opinię w 80 dni.

 O tym, że poziom zaufania do Białego Domu jest na Kremlu nawet niższy, niż był za Baracka Obamy, powiedział sam Władimir Putin – w wywiadzie dla telewizji Mir.

“Można powiedzieć, że poziom zaufania w sprawach roboczych, szczególnie w kwestiach wojskowych, nie poprawił się, a raczej obniżył” – powiedział rosyjski prezydent.

Słowa te wypowiedział w znaczącym momencie, bo niedługo przed pierwszym spotkaniem sekretarza stanu USA Rexa Tillersona z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem.

Jak było kilka miesięcy wcześniej?

A przecież Donald Trump był przez wielu swoich oponentów i komentatorów politycznych uważany za skrajnego rusofila. 14 sierpnia 2015 roku, będąc jeszcze kandydatem do prezydenckiego fotela, powiedział: “Myślę, że bardzo dobrze bym się dogadał z Putinem”. Niemal w odpowiedzi, Władimir Putin nazwał amerykańskiego polityka i celebrytę “bardzo bystrym człowiekiem, bez wątpienia utalentowanym”, “absolutnym liderem w wyścigu prezydenckim”.

Obaj politycy zapowiadali rychłe zbliżenie między ich krajami, o ile tylko w Gabinecie Owalnym zasiądzie właściciel Trump Tower.

“Mówi on o tym, że chce przejść na kolejny poziom stosunków z Rosją, bliższy, głębszy. Jakże moglibyśmy nie przyjmować tego z zadowoleniem? Oczywiście, że jesteśmy zadowoleni” – twierdził Putin.

Czego z resztą Trump wcale nie krył. Dlatego eksperci, politycy i wyborcy często zarzucali mu przecenianie roli handlu w kontaktach zagranicznych i naiwną wiarę w możliwość pokojowego, bliższego współdziałania dwóch gigantów. Pożywką dla ich twierdzeń były wypowiedzi Trumpa takie, jak ta:

“Zawsze wydawało mi się, że Rosja i Stany Zjednoczone powinny być w stanie dobrze współpracować, by zwalczyć terroryzm i zaprowadzić pokój na świecie, nie mówiąc już o handlu i innych korzyściach, wynikających ze wzajemnego szacunku.”

Takie stanowisko mogło dziwić Amerykanów, tradycyjnie podchodzących do Rosji z dystansem i od lat 40-tych upatrujących w niej swojego przeciwnika. Jednak Donald Trump także po zwycięstwie w wyborach nie zdejmował maski entuzjasty. 7 stycznia, już po wyborach, a jeszcze przed zaprzysiężeniem, prezydent elekt napisał na swoim Twitterze:

“Posiadanie dobrych stosunków z Rosją jest dla nas dobre, a nie złe. Tylko ludzie głupi mogą sądzić, że to źle.”

59 Tomahawków niezgody

Gdy jednak prezydent elekt Trump stał się prezydentem USA Donaldem Trumpem, jego stanowisko zaczęło się zmieniać, wyginać do panującej sytuacji i przybierać tradycyjny obraz. A może nawet Trump w swojej raptowności, połączonej z szybkością działania, posunął się dalej, niż zrobiłby to inny ojciec amerykańskiego narodu?

Gdy we wtorek 4 kwietnia na syryjską miejscowość Chan Szajchun spadły bomby ze śmiercionośnym gazem, zabijając blisko 90 osób, została przekroczona “czerwona linia” wyznaczona jeszcze przez Baracka Obamę. Trzy dni później, w piątek 7 kwietnia z amerykańskich okrętów rozlokowanych na Morzu Śródziemnym wystartowało 59 rakiet naprowadzanych Tomahawk. Wleciały one w strefę chronioną przez rosyjskie systemy przeciwlotnicze S-300 i S-400, by ostatecznie zniszczyć bazę lotniczą wojsk Baszira Asada w Szajracie.

Ostrzał rakietowy miał być odwetem na, wspomaganych przez Rosję, wojskach syryjskiego dyktatora za użycie broni chemicznej. Rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych oświadczyło

„Jest oczywiste, że atak amerykańskimi rakietami sterowanymi był przygotowywany wcześniej. Decyzja o rozpoczęciu ataku była podjęta w Waszyngtonie przed wydarzeniami w Idlibe, które zostało wykorzystane po prostu jako pretekst dla demonstracji siły.”

A rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow dodał, że:

„Prezydent Putin uważa amerykańskie uderzenie w Syrii za agresję wobec suwerennego państwa i naruszenie norm prawa międzynarodowego.”

Zarówno Moskwa, jak i Damaszek twierdzą, że w Chan Szajchun to nie wojska syryjskie użyły broni chemicznej, gdyż jej nie mają – Syria miała pozbyć się całego arsenału chemicznego w 2014 roku.

Sam Władimir Putin stwierdził z kolei 11 kwietnia, że znudził się już słuchaniem oskarżeń pod adresem Rosji i Syrii.

“Przy tej okazji wspomnę naszych znakomitych pisarzy Ilfa i Pietrowa. Aż chce się powiedzieć: “Nudno dziewczynki – to wszystko już widzieliśmy.”

I choć kwestionowana jest odpowiedzialność Syrii za atak chemiczny, jak też prawidłowość brutalnego odwetu USA i udział w tym wszystkim Rosji, co do jednego nie ma złudzeń – entuzjazm w stosunkach Trumpa i Putina sprzed czterech miesięcy stał się przeżytkiem.

PJr, belsat.eu 

Aktualności