„Nieznani sprawcy” dewastują mogiły ofiar komunistycznych zbrodni pod Witebskiem


Władze nie chcą uznać leśnych pochówków za masowe groby ofiar represji politycznych, a pamięć o nich skutecznie niszczą wandale.

Witebszczanin Jan Dziarżaucau, przewodniczący miejscowego stowarzyszenia „Chajsy”, które stara się dbać o miejsca pamięci, pokazuje zbezczeszczone mogiły. To właśnie on razem z działaczami swojej organizacji jako pierwszy zaczął publicznie mówić o miejscu rozstrzeliwań, a teraz opiekuje się grobami. Znajdują się one w lesie pomiędzy wsiami Drykole i Chajsy, 15 km na północ od Witebska.

„Zniszczyli pamięć, bezczeszczą mogiły zabitych, niewinnych ludzi” – opowiada nasz przewodnik.

Ludzkie kości, strzępy odzieży i resztki butów leżą w wielkich, rozkopanych dołach. W ubiegłym roku aktywiści organizacji ustawili nad mogiłami kilka krzyży i zaprosili grekokatolickiego duchownego, który odprawił tam nabożeństwo żałobne.

A jesienią skierowali pismo do prokuratury obwodowej i Komitetu Śledczego z wnioskiem o zbadanie i wyjaśnienie pochodzenia szczątków. Odpowiedź była zadziwiająca:

„W wyniku kontroli ustalono, że pochówek jest datowany na ponad 50 lat” – głosi fragment oficjalnego dokumentu.

I tyle… Ani słowa o przyczynach śmierci, nic o dokładnych datach.

Przedstawiciele miejscowych władz uściślają, że na miejscu odnaleziono fragment niemieckiego munduru, a więc to pochówek z czasów wojny. O tym, że w jamach znajdują się szczątki stalinowskich czystek, a władze usiłują zatuszować ten fakt, wiedzą jednak mieszkańcy okolicznych wsi.

– Mówią, że wywozili i rozstrzeliwali tam, do tego lasu. To na pewno w czasach „jeżowszczyzny”, zanim zdemaskowali Jeżowa, Bluchera… – mówią starsi ludzie przed kamerą „Obiektywu”. – Nie chcą wykopywać, bo boją się tego, co tam znajdą. Przecież to nie Niemcy rozstrzeliwali, ale swoi…

Świadczą o tym również fakty: nie późniejsze niż 1937 rok daty produkcji widoczne na obuwiu i sposób, w jaki zabijano ludzi.

– Wszystkie znalezione tu siedem czaszek było przestrzelonych kulą w potylicę – przypomina Jan Dziarżaucau.

A w czasie, gdy pomiędzy działaczami społecznymi a władzami trwają spory, ustawione nad grobami krzyże usunęli „nieznani sprawcy”. Kwiaty i wieńce ktoś powrzucał do dołów. Pod Witebskiem powtarza się historia z mińskich Kuropat, gdzie aktywiści toczą od lat podobny bój o zachowanie miejsca pamięci narodowej.

Jan Bryskier, „Biełsat” (cez)

Aktualności