Białoruski prezydent oświadczył, że nie skasuje kontrowersyjnego dekretu nr 3 nakładającego obowiązek podatkowy na osoby niepracujące, jednak w ciągu tego roku podległe mu służby nie będą ścigać osób, które go nie zapłaciły.
Około 730 zł w przeliczeniu miał zapłacić każdy Białorusin, który w ub. roku przepracował mniej niż 183 dni. Białoruskie władze wysłały listy z żądaniem zapłacenia podatku do 470 tys. osób, z czego pozytywnie zareagowało jedynie 50 tys adresatów. Podatek miał uderzyć w osoby pracujące w szarej strefie, jednak dotknął głównie tych, którzy stracili pracę w wyniku kryzysu gospodarczego na Białorusi.
Łukaszenka podczas swojego dzisiejszego wystąpienia podkreślił, że w marcu zostanie przeprowadzona korekta zapisów nowego prawa, jednak nie zostanie on odwołany.
Mówił, też przy podejmowaniu decyzji brał pod uwagę “tajemnicze” działania V kolumny czyli inaczej demokratycznej opozycji i rzeczy, „ o których społeczeństwo nie wie”.
Łukaszenka podkreślił, że dekret ma charakter nie ekonomiczny, a moralny.
„Żadnych tam dużych pieniędzy państwo z tego nie dostanie. Celem tego dekretu jest zmuszenie do pracy tych, którzy mogą i powinni pracować.”
Białoruski lider zarzucił urzędnikom i deputowanym, że nie przyłożyli się do wprowadzania dekretu w życie. Jego zdaniem, nie sporządzono właściwych list „nierobów” i dlatego na ulicę zaczęli wychodzić protestujący – niesłusznie zaliczeni w poczet “darmozjadów”. Przy czym określił jednorazową liczbę protestujących na 200-500 osób.
Łukaszenka polecił, by w 2016 r. zawiesić działanie dekretu nr. 3, a osoby, które zapłaciły w tym roku podatek zostały zwolnione z opłaty w przyszłym. Jeżeli jednak znajdą legalną pracę, zapłacony podatek zostanie im zwrócony. A dotychczas wpłacone środki na poczet podatku, mają zdaniem Łukaszenki być “co do grosza” przekazane “na utrzymanie dzieci”.